Tato! Jesteś mi bardzo potrzebny

2013/01/19

Do harmonijnego rozwoju dziecka potrzebny jest dwugłos rodzicielski, co oznacza, że dziecko tak samo potrzebuje zarówno ojca, jak i matki. Kombinacje w tym zakresie są groźne i nie mają sensu. Porozmawiajmy dzisiaj o wychowawczej roli ojca, ponieważ jest ona niebezpiecznie lekceważona.

 

Nie chodzi o tworzenie portretu idealnego rodzica, bo takiego po prostu nie ma, ale raczej o wskazanie prostych, co nie znaczy, że łatwych sposobów budowania dobrego kontaktu między ojcem a dziećmi, oraz zapalenie czerwonego światła tam, gdzie ten kontakt jest poważnie zagrożony.

Na początku odrzućmy pewien schemat myślowy, mający zresztą długi, historyczny rodowód, według którego kobieta ma większe predyspozycje rodzicielskie, ponieważ to ona nosi dziecko dziewięć miesięcy, rodzi, a potem, jak się uda, to jeszcze karmi i robi większość zabiegów pielęgnacyjnych. To fakt, ale zredukowany do samej biologii mało mówi o jakości tych predyspozycji. Może dlatego równolegle mówi się o rzekomo większej uczuciowości kobiet, dzielności, wrażliwości, cierpliwości i jeszcze o kilku innych anielskich cechach, co oczywiście automatycznie stawia mężczyznę w sytuacji samoobrony i skrzętnie ukrywanego rozżalenia, bo jawnie żalić się raczej mu nie wypada. Schemat ten stawia również w niekorzystnej sytuacji kobietę, bo skoro ona taka nadzwyczajna i predestynowana do rodzicielstwa, to niech nie marudzi i z radością wypełnia swoje obowiązki.

Tymczasem życie ukazuje nieaktualność, nieprawdziwość tego schematu, równocześnie podkreślając jedną z najważniejszych prawd wychowawczych, a mianowicie, że rodzicielstwo przebiega nie po linii płci, lecz po linii człowieczeństwa. Spotykałam wrażliwe, subtelne i niezwykłe matki oraz gruboskórnych i, co tu dużo mówić, wrednych ojców, ale bywało też odwrotnie. Wielokrotnie zastanawiałam się, co decyduje o „jakości” ojca, przykładając do niego miarkę, która również okazała się nieprzydatna, a nawet szkodliwa. Fakt ten uświadomili mi wiele lat temu moi podopieczni. Dobry ojciec nie musi mieć mózgu Einsteina, aparycji Rudolfa Valentino i cech osobowości przynależnych aniołom. Nawet niewskazane jest, aby był ideałem, kimś zupełnie nieskazitelnym. Wystarczy, że jest prawdomówny, odpowiedzialny, szanuje swoje dzieci i ma poczucie humoru – cechę już dawno zapomnianą. Wtedy z pewnością nie będzie obrażać się na dzieci i od czasu do czasu przypomni sobie starą prawdę „zapomniał wół, jak cięciem był”. Ojciec jest dziecku potrzebny od początku. Potrzebny zarówno chłopcu, jak i dziewczynce, ponieważ on, na równi z matką, tworzy fundament pod prawidłową identyfikację płci. Źle funkcjonujący ojciec może być powodem sytuacji, w których dojrzewająca dziewczyna mówi: „Szlag mnie trafia, że jestem babą”, a jej rówieśnik pyta mnie: „Co to znaczy być prawdziwym mężczyzną?”. Dobry ojciec to nie ten „pobłażliwy” ani ten surowy i zawsze tylko wymagający, ani nawet ten „wzorowy”, który świeci przykładem, nawet, gdy dziecko nie jest w stanie tego zrozumieć lub powtórzyć z racji małego doświadczenia. Ten pobłażliwy rezygnuje ze swoich kompetencji, zostawiając dziecku nieograniczony teren wolności, co w nowomowie brzmi tak: „Ja szanuję autonomię dziecka”. Byłoby to może nawet niezłe, gdyby nie pewien „drobny” szczegół, bowiem postępując tak, pozbawia dzieci punktu odniesienia i oparcia, pozostawiając innym szerokie możliwości oddziaływania na jego dziecko. Często za taką postawą stoi lenistwo i ignorancja wychowawcza. Czym to się kończy, często sami widzimy. Ojciec zbyt surowy i zbyt wymagający, w dodatku nierozmawiający z dzieckiem i zmuszający je do wszystkiego, nie licząc się z jego rozwojem i możliwościami, może wywołać tylko obojętność, zamknięcie w sobie, nieprawdomówność i inne trudne problemy psychologiczne. Nie wygrywa też ojciec kumpel, ponieważ blokuje dialog z dzieckiem, który polega na różnicy doświadczeń.


Niewskazane jest, aby był ideałem, kimś zupełnie nieskazitelnym.


Ta poza tym, co najważniejsze – największym i najlepszym prezentem, jaki może dać dziecku ojciec, to miłość i szacunek, jakim darzy on matkę.

Krystyna Holly

Artykuł ukazał się w numerze 05/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej