Żyjemy poddani wszechwładnej mocy czasu. Zanurzeni w szybko upływających chwilach i dniach, nie dostrzegamy wprost jego działania i nie od razu odczuwamy piętno, które czas odciska na wszystkim. Dopiero z pewnej perspektywy, obserwując skutki i ślady przemijania, zaczynamy rozumieć, że dla naszej egzystencji czas jest tajemnicą – od jej uchwycenia i zgłębienia zależy sposób przeżywania danej nam teraźniejszości.
Wydaje się, iż obecnie człowiek musi dopiero to odkryć, jednak ludzkość w swej pierwotnej mądrości dostrzegła szczególność mocy czasu już wiele wieków temu. Archaiczne społeczności i wspólnoty rozpoznały konieczność podziału czasu na momenty sakralne (niezwykłe) i zwyczajne (codzienne). To właśnie odkrycie, dokonane u zarania dziejów ludzkości, pokazało, iż tylko właściwe przeżywanie czasu pozwala na kontakt z istotą religijnej tajemnicy. Od tysiącleci czas przeżywany religijnie jest ze swej natury szczególny – staje się niejako odwracalny, reaktualizuje ważne wydarzenia i momenty sakralne, ma za zadanie uobecnić dzieje pierwotnych mocy i epifanii. Czas religijny pozwala człowiekowi doświadczyć momentów uporządkowania w codziennym chaosie zabiegania i trudu. Dlatego świętowanie to swoiste „zatrzymanie czasu codziennego”, po to, by doświadczyć doznań uroczystych, ważnych, „niecodziennych” i lepiej przeżywać teraźniejszość. Świętowanie w pewien sposób odzyskuje czas w jego mocy i świętości, wprowadza nas w doświadczenie tego, co inne. Obrzędy, misteria i wspomnienia religijne ujawniają czas jako wydarzenie sakralne, które dokonało się ab orgine i jest obrzędowo „uteraźniejszone”. Dzięki temu uczestnicy święta, wchodzący i angażujący się w moment celebracji, stają się współuczestnikami wydarzenia mitycznego. Opuszczają czas historyczny, czas, na który składa się suma wydarzeń świeckich, i osiągają – jak mówił Mircea Eliade – pra-czas wydarzenia świętego, czas przynależny wieczności, czas przywrócony. Człowiek religijny ma więc szansę przez właściwe przeżywanie czasu świętego uchwycić to, co zaistniało „na początku”. Dlatego w trakcie świętowania można odnaleźć, choć na chwilę, sakralny wymiar życia, doświadczenie wyjątkowości, działanie Boga (zob. M. Eliade, Sacrum, mit, historia. Wybór esejów, tłum. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1974, s. 89).
Religijne przeżywanie czasu rozumianego i odczuwalnego nie jako chronos (czas zwykły), ale jako kairos (czas religijny) radykalnie różni się od czasu jako fizycznej własności kosmosu. Chronos oznacza doświadczenie temporalne wymuszone prawami natury, zmianami dokonującymi się wraz z przemijaniem sekund, minut, dni, okresów. Ten fizykalny upływ czasu sprawia, że człowiek uznaje jedynie fizyczną przemijalność rzeczy i związaną z tym odpowiedzialność wobec samego siebie i wobec społeczności. Wszechświat nie stanowi sakralnej przestrzeni doznawania życia, nie objawia się jako Boży ład-kosmos, ale jawi się jako suma zasobów materialnych i fizycznej energii uniwersum. Jednak konsekwencją skupienia się tylko na sile i nieodwracalnym nurcie czasu natury staje się, wraz z postępującą dziś sekularyzacją ludzkiej doczesności, ograniczenie wszelkiego doświadczenia do tego, co można odebrać jedynie zmysłowo. Powoduje to tym samym deprecjację czasu religijnego i religijnej tajemnicy.
