Sieroty dorastają

2013/01/17

2 kwietnia 2005 r. poczuliśmy się jak bez Ojca. W którym miejscu stoimy dziś, dwa lata po odejściu Jana Pawła II? Jak wygląda Polska i świat bez Niego? I czy zmieniła nas Jego śmierć, czy raczej niezwykłe życie?

Codziennie, jak setki tysięcy mieszkańców Warszawy, jadę jedną z głównych arterii do centrum. W pobliżu trasy Prymasa Tysiąclecia stoi niepozorna kapliczka, wymalowana niebieską farbą. W środku, jak zwykle, trochę dewocjonaliów, sztucznych kwiatów, na płotku jakaś girlanda z odbarwionej słońcem plastikowej zieleni. I człowiek. Tak! W centrum dwumilionowej metropolii codziennie ktoś modli się przed kapliczką Matki Bożej. Każdego dnia z okna autobusu widzę tam kogoś nowego. Inni też patrzą. Świadectwo wiary w publicznym miejscu…

Pozostaliśmy niedojrzali?

Mijają dwa lata od chwili, gdy bicie dzwonów w każdej polskiej parafii obwieściło światu przejście Jana Pawła II do domu Ojca. Baliśmy się tej chwili. Ileż to razy słyszałem: „A co będzie, gdy odejdzie?” Niektórzy złowrogo wieszczyli: będą puste kościoły, nie będziemy jeździć do Rzymu, nie będziemy słuchać następcy Jana Pawła II, nikt nie zapuka do seminarium…

Bo też za życia Papieża można się było odwołać do jego autorytetu. Dla wielu był Ojcem. Po śmierci Jana Pawła II Kościół w Polsce i każdy z nas w znacznym stopniu sam musi mierzyć się z wyzwaniami, które przed nim stają. Czy potrafi dziś sprostać tej sytuacji?

Wydawca książki „Rok po odejściu.. w rocznicę śmierci Jana Pawła II” tłumaczył, że pomysł publikacji zrodził się z.. buntu. „Przeciwko temu, by było jak dawniej. Głębokiego przekonania, że całe dziedzictwo Jana Pawła II oraz nasze doświadczenia pamiętnego kwietnia nie mogą nic nie znaczyć, że zapomnieć o zobowiązaniu do bycia lepszymi, jakie wtedy naszą postawą przyjęliśmy, świadczyłoby o naszej niedojrzałości”.


W życiu i śmierci podobny do Chrystusa – taki napis na transparencie można było przeczytać podczas Mszy św., która odprawiona została nazajutrz śmierci Jana Pawła II
Fot. Artur Stelmasiak

Skutki nieuchwytne

I co? I nic. Tuż po śmierci Papieża zadawano sobie pytanie, czy czas narodowej żałoby poprawi klimat życia publicznego. Ale Polska po Janie Pawle II jest dziś Polską wielkiej kłótni. Wydarzenia z początku kwietnia 2005 roku wyzwoliły wprawdzie w wielu osobach pragnienie, aby rozwijać polskie życie społeczne w duchu posłania, jakie nam pozostawił. Ale poza tym, co na stałe zostało w sercach każdego człowieka z tych dni, pozostałe skutki – w tym ogólnonarodowe – są trudne do uchwycenia.

5 kwietnia w Warszawie odbyły się centralne uroczystości poświęcone zmarłemu Papieżowi zorganizowane przez Konferencję Episkopatu Polski. We Mszy św. na placu Piłsudskiego, koncelebrowanej przez biskupów z całej Polski pod przewodnictwem prymasa Józefa Glempa, uczestniczyło 250 tys. osób! Pogrzeb papieża z Wadowic stał się okazją do narodowego pojednania i zarzucenia na kilka dni wszystkich kłótni. Słynne stało się podanie sobie ręki przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsę podczas spotkania w Rzymie. Choć mówiono też, że oto Polska solidarnościowa pojednała się z postkomunistyczną, że jest to pojednanie w obrębie jednego, „okrągłostołowego” układu.

Niech ta śmierć będzie początkiem

Anonimowy Wiktor z Brwinowa na forum internetowym onet.pl godzinę po śmierci Papieża apelował: „Niech ta śmierć stanie się początkiem a nie końcem, niech będzie ziarnem odnowy moralnej naszego Narodu. Papież chciał, aby Polska była krajem silnej i rzeczywistej wiary. A wiara rodzi się w małych, a konkretnych czynach”.

