Lądując pierwszy raz w życiu na afrykańskiej ziemi, z jednej strony było to dla mnie bardzo ekscytujące, ale z drugiej miałam też pewien niepokój, bo celem mojej wyprawy nie było zwiedzanie Nairobi ani safari w jednym ze znanych parków narodowych. Przylecieliśmy do Kenii, aby spojrzeć na kenijski Kościół z perspektywy konkretnych osób, których życie na co dzień nie jest łatwe, a sam fakt, że są chrześcijanami, może być dla nich zagrożeniem.
Kenia – kraj chrześcijański
Kenia jest krajem położonym na równiku, graniczącym z Somalią, Etiopią, Sudanem Południowym, Ugandą i Tanzanią. Sąsiedztwo nie należy do najłatwiejszych. Kraj ten nie ma dobrych relacji z Somalią, a granice administracyjne z Sudanem Południowym w dalszym ciągu nie są oficjalnie uznane na arenie międzynarodowej, co sprzyja licznym konfliktom. Kenia to kraj niezwykle zróżnicowany, gdzie spotykają się liczne etniczne, kulturowe i przyrodnicze bogactwa. Oprócz malowniczych plaż, majestatycznych szczytów gór oraz przepastnych sawann, które mogą gościć imponujące stada dzikich zwierząt, kraj jest także miejscem, gdzie tradycje afrykańskie, arabskie i europejskie splatają się w niezwykłą mozaikę kulturową. Kenia to kraj chrześcijański – ponad 81% społeczeństwa to wyznawcy Chrystusa, drugim co do wielkości wyznaniem jest islam (około 8% społeczeństwa). W 2024 roku kraj ten trafił na 51. miejsce Światowego Indeksu Prześladowań, a w 2020 roku był na 44. miejscu tej listy. Czy to znaczy, że w ostatnich latach sytuacja chrześcijan w Kenii się poprawiła? Niestety, nie do końca, to może również oznaczać, że mocno wzrosła agresja wobec chrześcijan w pozostałych krajach z pierwszej pięćdziesiątki.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat Kenia zmaga się z narastającą falą ataków ze strony al-Szabab, Jest to islamska grupa ekstremistyczna z siedzibą w Somalii, która jest jednym z krajów najbardziej niebezpiecznych dla chrześcijan według Światowego Indeksu Prześladowań. Ta trudna sytuacja powoduje, że chrześcijanie, zwłaszcza ci z muzułmańskim pochodzeniem, mieszkający w północno-wschodnich i nadmorskich regionach kraju, są nieustannie narażeni na przemoc nie tylko ze strony bojowników, ale także własnych rodzin. Wiele osób decyduje się na przeprowadzkę do bezpieczniejszych miejsc, takich jak Nairobi, co dodatkowo osłabia i tak już wrażliwe społeczności.
Krwawy kwiecień
Kwiecień 2015 roku był miesiącem tragicznym, szczególnie dla miejscowości Garissa we wschodniej części kraju. Wczesnym rankiem do budynku miejscowego uniwersytetu wtargnęło kilku ciężko uzbrojonych napastników. Jak się później okazało, byli to bojownicy al-Szabab. Wchodząc na teren, najpierw zastrzelili dwóch strażników, a następnie otworzyli ogień do przygotowujących się do zajęć studentów. Świadkowie twierdzą, że bojownicy wybierali chrześcijan i do nich strzelali. Jeden z uczestników tych wydarzeń, który przeżył, powiedział, że słyszał, jak napastnicy otwierali drzwi do poszczególnych sal wykładowych i pytali ludzi, czy są muzułmanami, czy chrześcijanami. „Jeśli byłeś chrześcijaninem, zostawałeś zastrzelony na miejscu – powiedział. – Przy każdym wystrzale myślałem, że zginę”. W ataku zginęło 148 osób, a 79 zostało ciężko rannych, ponad 500 studentom udało się uciec. Był to jeden z najkrwawszych ataków przeprowadzonych przez al-Szabab w ostatnich latach w Kenii.
