Nieobecność rodziców w codziennym życiu dziecka przybiera obecnie różne formy i coraz bardziej powinna niepokoić nie tylko specjalistów w dziedzinie psychologii rozwojowej i refleksji pedagogicznej.
Do obecnych polityków nie apeluję, bo są głusi, dawno już stracili wzrok i startują z dziurawego pasa kłamliwych obietnic i społecznego oszukaństwa. Pozostają już tylko filozofowie, czyli ci, którzy umiłowali prawdę, sztukę poprawnego myślenia i mówienia oraz zdobyli umiejętność dociekania przyczyn istnienia rzeczy. Chwała Panu, że jeszcze są, choć politycy ich przeważnie organicznie nie cierpią. Ci, którzy nie stawiają piłatowego pytania: „A co to jest prawda?”, martwią się smutnym dzieckiem, które w różny sposób zostało pozbawione jednego, a czasem obojga rodziców. Ten jednak, kto się szczerze martwi o drugiego człowieka, przeważnie znajduje jakąś radę.
Przyjrzyjmy się kilku sytuacjom.
To, co się dzieje za oknem, nie pomaga uporać się Zosi ze smutkiem. Zimny wiatr uderza w szyby. Wyje, zawodzi i wprost szaleje na balkonie, gdzie stoi od wczoraj choinka. Zosia wpatruje się w ten wychudzony, łysawy badyl, który za dwa dni trzeba będzie jakoś ubrać, i myśli jej biegną do ojca. To on w zeszłym roku kupował świąteczne drzewko, potem przynosił wiadro ziemi i wygrzebywał z pawlacza trzy komplety lampek, z których montował jeden, ale za to „rewelacyjny”. Karp to też jego sprawa (od zakupu aż do półmiska z galaretą).
– O Boże! – jęknęła, bo uświadomiła sobie, że jej ojciec tkwi tam, ma czerwone ze zmęczenia oczy, porusza się wśród dziwnych i skomplikowanych urządzeń i czuje duży niepokój. Wyraźnie widzi ojca, widzi statek, który jak łupina skacze z wierzchołka na wierzchołek. Fale jak żelbetonowe wieżowce dosięgają tej łupiny.
– Jezu! Nie! – woła Zosia. – Zdrowaś Mario… Łaskiś pełna… Błagam Cię, pomóż tacie… Matko Boża, łaskiś pełna, nie opuszczaj go… Zdrowaś Mario, błagam cię… O Pani nasza, Orędowniczko nasza…
Zosia stoi na progu balkonu, ale dźwięk telefonu wciąga ją w głąb mieszkania. – Tato, to naprawdę ty?
– Co tam u was, córeczko? Tak bardzo bym chciał być teraz z wami, kocham was. Przed chwilą uspokoił się okropny sztorm. Widać Matka Boska wysłuchała mnie i całą załogę. Czułem jednak, że ktoś jeszcze bardzo modlił się za mnie.
Kiedy mama rozmawiała z ojcem, Zosia podeszła do okna. „Ta choinka wcale nie jest brzydka” – pomyślała i powiedziała cicho: „Dobranoc, choinko, dobranoc, gałązki!”.
Joanna wróciła z pracy rozdrażniona. Słychać było, że chłopcy się sprzeczają w pokoju. Nie miała siły interweniować. Założyła fartuch i zabrała się do przygotowania obiadu, ale kiedy za ścianą było coraz głośniej, weszła do pokoju i dziwnie spokojnym głosem powiedziała:
– Tatuś nie byłby zadowolony z waszego zachowania. Wiem, że on patrzy teraz na was i jest bardzo smutny
Chłopcy spojrzeli na portret ojca i natychmiast się wyciszyli. Po obiedzie Joanna wyciągnęła z szuflady rodzinny album. Zamyśliła się… Minął rok, odkąd zginął w kopalni. Nawet nie zauważyła, że chłopcy usiedli obok niej.
– Mamo, to nasze wakacje w Bieszczadach! Pokaż to zdjęcie taty, kiedy udawał niedźwiedzia
– Może najpierw, jak tato nurkował w krzaczkach jagód. A pamiętasz, mamo…
Chłopcy zaśmiewali się i każdy chciał coś ważnego przypomnieć. W pewnym momencie, któryś z nich zapytał:
– Mamusiu, a może dzisiaj zaniesiemy tacie choinkę na grób?
– Świetnie, odwiedzimy go, choć przecież on jest stale z nami – odpowiedziała.
– Za dwa dni Boże Narodzenie, a on się nawet nie odezwie – powiedziała z goryczą do matki Basia.
Zatroskana starsza pani przypomniała córce, że jej mąż wyjechał do pracy, bo nie było przecież innego wyjścia. Bacznie jednak przyglądała się rozdrażnionym wnukom. Lubiła i szanowała swojego zięcia, wiedziała, że się odezwie. Nagle z zamyślenia wyrwał ją telefon. Odebrała.
– Cześć, mamo, było trudno, ale udało mi się załatwić zastępstwo. Jutro przylatuję – usłyszała w słuchawce.
Radość niekoniecznie musi oznaczać ekspansję głosu i ruchu. Ona może przyjść cicho, łagodnie i w sposób dla ciebie niezauważalny – jak Boże Narodzenie.
Krystyna Holly
Artykuł ukazał się w numerze 12/2009.