Czy potrzeba było aż tysiąca lat, aby Ewangelia dotarła do środkowej Europy? Niektórzy historycy próbują odnaleźć najstarsze ślady ewangelizacji na ziemiach dziś słowiańskich w działalności bp. Wulfilasa, który już w IV w. głosił Ewangelię nad Dunajem mieszkającym tam wtedy Gotom. Przetłumaczył on na miejscowy język prawie całą Biblię.
Najczęściej jednak tradycja początków chrześcijaństwa słowiańskiego odwołuje się do działalności świętych braci Cyryla-Konstantyna i Metodego, którzy zakładali słowiańskie wspólnoty wiary w IX w. Chociaż w obecnym roku obchodzimy 1050. rocznicę chrztu władcy państwa Polan, to jednak na ziemiach południowej Polski ślady pierwszej ewangelizacji sięgają głębiej w historię, do czasów sprzed 966 r., do misji rozpoczętej wiek wcześniej przez Braci Sołuńskich. Widać to np. w bardzo wcześnie fundowanych klasztorach na Świętym Krzyżu (pocz. XI w.) i w Jędrzejowie (pocz. XII w.). Warto też zauważyć, że na tych terenach nie miała miejsca wczesna reakcja pogańska, która poczyniła tyle szkód młodemu Kościołowi w innych regionach dzisiejszej Polski. Jak to więc było ze świętymi braćmi i co pozostało z ich spuścizny misyjnej?
Mądrość i odwaga
Chociaż dziś misjonarze najczęściej kojarzą się z młodymi zapaleńcami, to spoglądając na Konstantyna i Metodego, zauważyć wpierw trzeba, że nie byli to młodzi idealiści, ale ludzie dojrzali, z wielką mądrością życiową oraz pogłębionym doświadczeniem wiary. Do swego zadania solidnie się przygotowali.
Starszy – Metody (ok. 820–885) miał już za sobą doświadczenie urzędnika obeznanego w administrowaniu prowincją państwową. Konstantyn (827–869, później bardziej znany jako Cyryl) był dobrze zapowiadającym się duchownym i uczonym. Jako sekretarz patriarchy Konstantynopola i wykładowca filozofii niejednokrotnie spotykał się z różnymi kwestiami wiary przeżywanej w praktyce wielu ludów. Obaj jednak sens swego życia bardziej niż z karierą społeczną wiązali z życiem wiary, szczególnie w formie monastycznej. Nie byli też nowicjuszami na misjach. Przez ok. 10 lat głosili Ewangelię na Krymie, wśród Chazarów. Mieli też kontakty z muzułmanami, z którymi być może prowadzili dyskusje na tematy teologiczne.
Dojrzali wiekiem (ok. 43 i 36 lat) i wiarą bracia, przygotowując się w 862 (864?) r. do wyjazdu na Morawy, stworzyli 40-literowy alfabet języka staro-cerkiewno-słowiańskiego, zwany głagolicą, aby móc tłumaczyć za jego pomocą najważniejsze teksty chrześcijańskie.
Spotkali się z otwartością ludzi, którym głosili Ewangelię. Szybko jednak pojawiły się trudności związane z nie do końca precyzyjną jurysdykcją na tych terenach, do których prawo rościli sobie również misjonarze germańscy, posługujący się rytem łacińskim. Bracia musieli się udać po aprobatę do Rzymu, w 868 r. Problemy z wyłącznością łaciny w liturgii nie są jedynie problemami posoborowymi XX wieku. Ciekawe, że już w IX w. papież Hadrian II poparł pomysł stworzenia słowiańskiej liturgii. Podczas pobytu w Rzymie, wycieńczony trudami podróży zmarł Konstantyn-Cyryl. Po śmierci brata Metody najpierw udał się do Panonii jako legat papieski, a niedługo później, ok. 870 r. został metropolitą na Morawach. Tam znowu zaznał sprzeciwu w swej pracy i został uwięziony na trzy lata. Po interwencji papieża ostatecznie powrócił na Morawy, gdzie głosił Ewangelię aż do śmierci w 885 r.
Sukces?
