W Szczecinie jego imieniem nazwano jedną z ulic. Był kapitanem rezerwy, kawalerem Orderu Odrodzenia Polski. W Bukowiu Dolnym pod Bełchatowem żył w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Najwyższe odznaczenia państwowe nie ogrzały go. Zmarł 5 sierpnia 2015 r.
Do kpt. Mirosława Kimnesa pojechałam w zimny, grudniowy dzień, dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia 2014 r. Do domu Kimnesów łatwo trafić. Punktem orientacyjnym była tablica reklamująca Radio Maryja. Zniszczone folie, w których uprawiano warzywa, ule, w których podobno jeszcze były pszczoły. Pod drzewami mimo mrozu leżały niezebrane jabłka. Kury, kaczki i koty. Mirosław Kimnes spierał się z żoną o stan ich pogłowia. Twierdził, że jest 50 kotów, pani Halina mówiła ,,tylko” o szesnastu. Po domu kręcił się też jamniczek Dafi. Po chwili układał się na kołdrze. Widać, że to jego miejsce.
Dom, a właściwie kilka połączonych ze sobą bud z pustaków, z betonowymi stropami i podłogami jest potwornie zimny. Nie zdjęłam płaszcza, a mimo to zmarzłam na kość. Kaloryfery z dużą liczbą żeberek nie grzeją. Na ścianach wisi kilkadziesiąt obrazów o tematyce religijnej. Pomieszczenia są malutkie i niziutkie. Gdy weszłam do pokoju 90-letniego gospodarza, on leżał ubrany w łóżku. Tylko w ten sposób dało się wytrzymać w takiej zimnicy.
Mirosław Kimnes witał mnie serdecznie. – Domu porządnie nie postawiłem, bo nie miałem pieniędzy. Wstawiłem stare okna. Dobrze, że ubikację założyłem, bo musielibyśmy wychodzić na dwór – mówił. Pamiętaliśmy się ze spotkań w klubie narodowym w Piotrkowie. Pamiętam jego działalność w Solidarności Wiejskiej i Narodowym Towarzystwie Oświatowym. Mirosław Kimnes chętnie opowiadał o swoim życiu. Jak to bardzo stary człowiek, lepiej pamiętał wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat. Opowiadać jednak o sobie wiele nie musiał, jego działalność jest dobrze znana i opisana. O żołnierzach zapomnianych, nazwanych potem Żołnierzami Wyklętymi, w tym o M. Kimnesie – pisała m.in. „Gazeta Prawna”. Stowarzyszenie Wolnego Słowa umieściło jego biogram w słowniku Niezależni dla kultury. Wreszcie materiały na jego temat są w Instytucie Pamięci Narodowej.
Kpt. Kimnes był członkiem Korpusu Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej, został odznaczony w 2011 r. przez prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Walecznych.
Ulica Kimnesa w Szczecinie
– IPN-owi zależy na upamiętnieniu i promocji polskich patriotów, a nie funkcjonariuszy NKWD. W wolnej Polsce nie powinni patronować ulicom – powiedział Marcin Stefaniak, dyrektor szczecińskiego oddziału IPN na sesji Rady Miasta Szczecina. I tamtejsi radni we wrześniu 2010 r. ustanowili patronów ośmiu nowych ulic. Wśród nich był Mirosław Kimnes ps. ,,Sprawiedliwy”, dowódca oddziału o nazwie Polskie Wojsko Zjednoczone, który działał w okolicach Szczecina w 1946 r. Po II wojnie światowej wspomagał Konspiracyjne Wojsko Polskie działające na terenie Łódzkiego i Częstochowskiego. Dawał kontakty i kierował żołnierzy do oddziałów Ludwika Danielaka i Ryszarda Langa. Zagrożony aresztowaniem, w marcu 1946 r. wyjechał do Szczecina. Pracował tam w II Urzędzie Skarbowym. Tam też nawiązał kontakty z podziemiem niepodległościowym. Jego oddział liczył dziesięciu ludzi. – Uważałem wtedy i nadal uważam, że najważniejsza jest jedność w narodzie – mówił Mirosław Kimnes. – Działaliśmy krótko, w oddziale był kapuś UB.