Wielu studentów, którzy przeżyli atak w Garissie, do dzisiaj nie może poradzić sobie ze wspomnieniami tego kwietniowego poranka. Przedstawiciele Open Doors, spotykając się z nimi, dostrzegają jednak, że Bóg przemienia serca tych ludzi, wskrzeszając w nich na nowo wiarę i ufność w Jego działanie. Jedna z kobiet, która studiowała w 2015 roku w Garissie i przeżyła atak, mówi: „Przez jakiś czas nie byłam w stanie się modlić. Jednak pewnej niedzieli przyszłam do kościoła wcześnie rano. Byłam tam sama. Uświadomiłam sobie, że to jest moment, aby podziękować Bogu. Modliłam się i modliłam… Wylałam wszystko, co miałam na sercu. Gdy skończyłam, poczułam się całkowicie uzdrowiona”.
To uzdrowienie dało kobiecie wolność i siłę, aby zanieść swoje cierpienie i pytania do Boga. Niewątpliwie wielu, którzy przetrwali krwawy czwartek, potrzebuje naszej modlitwy i wsparcia. Dzięki Open Doors i innym organizacjom, które teraz towarzyszom im w ich drodze, mogą być pewni, że świat chrześcijański o nich nie zapomina. Ta misja Kościoła i to wydarzenie były dla mnie jakby wyznacznikiem celu mojej podróży. To właśnie przez pryzmat tych ludzi mogłam zobaczyć Kenię jako kraj ludzi silnych, odważnych i ufających pomimo wszystko.
„To jest prawda”
Podczas naszej wyprawy w jednej z górskich wiosek spotkaliśmy się z pasterzem o imieniu Sachim. Jego historia jest przykładem niezwykłej przemiany duchowej i walki o swoje przekonania. Sachim, który wyemigrował z Etiopii, nigdy nie był praktykującym muzułmaninem. Kiedy przybył do wioski, jedynym jego majątkiem było stado osłów i radio, które stało się kluczowym elementem jego duchowej podróży. To właśnie dzięki radiu ten już ponad osiemdziesięcioletni pasterz po raz pierwszy usłyszał Ewangelię. Jej słowa tak mocno wdarły się w jego serce, że uznał je za prawdę. Gdy do wioski, w której przebywał, przybyli misjonarze, Sachim słuchał ich przesłania i zrozumiał, że jest ono zgodne z tym, co słyszał w radiu. To przekonanie skłoniło go do podjęcia decyzji o naśladowaniu Jezusa i zostania chrześcijaninem.
Jednak życie chrześcijanina nie było dla Sachima łatwe. Żył w izolacji, a jego przekonania religijne spotykały się z oporem. Pewnego dnia, gdy do wioski dotarła pomoc materialna, Sachim został pominięty podczas jej dystrybucji, ponieważ formalnie, ze względu na swoją religię, nie był członkiem wioski. Zdeterminowany, aby walczyć o swoje prawa, udał się na policję, by złożyć skargę, ale niestety bezskutecznie. Mimo nacisków ze strony innych, którzy próbowali przekonać go do powrotu do islamu, Sachim zawsze stanowczo odpowiadał, że wyrzekł się go, ponieważ islam nie jest religią miłości i pokoju. Jego niezłomna wiara w końcu przyniosła rezultaty – lokalna społeczność przestała na niego naciskać, widząc, jak mocno trwa w swoich przekonaniach.
Świadectwo tego człowieka, który nie potrafi czytać ani pisać, a który potrafił rozeznać o prawdzie w swoim życiu, dość znacznie wpłynęło na moje myślenie. Bóg dotyka ludzkiego serca w sposób tajemniczy i czasem nieprzewidywalny. Pobudza przy tym najskrytsze pragnienia miłości i wiary w to, że nie jesteśmy pozostawieni tu na ziemi sami sobie, mamy swego ojca w Niebie, który zna prawdę o nas.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3/2024
/ab