Różaniec – spuścizna, kontemplacja, szaniec

2024/10/7
AdobeStock 431038588
Fot. Adobe Stock

O różańcu, jego towarzyszeniu w życiu i sposobie odmawiania z Małgorzatą Bartas-Witan, dziennikarką radiową, żoną i mamą trójki dzieci rozmawia Marta Karpińska.

O tym, jak godzisz obowiązki swojego aktywnego życia zawodowego i rodzinnego z modlitwą i życiem duchowym rozmawiałyśmy na potrzeby artykułu „Ora et labora dla świeckich w XXI wieku”, który ukazał się w najnowszym numerze kwartalnika „Civitas Christiana”. Wspomniałaś wówczas o tym, jak ważny jest dla Ciebie różaniec.

Różaniec jest spuścizną duchową po moim tacie, który nie żyje już od 27  lat. Wciąż mam w pamięci taki archetyp ojca z różańcem w ręku, który kiedyś bardzo mnie drażnił, potem bardzo mi pomógł, a dziś spełnia w moim życiu taką rolę, jaką spełniał w życiu taty. Różaniec traktuję jako modlitwę kontemplacyjną, co niekoniecznie sprowadza się do medytacji nad tajemnicami i przymuszania umysłu do przywoływania rozważanych obrazów. Dla mnie to trwanie przy Matce Bożej  i oddawanie Jej czasu i swojej uwagi, nawet jeżeli przychodzą rozproszenia. Obraz, który jak myślę dobrze to oddaje, to sam różaniec, jako przedmiot – najczęściej są to koraliki na łańcuszku. Łańcuszek wiąże kolejne paciorki. Wiąże też mnie z Maryją, przez kolejno ofiarowywane Jej moje zdrowaśki. Ogniwa różańca niekiedy się rwą, bo są słabe. Jednak nie przerywa to modlitwy. Także moja uwaga podczas tej modlitwy często się rwie. Jednak czy odmawiam ją mniej lub bardziej udolnie, z większą lub mniejszą dyspozycją emocjonalną i duchową, to drugorzędna rzecz. Ważna jest intencja, żeby uparcie łączyć swoje paciorki z Maryją, być przy Maryi. Bo to nie jest kwestia umysłu, czy emocji, tylko woli.

A co z intencjami, w których go odmawiasz?

Od czasu do czasu przywołuję konkretne intencje, tak żeby różaniec był rzeczywiście ku czemuś lub komuś kierowany, w stronę osoby lub sprawy, którą powierzam Matce Bożej.

Czy modlitwa na różańcu towarzyszyła Ci też w szczególnie ciężkich momentach życia?

Tak było i jest. Kilkanaście lat temu kiedy oczekiwałam narodzin kolejnego dziecka, u którego zdiagnozowano śmiertelną chorobę, odmawiany wspólnie z pozostałymi dziećmi i mężem różaniec pozwalał spokojnie przetrwać ten trudny czas. Był dla mnie i dla naszej rodziny takim swoistym szańcem, który nas chronił. To było bardzo realne doświadczenie. Dla mnie ważne jest, że Matka Boża prosi o modlitwę różańcową w różnych intencjach. Ja wierzę, że Ona wie, dlaczego to takie istotne. Sama nie staram się tego roztrząsać, tylko idę za tym Jej wezwaniem, więc różaniec jest też modlitwą prostoty, gdzie nie chodzi o to, żeby dywagować, tylko przyjąć wezwanie do modlitwy.

Kiedy znajdujesz na niego czas?

Jazda pociągiem do pracy to dla mnie bardzo dobry czas na tę modlitwę. To taki pożyteczny czas, który można różnie wykorzystać, np. na naukę języków obcych. Ja zdecydowałam się przeznaczyć go na modlitwę różańcową.

Czy masz swój ulubiony różaniec?  

Niedawno byłam w Pompejach i bardzo przeżyłam wizytę w Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Oczywiście przywiozłam stamtąd różaniec, bo lubię mieć różne różańce, choćby po to, by je potem komuś podarować. Jednak mam taki jeden - MÓJ różaniec. Pamiętam jak mój tata, kiedy byłam dzieckiem, włączał mi słuchowisko o Katarzynie Laboure i o objawieniu Cudownego Medalika w Paryżu w 1830. Zapamiętałam jak Maryja, wołając Katarzynę w nocy do kaplicy i tam się jej objawiając, zapraszała ją do modlitwy różańcowej. Katarzyna miała przy sobie wtedy różaniec, ale on nie należał do niej. Maryja to wiedziała i pytała ją: „Gdzie jest twój różaniec?”. Mocno zapamiętałam te słowa. Dlatego bardzo pilnuję SWOJEGO różańca i staram się mieć go zawsze przy sobie. Podarował mi go mój mąż podczas pielgrzymki do  Medjugorie, po stracie naszego synka. Ten mój różaniec miałam ze sobą w wielu znaczących miejscach, np. w Ziemi Świętej – na Kalwarii, przy Grobie Pana Jezusa. Mój tata swój różaniec też zawsze nosił przy sobie. W trudnych sytuacjach wyjmował i trzymał się go, jak niezawodnej broni. Inaczej było tylko w ostatniej jego ziemskiej drodze. W dniu śmierci, idąc na mszę świętą, na której zasłabł i zaraz potem zmarł, zostawił go w domu. Odkrycie tego było dla mnie znakiem. Tata przekazał mi w tym pozostawionym różańcu swoistą duchową spuściznę. Bo ten drewniany, brązowy różaniec – choć początkowo chciałam go sobie zostawić, ostatecznie włożyłam do trumny taty, który pochowany został z tym swoim wiernym towarzyszem prowadzącym go do nieba….

Dziękuję za rozmowę.

 

/mdk

1 ppok20220620 0005

Marta Karpińska

Dziennikarz i fotograf, redaktor naczelna kwartalnika "Civitas Christiana".

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#różaniec #modlitwa #Matka Boża Różańcowa #kontemplacja #Małgorzata Bartas-Witan
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej