Z Pawłem Zuchniewiczem, autorem książki „Cuda Jana Pawła II” i wielu innych publikacji o Papieżu rozmawia Joanna Jureczko-Wilk
– Kiedy pierwszy raz pomyślał Pan o Janie Pawle II jako o człowieku, który czyni cuda?
– Kiedy Ojciec Święty przyjechał w 1999 r. do Warszawy, na Pragę, tę wizytę pomagał mi komentować w radiu ks. Henryk Zieliński. To on opowiedział mi o Piotrusiu, który wręczał Papieżowi kwiaty przed praską katedrą. Chłopiec był chory na raka mózgu. Jego babcia i matka napisały do Watykanu prośbę, żeby Papież pomodlił się o zdrowie. Dostały odpowiedź, że Jan Paweł II modlił się w intencji chłopca. Jakiś czas potem Piotruś wyzdrowiał. Jego rodzina jest przekonana, że stało się to właśnie dzięki wstawiennictwu Ojca Świętego.
To był pierwszy przypadek, z którym się zetknąłem. Kolejny zdarzył się później. Gdy zbierałem materiały do książki „Papież rodzin”, spotkałem kobietę z dawnego środowiska krakowskiego Karola Wojtyły, która uważała, że modlitwa Jana Pawła II uratowała życie jej córki. Dziewczynka urodziła się w zamartwicy, lekarze nie dawali jej szans na przeżycie. Wtedy matka wysłała ze szpitala karteczkę do kard. Wojtyły z prośbą o modlitwę. Kardynał odpisał, że odprawił Mszę św. w intencji dziecka i rodziców. Dzisiaj to dziecko jest dorosłą, w pełni sprawną kobietą.
Wielu ludzi miało przekonanie, że można napisać do Papieża, że on się za nich modli. Później dowiedziałem się, że wszystkie te kartki z prośbami o modlitwę, które przychodziły z całego świata, Ojciec Święty miał w klęczniku. Papież wyciągał je kolejno i modlił się za konkretnych ludzi. I nie słyszałem – oprócz o. Pio – o tylu cudach, uzdrowieniach dokonanych za życia, ile to było w przypadku Jana Pawła II.
– Uściślijmy: jakiego rodzaju cuda przypisywane są Janowi Pawłowi II?
– Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod pojęciem cudu. Ks. prof. Marian Rusecki z KUL, teolog fundamentalny, przypomina, że kiedyś cud traktowano jako dowód od Boga, przymuszający do wiary. Teraz uważamy, że cud to znak działania Boga. Działania ludzkie i Boskie często się ze sobą splatają. Na przykład: pięcioletni chory na białaczkę Meksykańczyk, którego Ojciec Święty błogosławił na lotnisku, wielokrotnie przechodził chemioterapię. Po spotkaniu z Papieżem zaczął normalnie jeść, odrosły mu włosy, a po kilku miesiącach okazało się, że jest zdrowy. W tym czasie nie przyjmował już żadnych lekarstw. Wprawdzie lekarze twierdzili, że były szanse na jego wyleczenie, ale dziwili się, że chłopiec wyzdrowiał, mimo przerwanej terapii. Heron Badillo ma dziś 21 lat i jest gotowy zaświadczyć o swoim uzdrowieniu, jeśli będzie taka potrzeba.
Nie chodzi więc nawet o ujawnienie rzeczy niemożliwych z punktu widzenia współczesnej medycyny. Umocnienie wiary w ludziach pod wpływem Papieża było ewidentne. Jego styl życia, duszpasterstwa, papiestwa ośmielał ludzi, pisali do niego o swoich kłopotach jak do kogoś bardzo bliskiego, a przy tym byli przekonani o Jego bliskiej więzi z Bogiem.
Paweł Zychniewicz, – autor książki „Cuda Jana Pawła II”
Fot. Joanna Jureczko-Wilk
– Jednak za życia Papieża nie słyszeliśmy o nadzwyczajnych zjawiskach. Dowiadujemy się o nich dopiero teraz. Dlaczego?
