Żeby być apostołem, nie trzeba wyjeżdżać na misję do dalekich krajów, ale można i trzeba ewangelizować te najbliższe przestrzenie – Ojczyzny, miejsca zamieszkania czy różnych środowisk, w których żyjemy na co dzień.
Gdyby ktoś nagle zapytał, dlaczego oddychamy, zapewne na moment wprawiłby nas w konsternację. Czynność ta jest bowiem tak naturalna, że na co dzień nie zastanawiamy się nad nią głębiej. W pewnym sensie w podobne zakłopotanie wprowadził mnie kol. Red. Nacz. Marcin Kluczyński, kiedy któregoś dnia zapytał, dlaczego należę do Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”. Tak się składa, że dwudziestolecie katolickości Stowarzyszenia zbiega się z dwudziestoma latami mojej pracy i działalności w „Civitas Christiana”. Zatem właściwie całe dotychczasowe dorosłe życie spędziłem w naszej organizacji i obecność w niej jest dla mnie niemal tak naturalna jak oddychanie. Zatem żeby odpowiedzieć, najlepiej cofnąć się do początków i przypomnieć, co spowodowało, że młody, dwudziestoparoletni człowiek przyniósł kol. Waldemarowi Jaroszewiczowi w Gdańsku deklarację członkowską.
Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że był jeden główny powód – Stowarzyszenie wyróżniało się na tle innych ruchów katolickich. Miałem okazję bliższej lub dalszej współpracy z różnymi ruchami. Tam pogłębiałem swoją formację religijną i zaspakajałem potrzebę bycia we wspólnocie. Brakowało mi jednak możliwości „wyjścia na zewnątrz”, czyli robienia czegoś dla Ojczyzny, miasta czy innej społeczności lokalnej. Nawet najciekawsze spotkania czy różne inicjatywy formacyjne do końca nie zaspakajały potrzeby szerszej aktywności społecznej. Bolał mnie zakorzeniony mocny w ówczesnej świadomości stereotyp, że katolicy to może i poczciwi ludzie, ale na niwie społecznej nieumiejący działać w sposób konsekwentny i profesjonalny – że są zamknięci w kruchcie kościelnej, a jeśli z niej wychodzą, to jedynie protestować przeciwko czemuś. Tymczasem właśnie w „Civitas Christiana” znalazłem organizację, która skupiała katolików chcących w sposób kompetentny zmieniać otaczającą ich rzeczywistość społeczną – nie tylko w formie protestu, ale kształtując opinię publiczną i podejmując konkretne inicjatywy. Wzrastając w Stowarzyszeniu, zrozumiałem, że żeby być apostołem, nie trzeba wyjeżdżać na misję do dalekich krajów, ale można i trzeba ewangelizować te najbliższe przestrzenie – Ojczyzny, miejsca zamieszkania czy różnych środowisk, w których żyjemy na co dzień. Wspaniali kapłani oraz koleżanki i koledzy z oddziałów w całej Polsce, których spotkałem przez te dwadzieścia lat, pokazywali, że w nazwę „Civitas Christiana” wpisana jest możliwość autentycznego bycia w Kościele oraz możliwość służenia swojej wielkiej i małej Ojczyźnie.
Tomasz Nakielski
pgw