Spowiedź noworoczna i postanowienia noworoczne. Jak dobrze rozpocząć nowy rok? Jak nie załamać się, gdy wielokrotnie wracaliśmy do tych samych grzechów? Takie pytania postawiła mi Szanowna Redakcja jako temat styczniowego felietonu, a ja nie byłbym sobą, gdybym zagadnienia nie spróbował postawić na głowie. No bo niech Państwo powiedzą, czy nie lepiej zapobiegać niż leczyć?
Okazja do spowiedzi
Jak wszyscy pewnie mniej więcej wiedzą, okazją do spowiedzi jest grzech: tym częściej się spowiadam, im częściej grzeszę.
Zacznijmy więc od tego, że sakrament pojednania jest przede wszystkim aktem mojego nawrócenia – powrotu do Boga po tym, jak odszedłem od Niego dobrowolnym i świadomym aktem skierowanym przeciw Jego woli, czyli przez grzech ciężki. Tzw. „grzechy powszednie” gładzi żal doskonały, który budzimy w sobie podczas aktu pokutnego, na początku każdej Mszy świętej. Ze świecą jednak szukać tych, którzy w to naprawdę wierzą: lepiej dmuchać na zimne. Spowiedź powszechnie uważa się za duchową pralnię chemiczną, która jest potrzebna od razu, jak tylko pojawi się jakaś plamka na moim nieposzlakowanym poczuciu bycia w porządku. A spowiedź nie ma nam poprawić samopoczucia, tylko przywrócić stan przyjaźni z Bogiem. Dlatego będę Państwu rekomendował raczej środki na podtrzymanie przyjaźni, aniżeli na odgruzowanie katastrofy.
Przede wszystkim warto starać się o to, aby nasze sumienie karmiło się zdrową nauką, a to znaczy, że potrzebujemy na co dzień lektury słowa Bożego. Po drugie – codziennej modlitwy (nie „paciorka”, lecz właśnie modlitwy) i uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii. A na to wszystko – witamina nad witaminy: praktykowanie miłości bliźniego na miarę naszych możliwości i najlepiej w ramach jakiejś wspólnoty. To naprawdę wystarcza. Życie zgodne z sumieniem, karmiące się słowem Bożym, a do tego pokarm sakramentalny i wspierająca nas wspólnota są kierunkiem, który warto obrać na początku nowego roku. A grzechy, niestety, przytrafiać się będą, bo jesteśmy grzesznikami. Pocieszające jest to, że Jezus za nas, grzeszników, oddał życie i to w Nim jest nasza świętość. Aha, jeszcze jedno: doskonałość, czyli wolność od upadków, czeka nas dopiero w wieczności. Tymczasem pozostajemy w drodze, o czym warto pamiętać, kiedy z przerażeniem spoglądamy na nasze sumienie, na którym pojawia się wciąż ten sam pyłek. O grzechach ciężkich w tym miejscu nie mówię, bo rozumiem, że skoro Państwo czytają ten miesięcznik, to raczej świadomie i dobrowolnie przeciw woli Bożej nie mają zwyczaju występować, prawda?
A postanowienia?
No właśnie, co z postanowieniami? A co Państwo sobie ostatnio postanawiali? Schudnąć? Przytyć? Mieć więcej czasu dla dzieci?
Postanowienia – dobra rzecz, kiedy je podejmować rozsądnie, tzn. nie zamierzając się z motyką na słońce. Poza tym są takie postanowienia, które wynikają nie tyle z konieczności nawrócenia się, co raczej z chęci osiągnięcia pewnego poziomu rozwoju duchowego. Naprawdę spotykałem takie osoby! One żyją pewnymi ideałami, a to jeszcze nie znaczy, że szukają woli Bożej. Mają określone zamierzenia i usiłują je zrealizować. Strach takich spowiadać, bo dla nich żaden spowiednik nie jest zbyt surowy. Człek po takim spotkaniu ma wrażenie, że sam powinien iść do spowiedzi.
Z postanowieniami jest także ten kłopot, że nieczęsto podejmujemy je racjonalnie. Nakreślamy sobie wizję rozwoju, która jest zwykle wariantem maximum, a potem się frustrujemy, że nie potrafimy sprostać naszym założeniom. Tymczasem modląc się codziennie, czytając słowo Boże, karmiąc się Eucharystią i konfrontując się z wyzwaniami braterskiej miłości w rodzinie oraz we wspólnocie, idziemy przy Panu, który sam będzie nam pokazywał etapy naszego rozwoju. To będą różne okazje, kiedy od naszej postawy będzie zależeć to czy tamto. I będziemy musieli – chcąc nie chcąc – opowiedzieć się za miłością lub za miłością własną. Takie przejście na ogół bywa bolesne i nazywamy je fachowo „kryzysem”. Te kryzysy wyznaczają drogę naszego rozwoju, a umiejętność niewycofywania się i upartego podążania naprzód pokazuje nam, że postawiliśmy kolejny krok.
Dla Państwa spokoju: nie zapominamy o spowiedzi przedświątecznej, która sprawia, że ktoś, kto nie dopuszcza się ciężkich grzechów, nie przestanie pamiętać, że jest grzesznikiem, odkupionym przez Pana. A w kryzysie zawsze można się uchwycić życzliwych braci w wierze, którzy podtrzymają na duchu i w razie czego wesprą modlitwą.
No, to w drogę i szczęśliwego Nowego Roku!
Ks. Robert Hetzyg