Mały rodzinny rytuał

2013/01/17

Boże Narodzenie. Które to już? Jak będzie ono wyglądało w Tobie, w Twojej rodzinie, w Twojej Ojczyźnie, na świecie? Myślałeś? Wolisz nie, bo tak z rozpędu jak się żyje, bez specjalnych zastanowień, to lepiej, mniej niepokoju? Czy tak?

Włączasz telewizor, komputer, z biurka wyciągasz sobotnie piwo. Włączyłeś swój ceremoniał, czyli rytuał. O co chodzi? Przecież masz prawo do intymności, autonomii, samorealizacji, tak? W końcu, jutrzejszy czas poświęcisz rodzinie, pojedziesz z nimi– jak prawie w każdą niedzielę– po wielkie zakupy. Dzieciaki już się cieszą, bo obiecałeś im reklamowane zabawki, a żona z pewnością odpocznie od domowego rozgardiaszu. Do tego „fast food”, czyli „szybkie jedzenie” z dodatkiem szybkiej zabawki, którą składa się przy pomocy paru nieskomplikowanych ruchów. Konsumpcja, luz, bez wysiłku. Mały rodzinny rytuał, wpisany w „doświadczenia rodzinne”. Z terenu tego doświadczenia wynika wiele ważnych pytań, np: które z przejawów rodzinnego życia człowiek ceni sobie najbardziej? Jaki wpływ mają doświadczenia rodzinne na poszukiwanie sensu życia? Jak doświadczenia te wzmacniają lub osłabiają psychicznie, duchowo?

Zatrzymaj się! Choć na moment sprezentuj sobie ciszę. Nie bój się pamięci.

Ile było wigilii Bożego Narodzenia, nocnych wypraw na Pasterkę? Ile świąt Wielkiej Nocy i Rezurekcji, na którą biegło się bladym świtem? A może pamiętasz rocznicę ślubu swoich rodziców, dziadków? Jak wyglądają Twoje własne? Obchodzicie urodziny, imieniny? Jak?

Sięgnij pamięcią jak najdalej. Co zapamiętałeś z tamtego rodzinnego świętowania? Choinkę, prezenty, kutię, barszcz z uszkami, śnieg za oknem? Bazie w wazonie, wypucowane okna, talerz najlepszych słodyczy w wielkanocny poranek, gęś w marcepanowej potrawce? A może śnieżnobiały obrus, zapaloną świecę i Biblię na stole? Czy pamiętasz nieporadne wzruszenie ojca dzielącego opłatek lub składające go życzenia przed wielkanocnym śniadaniem? A tamte oczy matki jakie były?

Ubierałaś najlepszą sukienkę i z nosem przyklejonym do klamki stałaś przy drzwiach wejściowych długo przed oczekiwaną wizytą dziadka? Wiedziałaś, że dokładnie będzie czyścić buty, potem chrząknie, podkręci czernione wąsiki i zacznie grzebać w przepastnych kieszeniach staromodnej kurtki. Co dzisiaj z nich wyciągnie – myślałaś i niecierpliwie czekałaś na słowa, które zawsze wypowiadał przy tej okazji : – fiku – miku, przyszedł zając z Mozambiku, kto jest grzeczny, uśmiechnięty ten dostanie dziś prezenty.

Siadaliście potem z dziadkiem w dużym pokoju, a on mówił o Chrystusie, o najwspanialszym cudzie Jego Zmartwychwstania, o Jego nieskończonej miłości do człowieka, która nawet śmierć potrafi zamienić w zwyczajną furtkę. A kiedy za oknem śnieg czarował geometrią białych gwiazdek, ty z dwoma młodszymi braćmi niecierpliwie wypatrywaliście tej jedynej, która gdy zabłyśnie to już wszystko, co piękne może się zdarzyć. Mama krzątała się w kuchni, tata poprawiał czubek choinki, a dziadek coraz ciszej śpiewał „lulaj, że Jezuniu”, żeby Go tylko nie obudzić. Ciągle tak samo kochasz tego dziadka, choć już tyle lat minęło od jego śmierci, prawda?

A pamiętasz zapach tamtego powietrza, kolor tamtego nieba, gdy przez trzy dni, codziennie wieczorem szliście do kościoła na Święte Triduum Paschalne? Trzymałaś matkę mocno za rękę i sprawdzałaś co rusz, czy ojciec z braćmi są dostatecznie was blisko. Wracaliście przez park, a tam już tyle zieleni i ptaków.

O Boże, jakie to wszystko było piękne! A jeśli tak nie było? Jeśli wolisz nie wracać tam pamięcią, a wspomnienia bolą jak ostra drzazga? To nie wracaj, choć jedno musisz sobie przypomnieć. To dotyczy tamtych twoich myśli i obietnic, które sam sobie składałeś. Mówiłeś, płacząc w poduszkę, że w twoim domu ( tym przyszłym) będzie zupełnie inaczej, że twoje dzieci będą kochać święta, bo ty będziesz kochać swoje dzieci.

Czy dotrzymałeś obietnicy danej tamtemu biednemu, smutnemu chłopcu? Podziwiam Cię, bo wiem, co to jest budowanie na zgliszczach, czyli ze złą pamięcią lub bez tradycji. Wart jednak robotnik zapłaty. Znajdziesz ją, gdy spojrzysz w oczy swoich dzieci i żony ( tej jedynej, przed laty wybranej dziewczynie). Znajdziesz ją, gdy otworzysz jakąkolwiek Ewangelię. Będziesz wtedy również wiedział jak odpowiedzieć dziecku, które buntuje się przeciw cierpieniu, w dodatku kogoś tak niewinnego jak Chrystus.

Było wyjście, Jezus mógł wyjść z krzyża jakby chciał.

– Maćku, po pierwsze, to Jezus nie mógł wyjść z krzyża, bo w nim nie siedział, a po drugie– i najważniejsze – On na tym Krzyżu otworzył nam drogę do nieba, to znaczy do nowego, wspaniałego i wiecznego życia, pokazał jak bardzo kocha ludzi, każdego z nas.

– I mnie też?

– Jasne, kto by nie kochał takiego dobrego, mądrego i ładnego chłopczyka?

– Ale nawet, gdybyś był (co, nie daj Boże) zły, głupi i brzydki to Jezus też by cię kochał, ponieważ Jezus Chrystus jest największą na całym świecie miłością. Już wiesz?

– Wiem tatusiu, dlatego tak bardzo Go kocham, ale nie martw się – ciebie też.

– A czy mogę kochać choinkę, prezenty i uszka z barszczu?

– Zadajesz mi takie trudne pytania, muszę to jeszcze przemyśleć.

Krystyna Holly

Artykuł ukazał się w numerze 12/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej