Łysina jest dla wielu mężczyzn powodem kompleksów. Niejeden podjął się przeszczepu włosów. Dla części kobiet również jest to nieatrakcyjne. I co zrobiono z tym faktem? Zorganizowano plebiscyt na najseksowniejszego łysego mężczyznę.
Oprócz edycji światowej, którą wygrał książę William, członek brytyjskiej rodziny królewskiej, mieliśmy również swoje rodzime głosowanie w tej sprawie, w którym zwyciężył siatkarz Bartosz Kurek. Nie twierdzę, że to źle, że taki plebiscyt powstał. Może nawet dobrze, że inni łysi mężczyźni, którzy mieli może z tego powodu kompleksy, widząc taki konkurs, mogą się „podbudować”.
Niesamowite są dla mnie jednak podwójne standardy w świecie. Coś, co przez wielu jest uważane za nieatrakcyjne u mężczyzn, jest przekuwane na „seksowną” cechę. Moje pytanie jednak brzmi: czy to samo mogłoby mieć miejsce w kobiecym świecie? Czy organizuje się plebiscyty na najpiękniejszą krótkonogą kobietę? Albo najseksowniejszą posiadaczkę cienkich włosów czy najładniejszy uśmiech z krzywymi zębami? Jeżeli nawet istnieją konkursy dla modelek plus size, to czy cieszą się popularnością? Przykłady można by mnożyć.
Chodzi o to, że my jako kobiety raz, że jesteśmy nieustannie oceniane ze względu na swój wygląd (który musi się zamykać w bardzo konkretnych, rygorystycznych ramach), a dwa, że dajemy poniekąd się tak oceniać i wtłaczać w te ramy, bo „chcemy się podobać”. Czemu my nie możemy sobie urządzić plebiscytu na najładniejsze coś, co konwencjonalnie jest uznawane za nieatrakcyjne i dzięki temu cieszyć się tym jako cechą, a nie wadą? Tak tylko głośno myślę.
/ab