Porzucenie kairosu, sakralnego sposobu odbierania rzeczywistości, skutkuje tym, że człowiek współczesny może niejako „utknąć w świecie”, co ostatecznie spowoduje, iż nie będzie potrafił „przekraczać” świata, zajmując się tylko szczegółami swojego życia i sobą samym. Siła świata natury i czasu czysto fizykalnego sprawi, że jego świat i on sam nabiorą charakteru absolutnego. Dlatego rozpowszechnione dziś laickie i doczesne przeżywanie czasu powoduje, iż Bóg ze swą tajemnicą nie pojawia się już „spoza czasu”, nie zjawia się w doświadczeniu religijnym jako „będący ponad światem”, jako transcendentny, wieczny, niezmienny i wszechmogący.
Refleksja nad czasem powinna zatem doprowadzić nas do uchwycenia i zrozumienia dwu ważnych wniosków. Po pierwsze – religia pomaga nam, byśmy ostatecznie nie utknęli w świecie i nie stali się podobni do zwierząt, które nie mając świadomości mocy czasu, zawsze są zdeterminowane tylko tym, co „tu i teraz”. Zawieszenie chronosu i wskrzeszenie czasu świętego, ujawniającego boskość i wieczność, jest od stuleci skuteczną próbą oderwania człowieka od obecnego w świecie nieustannego imperatywu doczesności. Ofiarowuje znajomość siebie i świata gwarantującą zawsze element nieśmiertelności i wieczności – bez-czasu. Wezwanie Boga jest w perspektywie tego egzystencjalnego doświadczenia wołaniem o nieśmiertelność i wieczność. To religijna próba przekształcenia czasu natury i fizyki w czas emocjonalno-misteryjny. Jest on przecież historią samego Boga, a doświadczenie religijne pozwala to ujawnić. W tych szczególnych momentach dominacji kairosu świat odzyskuje pierwotną świętość, właściwą mu dla chwili, kiedy dokonało się wydarzenie sakralne. Czas staje się wtedy swoistym sanktuarium – uświęca uniwersum, zdarzenia, ludzi i ich egzystencję.
Po drugie – czas przeżywany refleksyjno-religijnie pozwala nam otworzyć się nie tylko na „odświętność” niektórych etapów życia, ale przede wszystkim na prawdziwą rzeczywistość, którą ujawnia „sacrum”. Czas dziejący się w religijnej dynamice jest wtedy swoistym „oknem”, przez które w tych szczególnych misteryjnych momentach ujawnia się Bóg, prawda, życie. Czas, choć brzmi to paradoksalnie, staje się wtedy „miejscem” odsłaniania się prawdziwej wewnętrznej struktury rzeczy. Pozwala uchylić zasłonę tajemnicy, ujawniając rzeczywistość w jej najgłębszej, ukrytej przez codzienność, warstwie.
Jeśli zatem żyjemy w społecznościach, w których nasza egzystencja, z jej wartościami i ideami, ulega nieustannej sekularyzacji i staje się miejscem dominacji paradygmatu laickiego, to tym bardziej winniśmy zaangażować się w uważne przeżywanie czasu. To, co ono ofiarowuje, staje się bardzo pomocne, bo w treści czasu można odnaleźć warunki dla doświadczenia religijnego i być może odszukać utracone poczucie transcendencji. Jeśli bowiem wyrugujemy sakralne doświadczenia także z czasu, to nasze codzienne życie zostanie pozbawione głębi i duchowej substancji. Bóg „umrze” w sposób ostateczny, a sens egzystencji „ugrzęźnie” w doczesnym horyzoncie szarych dni. Wydaje się, iż tylko dzięki szczególnej zgodzie na uświęcanie czasu dynamika naszego przeżywania świata nie pozostanie obca wobec doświadczenia religijnego. Otworzy nas samych na tęsknotę tkwiącą głęboko w naszym wnętrzu, tęsknotę za sensownością wszystkiego, co tworzy naszą codzienność.
Ks. dr hab. Jacek Grzybowski
pgw