
Podczas obrony swojej pracy magisterskiej nt. prywatności w mediach społecznościowych dostałam pytanie od recenzentki: kto jest odpowiedzialny za wizerunek dzieci? Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że rodzice, którzy czasem ten wizerunek wykorzystują bez dbania o dobro potomka. Nie spodziewałam się, że pięć lat później ten temat będzie aż tak ważny i jednocześnie tak nierozumiany.
Jest wiele zagrożeń, które wynikają z publikacji wizerunku dzieci, ale istnieją też błahe powody, dla których nie powinno się tego robić. Do podstawowych powodów zaliczamy niemożność obronienia się dziecka przed wstawianiem zdjęć czy filmów w media społecznościowe z jego udziałem. Później, szczególnie w wieku szkolnym, te materiały mogą być wykorzystane przeciwko niemu. Zjawisko, o którym mówię, zyskało swoją nazwę i jest to „sharenting”. Szerzej o samym zjawisku pisałam już kiedyś na łamach portalu. Dlaczego postanowiłam poruszyć ten temat ponownie?
W ostatnim czasie internet zawrzał po publikacji pewnej influencerki, o dość kontrowersyjnej reputacji, która wraz z mężem postanowiła założyć fundację, która… wspiera sharenting. Cała sprawa zaczęła się w momencie, w którym wspomniana „celebrytka” ogłosiła, że wygrała sprawę w sądzie z innym youtuberem, którego sama pozwała, o naruszenie swoich dóbr. Tenże youtuber zrobił dość merytoryczny film o wykorzystywaniu wizerunku dzieci w internecie, co nie spodobało się tej pierwszej, gdy ją tam wymienił. Sprawa wygląda jednak tak, że od momentu, w którym influencerka została mamą, zaczęła nagrywać wszystko, łącznie ze współpracami, które nawiązywała z firmami z okazji „bycia rodzicem”.
Od samego porodu zaczęła też nagrywać twarz swojej córki i na tym budować swoją twórczość cyfrową. Mimo że filmy, które nagrywa, obfitują w treść korzystną dla rozwoju dziecka, to nie ma pewności, że teraz jeszcze mała dziewczynka, po osiągnięciu wieku pewnej świadomości nie stwierdzi, że nigdy nie zgadzała się na wykorzystywanie jej wizerunku. Jej mama ma dość duże zasięgi w internecie, tym samym oprócz ujawniania jej wizerunku narażą ją już teraz na wyśmiewanie i tworzenie memów, które nie znikną z przestrzeni cyfrowej. Tym samym już od samego początku życia dziewczynka nie miała wyboru, czy chce pozostać osobą prywatną czy publiczną, bo jej rodzice zadecydowali za nią, że będzie osobą publiczną. W tym wypadku trzeba też nawiązać do przeszłości influencerki, która w dość kontrowersyjny sposób tworzyła treści dla dorosłych na platformie YouTube, i jak się ostatnio dowiedziałam, sprzedawała je również na innych platformach.
Należy się zastanowić, w jakim stopniu wpływa to na dobro dziecka. Nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że taka „mała gwiazda” im będzie starsza, tym trudniej może jej być sobie poradzić z rozpoznawalnością, o którą nigdy nie prosiła. Nie ważne, gdzie się pojawi, to nawet jeśli nie inne dzieci, to rodzice będą w stanie ją rozpoznać, a nawet zdradzić szczegóły z jej życia, których sama może nie pamiętać. Nie pomaga temu reputacja jej mamy, która przecież nie zniknie. Ludzie dalej będą ją kojarzyli z pierwotną twórczością, co bardzo może się odbić na jej dziecku. Dlatego też decyzja o byciu osobą publiczną powinna być świadoma. Tym bardziej niezrozumiałe jest dla mnie zakładanie fundacji, która ma wspierać wykorzystywanie dzieci dla, tak naprawdę, własnych korzyści. Jak nieświadomym trzeba być rodzicem i w ogóle człowiekiem, żeby tak bezmyślnie podejść do tematu? Szczególnie będąc rodzicem, który swoją przeszłością może jeszcze bardziej pogrążyć swoje dziecko.
Pytanie brzmi, czy da się coś zrobić z ochroną wizerunku tego czy innego dziecka. Czy prawo już zawsze pozostanie po stronie: rodzice odpowiadają za jego wizerunek, nawet jeśli ci sami rodzice będą nieodpowiedzialni i od samego początku będą naruszali dobro swojego potomka…
/ab