Czy patrząc z dzisiejszej perspektywy, dzieło Braci Sołuńskich zakończyło się sukcesem? Sukces nie jest żadnym z imion Boga i nie w taki sposób ocenia się działalność ewangelizacyjną. Myśląc o misjach, często spodziewamy się statystyk ukazujących wzrastającą liczbę chrztów i szybko rosnące młode Kościoły. W tym przypadku nie widać „sukcesu”, a wręcz odwrotnie, wydaje się, że najbardziej wymierne owoce pracy Cyryla i Metodego zostały zaprzepaszczone z powodu niekorzystnej sytuacji politycznej i kościelnej. Zabrakło wtedy stabilnej, mocnej kultury. Nie zaistniały odpowiednie warunki zewnętrzne. Państwo Wielkomorawskie upadło, zanim wiara zdążyła zapuścić korzenie. Później niektóre księstwa – np. państwo Polan – zdecydowały się budować na kulturze łacińskiej. Dzieło Cyryla i Metodego w wymiarze kulturowym przetrwało na terenach Słowian południowych. Dopiero z perspektywy ponad tysiąca lat można było zauważyć, że misje są sprawą wiary, a w Bożej perspektywie czasem ziarno musi obumrzeć, aby wydać plon…
Papież Leon XIII ponad wiek temu encykliką Grande munus (1880) przywołał wzory tych dwóch niezwykłych misjonarzy. Potrzeba było tysiąca lat, aby zauważyć wielkość ich zamysłu misyjnego i dowartościowania rodzimej kultury. Warto zauważyć, że wielką kulturę grecką dzieliła wtedy od kultury słowiańskiej prawdziwa przepaść. Większa niż ta, która dzieli naszą kulturę od, jak to dziś mówimy, kultur „pierwotnych”. Słowianie nie mieli wtedy zapisu swej mowy, nie mogli więc nawet jej utrwalić. Święci bracia nobilitowali jednak język i kulturę ludzi, do których zostali posłani, a tym samym położyli zręby rozwoju kultury słowiańskiej. Z tego ich sukcesu wszyscy korzystamy.
Czy tylko historia?
Tradycja prawosławna często odwołuje się do dziedzictwa Braci Sołuńskich, ale może się do niego odwoływać również tradycja katolicka, gdyż działali oni jeszcze w Kościele niepodzielonym i nie chcieli tworzyć nowego Kościoła. Konstantyn i Metody zostali posłani przez patriarchę z Konstantynopola oraz cesarza bizantyńskiego, szukali jednak kontaktu z Rzymem i stamtąd potwierdzenia. Zakładany przez nich miejscowy Kościół miał być wspólnotą wiary analogiczną do innych już istniejących, uwzględniającą miejscowe realia. Jan Paweł II w encyklice Slavorum Apostoli przypomniał, że przede wszystkim zakładali oni Kościół Boży i byli szczególnie wyczuleni na katolicki zmysł Kościoła. Co wydaje się szczególnie warte podkreślenia w postawie abp. Metodego, to odwaga przyjmowania tego, co dobre, nie tylko w zastanej kulturze słowiańskiej, ale również wynikające z wcześniejszej działalności ewangelizacyjnej. Z tradycji germańskiej przyjął on takie terminy, jak „papież”, „Msza”, „ołtarz”. Zrezygnował nawet z bliskiego mu, greckiego określenia tak ważnego słowa, jakim jest „krzyż”, i przyjął już istniejący termin.
To, co dziś powszechnie nazywamy „inkulturacją”, wtedy było bardziej praktykowane w Kościele wschodnim. W tym czasie Kościół łaciński raczej podkreślał jedność (czasy po wielkiej wędrówce ludów i zniszczeniu starożytnego cesarstwa zachodniego). Nacisk kładziono bardziej na unifikację niż na różnorodność. Z dłuższej perspektywy miało to również swoją zaletę – mimo rozpadu cesarstwa starożytna kultura przetrwała i można było na niej budować nową, średniowieczną Europę. Być może jednak było szczęściem Słowian, że ich pierwszymi misjonarzami byli Grecy, a nie Frankowie czy Germanowie.
W czasach dyskusji nad liturgiczną łaciną dobrze jest też przypomnieć, że jeszcze do początków XVI w. w niektórych miejscach w Polsce równolegle z liturgią łacińską była sprawowana liturgia słowiańska, np. w kościele Świętego Krzyża w Krakowie. Dopiero na przełomie XVI i XVII w. wykształciło się przekonanie, że wszystkie ludy słowiańskie zawdzięczają Ewangelię świętym braciom.
W naszym rodzimym piśmiennictwie do tradycji słowiańskości odwoływał się np. Juliusz Słowacki, przepowiadając proroctwo w wierszu o słowiańskim (nie polskim) papieżu, który wniesie ważny wkład w życie Kościoła powszechnego. Czując to dziedzictwo na sobie, nie można się dziwić, że Jan Paweł II w 1980 r. ogłosił Cyryla i Metodego współpatronami Europy, a w 1985 r. poświęcił im całą encyklikę Slavorum Apostoli. Można więc powiedzieć, że w osobie słowiańskiego papieża dzieło świętych braci z Sołunia doczekało się pełnego zwieńczenia, w pełni nabrało znaczenia ogólnokościelnego.
o. prof. Wojciech Kluj OMI
mk