Jak przekazać zbuntowanej grupie wiekowej, że warto być miłym i dobrym dla drugiego człowieka, tak, żeby posłuchała? Przesłanie jest przecież niezwykle oklepane. A jednak twórcy filmu „Cudowny chłopak. Biały ptak” zrobili to dobrze. I to po raz drugi.
Kto widział film „Cudowny chłopak” (2017) wiedział, żeby na kontynuację serii zabrać chusteczki. I chociaż określenie „kontynuacja” może być lekkim nadużyciem, bo nawiązanie do filmu z Julią Roberts i Owenem Wilsonem jest raczej znikoma, to jest to też ciekawy zabieg – w drugiej części historii prześledzić dalsze losy „złoczyńcy”. Jest w tym też pewne piękne przesłanie, że nawet ktoś, kto był w jednym filmie „tym złym”, w drugiej historii może przeżyć swoją przemianę na lepsze. Dla każdego jest nadzieja i każdego historia toczy się innymi torami.
„Cudowny chłopak. Biały ptak” opowiada o Julianie, chłopaku, który w poprzednim filmie prześladował chłopca z deformacją twarzy. Za swoje postępowanie został wydalony ze szkoły. Teraz nie może odnaleźć się w nowej placówce i postanawia być „normalny” – ani zły, ani dobry, żeby jakoś przetrwać czas liceum. Jego babcia dzieli się z nim jednak historią swojej młodości, dzięki której chłopak widzi, że zawsze warto być dobrym. A młodość Sary Blum przypada na okres II wojny światowej, ważnym wątkiem jest więc ratowanie ludności żydowskiej w tym tragicznym czasie.
Film zachęca pięknymi ujęciami, ale i gwiazdorską obsadą. W pierwszej części byli to wspomniani Julia Roberts i Owen Wilson, a w „Białym ptaku” zobaczymy legendarną Helen Mirren czy Gilian Anderson. Gra młodych aktorów nie odstaje poziomem od występu znanych nazwisk.
Historia ma piękne przesłanie, ale też jest ciekawa. Nie nudzi ani na chwilę, trzyma w napięciu, ale daje też momenty śmiechu. Pokazuje realia II wojny światowej w prawdziwy, ale niezbyt brutalny sposób, co uważam za odpowiednie dla nastoletniego widza, dla którego przewidziana jest ta produkcja.
Film w Polsce można oglądać w kinach od 2 lutego.