Tradycją wrocławskiego oddziału „Civitas Christiana” stały się coroczne spotkania z Ks. Bp. Andrzejem Siemieniewskim. 6 marca tego roku, Ksiądz Biskup gościł u nas z tematem „Języki z ognia” O mówieniu językami w Kościele.
Poniedziałkowe spotkanie Ksiądz Biskup rozpoczął od wspomnienia swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych w Pensylwanii w Pittsburgu w domu rekolekcyjnym „Arka i Gołębica”, gdzie obchodzono 50 rocznicę powstania w kościele katolickim Odnowy Charyzmatycznej. 120 milionów katolików na świecie czyli ok. 10 procent wszystkich katolików przyznaje się do przynależności do tego ruchu i dla nich pojęcie „módlmy się w językach” jest codziennością.
Zaczęliśmy od źródła czyli od Pisma Św. by zobaczyć, jak ten tekst biblijny wędrując przez wieki i przez kościelną wspólnotę, generował różne rodzaje modlitwy. I tak w Dziejach Apostolskich czytamy „Kiedy nadszedł … dzień Pięćdziesiątnicy, … Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.” (Dz 2, 1-4). Lektura tego fragmentu Dziejów Apostolskich jest mocno uwarunkowana z jednej strony ikonografią a z drugiej zastanymi przez nas tłumaczeniami. Medytując wiele ikon przedstawiających Zesłanie Ducha Świętego, mamy wrażenie, że tchną one majestatycznym spokojem. To wrażenie jest też wzmocnione przez wiele tłumaczeń Pisma Świętego. W niektórych czytamy, że apostołowie napełnieni Duchem Świętym zaczęli „rozprawiać” rozmaitymi językami. A rozprawianie to wygłaszanie jakieś przemowy, debaty. Kiedy przyjrzymy się tekstowi Pisma Świętego okaże się, że takie sformułowanie jak rozprawianie w obcych językach, albo przemawianie w obcych językach są właściwie interpretacjami. Wynika to np. z zakończenia całej sceny, gdzie czytamy, że jedni dziwili się słysząc apostołów mówiących różnymi językami, a drudzy mówili „upili się młodym winem” (Dz 2, 7-13). To nie mogła być reakcja na rozprawianie w obcych językach. Scena, w której uczestniczyli świadkowie musiała być sceną pełną dynamizmu, pełną zamieszania, w znaczeniu zaskakujących nieprzewidywalnych wydarzeń, a być może nawet chaosu. Dobrze jest wyobrazić sobie nie piękną, dużą salę jak to bywa przedstawiane na ikonach, lecz ciasne, kręte uliczki Jerozolimy, i w takim miejscu modlącą się grupę. Na ikonach najczęściej widzimy apostołów i Maryję. A z tekstu Dziejów Apostolskich wynika raczej, że tych którzy modlili się w Wieczerniku i dostąpili tego daru mogło być nawet 120 osób. – Nie wydaje się, aby treścią tego mówienia językami były jakieś pouczenia czy katechezy zasługujące na nazwę rozprawiania, wydaje się, że treścią było uwielbianie Boga. – stwierdził ks. biskup. Jeśli porównamy słowa użyte w Dziejach Apostolskich np. ze słowami hymnu Magnificat i Ewangelii św. Łukasza zobaczymy, że autor miał prawdopodobnie na myśli coś takiego jak Magnificat. A Magnificat to nie jest debata, ani katecheza czy kazanie. Magnificat to jest „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” oraz wyliczanie wielkich dzieł Boga (Łk 1, 46-55). I aby przybliżyć nam scenę z Dziejów Apostolskich, która mogłaby wyglądać jak Zesłanie Ducha Świętego, biskup Andrzej zaproponował by wyobrazić sobie 120 osób, które uwielbiają, dziękują i wymieniają wielkie dzieła Boże. I robią to na raz, w różnych językach.
Wątek mówienia językami powraca jeszcze u św. Pawła w Pierwszym Liście do Koryntian. Apostoł nie bierze pod uwagę, że za jego czasów sytuacja z Wieczernika się powtórzy. Mówienie językami trwa, ale zniknął cud mówienia językami zrozumiałymi. Dlatego św. Paweł stwierdza, że jeśli ktoś mówi językiem, to niech modli się albo sam, albo niech ktoś to przetłumaczy, by w zgromadzeniu nie powstało nieporozumienie, chaos (1 Kor 14).
Jeśli spojrzymy na teksty Ojców Kościoła, odkryjemy, że wprawdzie rzadko, ale jednak sformułowanie „mówienie językami” pojawiało się i to już w pierwszych trzech stuleciach, co kilkadziesiąt lat. Np. św. Ireneusz z Lyonu mówił „mamy braci, którzy mówią językami”. Nie opisywał tego dokładnie, ale kilku Ojców Kościoła sygnalizowało, w zwięzłej formie, że są tacy bracia i taki dar Ducha Świętego jest obecny. Ten wątek „mamy braci, którzy mówią językami” powrócił już w IV w. u św. Jana Chryzostoma. Poświęcił on sporo miejsca temu darowi mówienia językami, ale mówił o nim w czasie przeszłym. W wielu miejscach to, że apostołowie mówili językami wyjaśniał tak, że otrzymali dar cudownego katechizowania. Wygłaszali katechezy w językach tych narodów, które spotykali podczas swoich wędrówek misyjnych. Później, skoro Kościół już zdobył wyznawców w tych krajach to ten język przestał być potrzebny. Ta interpretacja okazała się bardzo trwała, bo od IV w. aż do wieku XX.
Inną interpretację przedstawił św. Augustyn, który mówił o czymś co nazywa „jubilacjo”. Radowanie się, wychwalanie, uwielbianie, głośne i wspólne. Św. Augustyn używa przy tym bardzo ciekawego określenia vox sine verbis, tzn. „głos bez słów”. Tzn. ma na myśli głośne, wspólne wychwalanie Pana Boga głosem, ale bez słów, na wzór żniwiarzy czy pracujących przy winobraniu kończących swą pracę.
Innym ciekawym wątkiem jest „Testament Hioba”. To tekst apokryficzny, ludowy dodatek nawiązujący do tekstu biblijnego. Czytamy w nim, że kiedy Hiob odchodził z tego świata, jego trzy córki modląc się wielbiły Boga językiem Cherubów, językiem aniołów, językiem z wysoka. Czyli oprócz interpretacji w postaci języka katechetycznego, oprócz interpretacji w postaci języka jubilacji mamy jeszcze trzecią interpretację „modlitwy językami”, interpretację jako języka niebiańskiego. Taka interpretacja pojawiała się i u św. Patryka, i w średniowieczu w doświadczeniu świętych mniszek, które podczas mistycznego uniesienia modliły się językami aniołów.
Biskup wspomniał też, że w wieku XIX w środowisku anglosaskich protestantów, narastało pragnienie powracania do pierwotnego apostolskiego chrześcijaństwa, czyli modlitwy, oczekiwania, pragnienia, aby Kościół tak wyglądał jak za czasów Dziejów Apostolskich, a więc także z darem języków. Stąd w kilku miejscach i w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych pojawiły się wspólnoty, w których ci którzy uczestniczyli w takim życiu wspólnotowym twierdzili, że powrócił dar języków.
W tym miejscu, Ksiądz Biskup Andrzej Siemieniewski wrócił do wątku swojej wizyty w Stanach Zjednoczonych w Pensylwanii. Wspomniał, że miał przyjemność spotkać się i modlić z przedstawicielami grupy studentów uniwersytetu w Pittsburgu, którzy 50 lat temu przyjechali na rekolekcje, o temacie „Duch Święty”. Była tam też Patti Mansfield, która opowiedziała o odnowie, która nastąpiła w postaci „fali Bożej miłości”, którą potem retrospektywnie nazwali Chrztem w Duchu Świętym. Jednym ze skutków tej fali Bożej miłości, 17 lutego 1967 r., było modlenie się na głos vox sine verbis „głosem bez słów”, chociaż tutaj ma to znaczyć bez słów zrozumiałych czyli wypowiadanych dźwięków, które układały się w jakieś słowa, zdania, ale nikt tego nie rozumiał. Tak rozpoczął się Ruch Odnowy w Duchu Świętym w Kościele Katolickim, który jak ogień buchnął i rozprzestrzenił się po świecie.
Na koniec Ksiądz Biskup przedstawił dwie interpretacje, tego jak jest rozumiany dar języków. Jest rozumiany nie jak katechetyczny język misyjny, bardziej podobny jest do jubilacji, albo bardziej do języków anielskich, które poznaliśmy z testamentu Hioba. Ale tak rozumiane języki czy modlitwa językami doczekała się dwóch interpretacji i obie są w użyciu, z obiema możemy spotkać się w materiałach katechetycznych, formacyjnych czy zachętach upublicznionych w Odnowie Charyzmatycznej.
Pierwsza interpretacja jest naturalistyczna. To znaczy, że ten styl modlitwy nie jest czymś nadnaturalnym. Jest zjawiskiem powszechnym wśród wielu kultur i religii. To, że chrześcijanie też tak się modlą należy do natury człowieka, ale w Kościele robimy to w celu oddania chwały Bogu. W tym sensie modlitwa językami w interpretacji naturalistycznej byłaby podobna do klaskania. Ludzie klaszczą z różnych okazji. Jest to zjawisko naturalne, a czyni z niego modlitwę ukierunkowanie na Boga.
Druga interpretacja, to interpretacja nadnaturalistyczna, czyli nadprzyrodzona. Wskazuje ona, że nie ma żadnych literackich świadectw na to by w starożytnej Grecji istniało coś takiego jak mówienie językami. A więc mówienie językami w chrześcijaństwie jest zjawiskiem nowym, typowo biblijnym, typowo chrześcijańskim i niespotykanym w sąsiadującej kulturze. W religiach pogańskich też takie zjawisko nie występowało. Po za tym, modlitwa w językach, tak jak to się dzisiaj spotyka, jest wynikiem modlitwy, oczekiwania, prośby. Ci, którzy stali u początku współczesnej Odnowy w Duchu Świętym wcale nie naśladowali jakiś zjawisk kulturowych z otoczenia, tylko modlili się o dar, o którym ufali że przyjdzie, ale często modlili się długo, tydzień, miesiąc, trzy miesiące zanim przyszedł. Co by okazywało, że czekali na dar z góry. Dar, który wytryśnie z ich wnętrza pod wpływem łaski Bożej. I wtedy w tej interpretacji nadnaturalistycznej, o wiele większy nacisk kładzie się na dar Bożej łaski. Nie tyle mamy z siebie wygenerować przez naśladowanie odgłosów taki język co raczej, mamy modlić się do Pana Boga, by on zaczął z naszego wnętrza przemawiać.
Renata Jakubczyńska
/ss