Rewolucję moralną zapowiadał rząd PiS w projekcie IV RP. Tyle że przeciętny obywatel jakoś jeszcze nie może dostrzec jej efektów. Mniej kłamstwa, obłudy, politycznego wyrachowania? A może pornografia zniknęła z półek, mniej mamy skandali obyczajowych, albo zniknęła korupcja? Nie budziło raczej wątpliwości, że występujący stan narodowej euforii nie może być trwały, że po święcie będzie musiał nastąpić dzień powszedni. Dziś ludzie nie widzą żadnej zbieżności między przeżyciem autentycznej, głębokiej żałoby po śmierci Jana Pawła II a tym, co obserwują, włączając telewizor.

Dla wielu z nich wydarzenia sprzed roku stały się po prostu pięknym wspomnieniem, bez dalszych konsekwencji dla życia. Jednak wcale niemało jest i takich osób, które w dalszym ciągu żyją tym, co odkryły dwa lata temu. Statystyki kościelne nie mówią wprawdzie o skoku liczby osób przystępujących do sakramentów lub angażujących się w parafialnych grupach duszpasterskich. Ale wzrost jest, także w liczbie podań składanych do seminariów. Wiele osób podkreśla, że tamte zobowiązania z ubiegłego roku zmieniły ich życie.

Glos, który nie zamilkł

Czy światu brakuje dziś Jana Pawła II? Z pewnością. Nie tylko my płakaliśmy po Jego śmierci. Nie ma już tylu pielgrzymek, częstych i wielkich celebracji liturgicznych, spotkań z młodzieżą na całym świecie. Ale także głosu w ważnych dla świata kwestiach. Choć przecież nie jest tak, że tego głosu nie ma. Nie w Kościele, którego sukcesja apostolska jest nie tylko ludzką tradycją, ale odbywa się w asystencji Ducha Świętego. Przecież Benedykt XVI w wielu kwestiach kontynuuje drogę wyznaczoną przez Poprzednika, u którego boku był tyle lat. Więcej: w wielu sprawach, jak w kwestii dialogu z prawosławiem, czy lefebrystami, stawia krok dalej niż Jan Paweł II.

Czy i my nie widzimy w Benedykcie XVI kolejnego, wspaniałego Papieża? On sam i świat był pod wrażeniem gorącego przyjęcia, jakie zgotowaliśmy mu w maju 2006 r. Zgodnie z planem Benedykt XVI odwiedził Warszawę, miejsca związane z osobą papieża Jana Pawła II: Częstochowę, Wadowice, Kalwarię Zebrzydowską, Kraków i Oświęcim. Do obsługi medialnej wizyty Benedykta XVI w Polsce akredytowało się ponad 4 tys. osób. A my chcieliśmy słuchać, co nam powie. Mimo ulewnego, lodowatego deszczu w Warszawie, wierni trwali z następcą św. Piotra.


Ojcze Święty, zostałeś na zawsze w naszych sercach – to tylko jeden z tytułów prasowych. W tych dniach nawet „Przegląd Sportowy” pisał wyłącznie o Papieżu
Fot. Tomasz Gołąb

Zmieniło nas życie, nie śmierć

Trudno wyrokować, czy stalibyśmy w tym samym miejscu, gdyby Jan Paweł II żył. Ale z całą pewnością można powiedzieć, że jeśli coś w nas się zmieniło w ostatnich latach, to nie pod wpływem śmierci Papieża, ale raczej jego życia. Co właściwie jest najdobitniejszym dowodem jego świętości. Z tego powodu, 13 maja 2005 r., papież Benedykt XVI zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, udzielając dyspensy od pięcioletniego okresu oczekiwania od śmierci kandydata, jaki jest wymagany przez prawo kanoniczne.

Podczas homilii pogrzebowej kard. Ratzinger mówił o Janie Pawle: „Nasz Papież – wiemy o tym wszyscy – nigdy nie chciał zachować własnego życia, mieć go dla siebie; chciał dać siebie samego bez ograniczeń, aż do ostatniej chwili, za Chrystusa i w ten sposób także za nas. Właśnie w ten sposób mógł doświadczyć, jak to wszystko, co złożył w ręce Pana, powróciło na nowo: miłość do słowa, do poezji, literatury stała się zasadniczą częścią jego posłannictwa duszpasterskiego i nadała nową świeżość, nową aktualność i nową siłę przyciągającą głoszeniu Ewangelii, nawet wtedy, gdy jest to znakiem sprzeciwu”.