Za tę działalność Kimnes zapłacił straszliwą cenę. Materiały na jego temat znajdują się w teczce pracy TW Jarosława w Instytucie Pamięci Narodowej. Został aresztowany i skazany przez Rejonowy Sąd Wojskowy w Szczecinie na 10 lat więzienia. Dziesięciu lat w najstraszliwszym więzieniu jednak nie spędził, ,,tylko” 4. Była amnestia.
– Gdy jechaliśmy ze Szczecina, śpiewaliśmy pieśni patriotyczne. Zajechaliśmy, a tam stali z knutami i walili każdego po kolei. Zostałem od razu zamknięty w izolatce – opowiadał. – Gdy stamtąd wychodziłem, ubek mi powiedział, że pracy to ja nigdzie nie dostanę.
Przez 64 lata pracował jednak, ale niezgodnie ze swoim wykształceniem. Ekonomista był kierownikiem sklepu warzywnego, portierem, strażnikiem, a po usunięciu z pracy w sklepie PSS rolnikiem w rodzinnym Bukowiu Dolnym. Pracę zawodową zakończył w łódzkim Dywilanie – fabryce dywanów. Zgodnie z wykształceniem pracował społecznie, udzielając darmowych porad prawnych.
Mania budowy kościołów
Był też absolwentem Studium Wyższej Kultury Religijnej przy KUL, działaczem katolickim, wytrwałym uczestnikiem pielgrzymek diecezjalnych na Jasną Górę. W latach 70. wraz z żoną zainicjował petycję w sprawie budowy kościoła w osiedlu Dąbrowa w Łodzi, w którym mieszkał. Pod petycją zebrał 27 000 podpisów. SB skierowała sprawę do prokuratury. M. Kimnes został przymusowo hospitalizowany w Kochanówku z rozpoznaniem psychiatrycznym: ,,mania budowy kościołów”.
Od 1977 lub 1978 r. Kimnes był uczestnikiem ROPCiO (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela), brał udział w spotkaniach dyskusyjnych organizowanych u Benedykta Czumy, kolportował ,,Opinię”. Od 1978 r. równocześnie podjął współpracę z KOR – Komitetem Obrony Robotników. Szczególnie aktywny był w trakcie powstawania regionalnego Komitetu Samoobrony Społecznej.
Zajmował się kolportażem religijnych i historycznych wydawnictw bezdebitowych – ,,Robotnika”, „Placówki”. Przed pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II zbierał podpisy pod petycją do władz, by nie utrudniały swobodnego udziału w spotkaniach z Ojcem Świętym, za co został powtórnie przymusowo zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Zwolniono go po interwencji KOR (dzięki audycji Wolnej Europy) w trakcie I pielgrzymki papieskiej.
Kto umiera w sierpniu, idzie do Nieba
– Mam kochaną żonę Halinkę. Mało jest takich kobiet jak moja żona – mawiał. Oboje jednak nie radzili sobie. Oboje mieli emerytury, ale bardzo niskie. Wcześniej M. Kimnes dostawał kilkusetzłotowy dodatek kombatancki, potem już nie. 5 lat temu od kombatantów dostali tonę węgla. Gmina czasem udzielała pomocy. Nie zmienia to jednak faktu, że bohater walk o niepodległość mieszkał w warunkach uwłaczających ludzkiej godności.
W domu kapitana wisi kilkadziesiąt obrazów religijnych. Jego żona Halina opowiada, że gdy się obudził po operacji, zawołał: Króluj nam, Chryste! – Kto umiera w sierpniu, idzie do Nieba – mówi pani Halina. Spoczął na cmentarzu w Drużbicach, między stuletnimi dębami, obok 24-letniego kuzyna, który poległ w czasie wojny.
Anna Staniaszek
pgw