Protesty w Poznaniu z początku miały dość burzliwy i groźny charakter, lecz sytuacja w pewnym momencie się uspokoiła. Większość manifestantów nie miała zamiaru uczestniczyć w incydentalnych aktach przemocy i wandalizmu, czego mogłem doświadczyć, partycypując w akcji obrony kościołów. Niemniej pierwsze dni były bardzo burzliwe.
W piątek tłum podszedł pod siedzibę arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, gdzie doszło do starcia z policją pod drzwiami rezydencji. Anarchiści chcieli okupować pałac biskupi, lecz inni protestujący się nie zgadzali z tym pomysłem, co spowodowało przepychanki między protestującymi. Jak napisała "Gazeta Wyborcza": „Wtedy anarchiści wyzwali resztę manifestantów od liberałów i odgrażając się, że jeszcze powrócą, zrezygnowali ze szturmowania pałacu arcybiskupiego. Tłum zaczął się rozchodzić.” (wpis z dnia: 29.10.2020). Piątkowa demonstracja zatem, choć groźna, to jednak zakończyła się dość komicznie.
W niedzielę grupka manifestantów doprowadziła do przerwania Mszy świętej o godzinie 12:15 w katedrze. Wieczorem pod katedrą nastąpiły starcia między policją a wzburzonym tłumem. Poleciały kamienie i butelki, a funkcjonariusze musieli wobec kilku osób użyć gazu. Doszło także do sprofanowania i zniszczenia pomnika Jana Pawła II. W poniedziałek wielu katolików obruszonych aktami nienawiści i wandalizmu, zaczęło organizować się w celu samoobrony. Z pomocą przyszli też niezawodni kibice Lecha Poznań, którzy zajęli się także czyszczeniem zniszczonych pomników i zabytków. Poniedziałkowy wieczór był jednak bardzo gorący i zmusił protestujących do odstąpienia od "spaceru" pod samą katedrę. Obrońcy kościołów osłaniali większość świątyń w centrum, a po godzinie 19 zebrali się pod pomnikiem Jana Pawła II, gdzie czekali już kibice. Zaniepokojona policja powoli zaczęła formować kordon, by oddzielić nas od zbliżającego się "strajku kobiet". Niestety, kilka osób nie wytrzymało i przerywając blokadę policji, skopało jedną z manifestantek, co w pierwszym momencie doprowadziło do paniki i masowej ucieczki, później zaś doprowadziło do wzmożonej agresji i natarcia w stronę katedry. Funkcjonariusze zaostrzyli kordon, wzmocniony o konnicę. W naszą stronę poleciało kilka butelek i petard. Zaczęło się robić niebezpiecznie, więc trasa demonstracji została zmieniona.
We wtorek miał miejsce bardzo przykry incydent. Grupa związana ze skrajną lewicą napadła z metalowymi pałkami, gazem pieprzowym i nożem na osoby broniące kościół Najświętszego Zbawiciela na ul. Fredry. Wbrew temu co pisały media, nie była to bójka między dwoma grupami, lecz atak. Jedna osoba trafiła do szpitala, reszta rannych na szczęście tego nie potrzebowała. Na szczęście był to jedyny tego typu incydent. Pod katedrą zebrało się kilkaset osób, gotowych osłaniać świątynie przed agresywną częścią protestujących. Na szczęście nie doszło do konfrontacji, ponieważ "strajk kobiet" zrezygnował z podejścia pod katedrę.
W środę wszystko się uspokoiło. Na Placu Wolności odbyła się pokojowa kontrmanifestacja kilkudziesięciu obrońców życia, pod katedrą zaś kilkaset osób modliło się różańcem. Część kibiców przeszła wśród manifestantów na Rondzie Kaponiera z okrzykami "Kolejorz!". Wywałało to panikę wśród zgromadzonych, lecz nie doszło do żadnych bójek ani przepychanek. Od środy zatem nie pojawiały się przykre incydenty.
/mwż