Komentarz w kontekście doniesień o uniewinnieniu przez Sąd Najwyższy w Australii kard. George Pella.
Sprawa Georga Pella już od dawna wydaje się być co najmniej kontrowersyjna i od co najmniej roku tajemnicą Poliszynela jest fakt, że Kardynał jest po prostu niewinny. Okazuje się, że do skazania w demokratycznym i praworządnym państwie wystarczy oskarżenie jednej osoby składającej sprzeczne zeznania a wątpliwości nie wzbudza fakt, że zmasowane akcje dążące do skazania duchownego za wszelką cenę zupełnie ignorują zasadę mającą korzenie w prawie rzymskim – domniemanie niewinności.
Cała sytuacja obnaża jednocześnie zamiar osób, które głośno deklarują, że chcą sprawiedliwości. Osoby takie jak Adam Szostkiewicz, który na łamach Polityki pisze
Dla Kościoła oczyszczenie kard. Pella to ulga moralna i wizerunkowa. Ale nie dla pokrzywdzonych i osób ich wspierających w walce o zadośćuczynienie.
nie mają w zamiarze dojść do sprawiedliwości, ale kontynuować polowanie na czarownice, które odbywa się ze zwiększoną intensywnością od mniej więcej dwóch lat. Dlaczego nie chce się oddać sprawiedliwości rzeczywistej ofierze sprawy kard. Pella – samemu Kardynałowi? Czy nikt nie widzi krzywdy człowieka, któremu przypisano tak okrutne czyny?
Odpowiedź jest prosta. Liberalne media prowadzą nagonkę na Kościół, nie na księży-pedofili.
Przykład australijski jest ciekawy do obserwacji dla polskiego odbiorcy, bo po udanym zniszczeniu osoby, która najwyraźniej w australijskim Kościele stała przeciwko lobby proaborcyjnemu, wprowadzono w ostatnim stanie (Nowa Południowa Walia) zupełną liberalizację aborcji. Nie podważając faktu, że w Kościele zdarzają się przypadki pedofilii należy zaznaczyć jednocześnie, że pod płaszczem emocjonalnej narracji zachodzą zmiany społeczno-polityczne przygotowując grunt pod dominujące w świecie ideologie.
/łb