– Rzeczywiście wieści o uzdrowieniach były znane w środowisku osoby uzdrowionej, w mieście, ale już dalej się nie rozchodziły. Dla mnie to też jest zastanawiające. Osoby, które doznały na przykład uzdrowienia za przyczyną Jana Pawła II, decydują się teraz rozmawiać o tym z ogromnej wdzięczności dla Papieża i dlatego, że w ten sposób chcą zaświadczyć o Jego świętości.
– Sam Papież też „ucinał” wszelkie rozmowy na ten temat.
– I na tym polegała jego wielkość. Miał głęboką świadomość, że jest tylko narzędziem w ręku Boga, że tak naprawdę działa Bóg. Patrzył na siebie w Bożym świetle, w którym każdy widzi swoją małość. To dowód jego autentycznej pokory.
– Czy powszechne przekonanie o świętości Jana Pawła II nie wystarcza, by ogłosić go świętym? Takie precedensy w historii Kościoła już się zdarzały.
– Święty Antoni Padewski został ogłoszony świętym bez procesu beatyfikacyjnego. Został nim z decyzji Papieża.
Po śmierci o. Pio też były głosy, żeby po prostu ogłosić go świętym, bo nie było wątpliwości, że to był Boży człowiek. Jan Paweł II odpowiadał wtedy, że wszystko w Kościele ma swój czas.
Już w przypadku Matki Teresy z Kalkuty przyspieszono proces beatyfikacyjny, który rozpoczął się w niecałe dwa lata po śmierci, a cztery lata później Misjonarka Miłości została wyniesiona na ołtarze. Proces beatyfikacyjny Jana Pawła II rozpoczął się czterdzieści dni po Jego śmierci. Jak na Kościół, który „ma czas”, bo działa w perspektywie wieczności, to kosmiczne przyspieszenie.
– To, że Jan Paweł II przeżył zamach w 1981 r. było cudem, potem okazało się, że Papież–Polak był kluczem do trzeciej tajemnicy fatimskiej. Jego ewangelizacja podjęta przecież na niespotykana dotąd skalę to też jest cud. „Santo subito” na jego pogrzebie… Dlaczego konieczny jest jeszcze udokumentowany cud po śmierci?
– Cud po śmierci jest potrzebny ponieważ Kościół wymaga, aby wynik procesu beatyfikacyjnego prowadzonego przez ludzi został potwierdzony przez znak „z góry”. Jak wiemy z bardzo powściągliwych relacji prasowych, taki cud już się dokonał: za wstawiennictwem Jana Pawła II francuska zakonnica została uzdrowiona z choroby Parkinsona i wróciła do codziennej pracy na oddziale noworodków. Natomiast sam proces jest potrzebny, żeby bardziej poznać życie i nauczanie Jana Pawła II, żebyśmy mogli o nim więcej się dowiedzieć. Warto z tej wiedzy skorzystać dopóki żyją świadkowie, którzy mieli z nim kontakt. Myślę, że poznanie jej może być pomocne dla każdego katolika: jakich Papież dokonywał wyborów w życiu codziennym, jak reagował w różnych sytuacjach, jak się modlił, jak bardzo poważnie traktował modlitwę… Trzeba udokumentować to świadectwo życia, nauczania i śmierci. My je pamiętamy, ale nasze dzieci, wnuki?
– Chyba żaden święty bardziej nie przybliżył nam nieba, rzeczywistości świętych obcowania, niż Jan Paweł II. Umieranie, życie wieczne dla współczesnego człowieka to pojęcia prawie abstrakcyjne, które zdarzą się kiedyś, w dalekiej przyszłości. Tymczasem Ojciec Święty pokazał nam, że umieranie to przechodzenie: „z życia do życia”, gdzie „stawia się pierwsze kroki”, „skąd patrzy się na ziemię z okna nieba”… Jak skorzystaliśmy z tej lekcji?
– Jesteśmy ciągle w szkole Papieża. Był z nami, odszedł, ale ciągle nas uczy. W okresie żałoby po Janie Pawle II mieliśmy niezwykle wyczulone „zmysły duchowe”. Tak działo się także, kiedy Ojciec Święty do nas przyjeżdżał: wtedy przestępczość malała, na ulicach widziało się mniej pijaków, wszyscy starali się być lepsi. Teraz mamy szansę dalej uczyć się nauki Jana Pawła II. Jesteśmy dopiero w pierwszej klasie, rok po śmierci Papieża.
Papież do końca uczył nas, jak oczyszczać miłość. Przecież zawsze był dobrym człowiekiem. Kochał teatr, miał pasję słowa, ale w pewnym momencie zauważył, że trzeba wybrać większą miłość. Entuzjazm gaśnie i nie da się go podtrzymać w sposób, w jaki przeżywaliśmy go przed rokiem. Teraz trzeba oczyścić uczucie, żeby stawało się bardziej dojrzałe. Miłość bierze się z poznania. Trzeba poznać, co Papież miał nam do przekazania swoim słowem, ale i życiem. Wtedy mamy szanse zakochać się w nim dojrzale i żyć w sposób, jaki nam pokazał.
Jak mówi o sobie Kay Kelly – była zwyczajną gospodynią z Liverpoolu. W 1978 r. wykryto u niej raka: ziarnicę złośliwą. Miała wtedy 34 lata i miała dla kogo żyć: męża i trojga dzieci. Przeszła dziesięć kuracji w szpitalu onkologicznym. W końcu jednak pojawiły się przerzuty. Lekarze dawali jej najwyżej dwa lata życia. Kiedy leczyła się przed chemioterapią, władze postanowiły zamknąć Instytut Radowy. Dzięki jej pikiecie na sesji rady o sprawie zrobiło się głośno i Instytut udało się uratować. Zorganizowała wielką zbiórkę datków na leczenie chorych na raka. Wybrano ją Brytyjską Katoliczką Roku. Choroba jednak posuwała się. Zaledwie pięć miesięcy po wyborze Karola Wojtyły na Papieża, u Kelly zadzwonił telefon. Informacja była zaskakująca: katolicka organizacja charytatywna Stowarzyszenie Rycerze Kolumba przyznało jej dwa bilety lotnicze do Rzymu. Następnego dnia już leciała samolotem do Rzymu ze swoim synem czternastoletnim Davidem. Janowi Pawłowi II została przedstawiona po audiencji generalnej. Chwilę rozmawiali, Papież złożył autograf na zdjęciu przyniesionym przez Kelly i objął Angielkę. Poszedł dalej, ale zawrócił. Po powrocie do Liverpoolu znów trafiła do szpitala. Ale lekarze przeżyli szok: po raku i przerzutach nie było śladu. Sprawa stała się głośna, aż dotarła na Watykan. „To jej wiara ją wyleczyła” – powiedział Jana Paweł II, pytany przez dziennikarzy. Po uzdrowieniu Kelly zaangażowała się w pomaganie innym: zbierała fundusze na wsparcie dzieł Matki Teresy z Kalkuty, wspierała w Liverpoolu mały klasztor misjonarek miłości, zajmowała się ludźmi umierającymi, teraz zabiega o przywrócenie do kultu słynnego kościoła Najświętszej Maryi Panny Anielskiej w Liverpoolu. Jednym z powodów zamykania świątyń w jej diecezji jest brak księży. Kelly myśli już, by przywieźć ich z ojczyzny Jana Pawła II, gdzie księża mają „głęboką duchowość”. – Ludzie mówią mi: Kay, wyzdrowiałaś, to cud. A ja mówię: cud jest wtedy, gdy zmienia się życie – mówi Kelly. Na podstawie książki „Cuda Jana Pawła II” |
Tomasz Gołąb
Artykuł ukazał się w numerze 04/2006.