Może w sposób jeszcze bardziej widoczny Jan Paweł II będzie nas zmieniał, orędując za nami już jako święty. Przekonanie o niezwykłości tego pontyfikatu dzieli, bowiem dziś wielu Polaków, i nie tylko, modlą się do niego, prosząc o wstawiennictwo w tysiącach spraw. Może wówczas odpowiedź na pytanie, o świat po Janie Pawle II, będzie łatwiejsza?


Smutek po odejściu Ojca Świętego udzielił się wszystkim. W tych dniach byliśmy świadkami wielu nawróceń, spowiedzi po wielu latach – mówią duszpasterze
Fot. Artur Stelmasiak

Smutek globalny

Człowiek Roku 1994 magazynu „Time” był przede wszystkim globalnym chrześcijaninem. Był też pierwszym papieżem ery totalnej komunikacji. Jego słowa wywierały efekt na całym świecie, gdziekolwiek były wypowiadane. Odbył 104 pielgrzymki zagraniczne, odwiedzając wszystkie zamieszkane kontynenty. W wielu miejscach, które odwiedził Jan Paweł II, nigdy przedtem nie postawił stopy żaden papież. Przy tym miał zwyczaj całowania ziemi kraju, do którego przybywał z pielgrzymką, a homilie lub choćby krótkie sentencje wygłaszał w lokalnym języku. Nigdy wcześniej Msze święte nie ściągały tak wielkich tłumów, że trzeba było je organizować na stadionach, lotniskach i największych placach. Nie bez powodu po śmierci Papieża, wielu duchownych przedstawicieli Watykanu, a także wielu wiernych oraz mass media zaczęło dodawać mu nowy przydomek, nazywając go Janem Pawłem Wielkim.

Co z Polską?

„Dla obywateli Rzeczypospolitej śmierć króla oznacza, że zniknęła osoba, która definiowała i ożywiała sens takich pojęć jak patriotyzm, tożsamość, solidarność, ofiara, sprawiedliwość. Dla polskiej polityki – że straciła instancję, która przez ostatnie ćwierć wieku legitymizowała bądź odmawiała legitymizacji kolejnym rządom, kierunkom przemian, wielkim decyzjom ustrojowym czy cywilizacyjnym” – pisał rok temu na łamach „Teologii Politycznej” Dariusz Karłowicz, filozof i publicysta. Czy jednak tron jest rzeczywiście pusty?

To fakt: nie mamy autorytetu na miarę Jana Pawła II. Ale też nie jest tak, że po śmierci Papieża, nagle zostaliśmy zupełnie sami. Zapominając na chwilę o następcy Karola Wojtyły na tronie Piotrowym i szukając wzorów na własnym podwórku trzeba uczciwie przyznać, że mimo prób obalenia niektórych z piedestału, paru nam jeszcze zostało. Być może zniknął konsensus, co do konkretnych nazwisk, ale wciąż Polacy mają wśród siebie ludzi, o których można z czystym sumieniem powiedzieć: warto żyć jak oni. A dopóki tak jest, o pustym tronie może nie warto dyskutować.

Wydaje się jednak, że efekty kwietniowych dni są widoczne. Po raz pierwszy od długiego czasu, a może nawet pierwszy raz w historii, ujawnił się Kościół jako Lud Boży. Czy nie widać go było na przełomie tego roku, w związku z kryzysem w archidiecezji warszawskiej? Czy spontanicznie tworzone apele o uniknięcie w Kościele zgorszenia w związku z lustracyjną zawieruchą, nie były w jakimś sensie odpowiedzią na brak jasnego przywództwa?

Po 2005 r. nie żyjemy w innej Polsce. Ale też nie zmieniły się przykazania Boże. Twierdzenie, że nie będzie wiadomo, jak żyć, przegrało próbę czasu. Choć słusznie wyrażano żal i tęsknotę za ostoją i Ojcem za Spiżową Bramą, Ojciec Święty naprawdę nas osierocił. Ale też dzięki niemu, wchodzimy jakoś w wiek dojrzały. W którym bez oglądania się na kogoś, sami musimy podjąć odpowiedzialność za siebie, Kościół, Polskę, Europę…

Tomasz Gołąb

Artykuł ukazał się w numerze 04/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej