Z ojcem Zdzisławem Kijasem rozmawia Mateusz Zbróg.
Rozmawiamy dziś z dwóch powodów. Pierwszy to rola, jaką pełnił Ojciec w procesie beatyfikacyjnym błogosławionego kard. Stefana Wyszyńskiego. Drugi to książka, której Ojciec jest autorem: „Wyszyński. Narodziny nowego człowieka”. Pozycja ta niedawno ukazała się w Instytucie Wydawniczym PAX i dzisiaj na jej temat porozmawiamy.
Chciałbym aby ojciec opowiedział krótko o okolicznościach powstania tej książki. W wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej powiedział Ojciec, że był przekonany, że do tematu Prymasa Tysiąclecia już nie wróci. Ale jednak się udało, jednak do niego wróciliśmy. Dlaczego tak się stało?
Tak po ludzku to myślę, że był to czysty przypadek. W oczach wiary to jakiś głębszy zamysł. Szczerze to nie myślałem, że będę pisał o kardynale Wyszyńskim. Tym bardziej, że go nigdy osobiście nie poznałem, ani z bliska nie studiowałem jego pism ani dorobku. Dopiero pracując w kongregacji spraw kanonizacyjnych zetknąłem się z tą postacią, będąc relatorem procesu beatyfikacyjnego. Kiedy pojawiła się propozycja, abym napisał książkę o Wyszyńskim to faktycznie zacząłem się zastanawiać: co napisać o nim, czego inni jeszcze nie napisali? Pojawił się wtedy taki zamysł, aby zatrzymać się tylko i wyłącznie na jego zapiskach więziennych. Tym bardziej, że zauważyłem będąc za granicą, że Wyszyński jest znany w świecie głównie poprzez swoje zapiski więzienne. To jest jego szczególny rodzaj informacji o nim, który dotarł do życia powszechnego. Nie tylko do Kościoła, ale do całego świata. Opisuje on ta rodzaj zmagań osoby, która wierzy, ale w tej wierze nie wszystko się wyjaśnia. Wiara stawia pytania. Nie na wszystkie od razu pojawia się odpowiedź. Potrzeba czasu aby dojrzeć do odpowiedzi. Więc postanowiłem że nie będę pisał biografii Wyszyńskiego, ale zatrzymam się tylko i wyłącznie na trzech latach, które spędził w więzieniu, które były latami granicznymi, w których coś się dokonywało na różnych poziomach jego życia duchowego, intelektualnego, emocjonalnego jak i społecznego. Wybrałem ten temat, ponieważ jeszcze nie było takiego opracowania jego „nocy ciemnej”. Nie było jeszcze tej próby wejścia ze światłem w jego noc.
Czyli można powiedzieć, że zagospodarowuje Ojciec swego rodzaju niszę w dorobku Prymasa. Znamy zatem powód wyboru tematyki. Ile jeszcze rąbka tajemnicy możemy uchylić potencjalnym czytelnikom?
Zapraszam czytelnika aby wszedł ze mną w te bogate obszary życia duchowego i intelektualnego Wyszyńskiego, aby odkrywał jego postać. W istocie to nie jest tylko towarzyszenie czytelnikowi w jego wędrówce po życiu intymnym Wyszyńskiego. Każdy święty jest jakimś przewodnikiem, drogowskazem. To jest próba pomocy każdemu człowiekowi, który może znajdować się w analogicznej sytuacji do Wyszyńskiego. Czasami przychodzi chwila w której traci się grunt pod nogami, świat się załamuje. To, co człowiek budował dotychczas, zostaje podważone i teraz znajduje się pod ścianą i nie wie czy uderzać głową w ścianę, czy zatrzymać się: dokonać pewnego namysłu i szukać możliwości innego wyjścia. Więc zamysł nad książką był z jednej strony odkrywaniem dynamiki wewnętrznej Wyszyńskiego, w tym w okresie ciemnej nocy, pokazywanie sposobu pokonywania tej ciemności, odkrywania w ciemności światła. Jednocześnie pokazania co z tego się rodzi nowego. Jaki nowy człowiek się rodzi? To także próba zaproszenia czytelnika, aby w swoim doświadczeniu nocy ciemnej potrafił znaleźć wyjście.
Zapis walki duchowej prymasa Wyszyńskiego w ciągu trzech lat uwięzienia to kanwa tej książki. Ten czas pozwolił narodzić się na nowo w sposób duchowy. Jak Ojciec ocenia, jak bardzo to jest opatrznościowe, że uwięziono prymasa i robiono wszystko, aby go złamać. Wrogowie pragnęli, aby wyszedł z tego zniewolenia słabszym, ale ostatecznie Pan Bóg wyciągnął z tego wielkie dobro.
Ta książka nie jest zapisem biograficznym. Niewątpliwie pisze się biografie ludzi, którzy uczynili coś wielkiego. Ale z drugiej strony wiemy, że człowiek potrafi coś wielkiego uczynić pod warunkiem, że jest kimś wyjątkowym w środku. Wielkich biografii nie pisze się o ludziach, którzy w środku byli zerem. Dlatego zainteresowało mnie to źródło wielkości życia Wyszyńskiego. To, co sprawiło, że tyle jest opisów jego życia. Bo gdyby on podczas tego uwięzienia się załamał, na co liczyli jego prześladowcy; gdyby nie wyszedł z więzienia człowiekiem odmienionym – przegrałby. Wychodząc z trzyletniego więzienia nie miał do nikogo żalu, nie miał do nikogo pretensji, był człowiekiem pogodnym, uśmiechniętym, gotowym do zawierania przyjaźni. Gdyby czasu uwięzienia nie przeżył w ten sposób to nikt by o Wyszyńskim nie pisał biografii. A nawet jeśli to pisano by o nim jako o człowieku przegranym. Dla wielu byłby wystawiany na pośmiewisko, że starał się, ale nie wyszło mu; poddał się; uległ; okazał się słabym. Więc słowa, które wypowiadał przed uwięzieniem - non possumus - byłyby w istocie słowami bez większego znaczenia. One przez doświadczenie trzech lat stają się słowami, które tworzą historię.
Osobiście największe wrażenie zrobił na mnie fragment o wdzięczności, którą żywił kard. Wyszyński za lata uwięzienia. Prymas w zasadzie był szczęśliwy z powodu prześladowań, był wdzięczny za to trudne doświadczenie. W książce przytacza przecież Ojciec jego słowa, że gdyby złośliwa ręka rzuciła kamień, to on również byłby wdzięczny.
Tak, ja myślę, że wdzięczność jest pewnego rodzaju koronacją życia. Ale do bycia wdzięcznym człowiek musi się autowychowywać. I u Wyszyńskiego to występowało poprzez odkrywanie Boga w modlitwie i w pracy. Wdzięczność jest taką niewidzialną koronacją. To nie jest korona którą inni mi nakładają, ale którą ja nakładam sam sobie. Nie przez wyraz pychy czy jakiegoś zadufania w sobie, ale wdzięczności Bogu, że pozwolił mi wyjść obronną ręką z sytuacji, która pozornie była trudna a dla prześladowców miała była być sytuacją, która mnie pogrąży. Ja skupiłem się w tej książce na wierze, na odkrywaniu Chrystusa w trudnościach czy na poszukiwaniu świata w ciemności, na odkrywaniu bliskości Boga wtedy gdy wydawał się oddalony, wreszcie na roli ludzi. Wyszyński miał poważny problem z ludźmi na początku aresztowania. Pisze w swoich notatkach, że został opuszczony, pozostawiony sam sobie. Odkrywanie na nowo ludzi czy później także rozumienie Kościoła przechodzi u niego pewną ewolucje wewnętrzną. Ważna jest także kwestia modlitwy oraz tak ważnej wolności. Zadaję pytanie: jak człowiek może być wolny a jednocześnie uwięziony?
Bardzo zaintrygowały mnie słowa które Ojciec powiedział w wywiadzie, że kard. Wyszyński to świetny patron na czas wychodzenia z pandemii. Tak też to odczytuję: jeżeli ten trudny czas przekujemy na coś dobrego, nie zmarnujemy go i wyjdziemy z niego z nową energią to wyjdzie nam to na dobre, a nie na złe.
Tak, ja myślę że to jest ważne pytanie. Oczywiście u wielu ludzi jest tęsknota, żeby znów było tak jak wcześniej. Żebyśmy mogli wrócić do tej rzeczywistości sprzed pandemii. Wyszyński w nocy ciemnej mówi, że nie ma powrotu. Albo się wychodzi zwycięsko, albo się w ogóle nie wychodzi. Jeżeli weźmiemy tę pandemię jako okres ciemności to wychodzenie z niej musi nas zmienić. Bo inaczej oznaczałoby to czas stracony, który nas niczego nie nauczył. Ktoś mówił że młodzież straciła rok bo nie chodzili do szkoły a dorośli do pracy. To w istocie nie był rok stracony. Wyszyński był trzy lata w więzieniu i ten czas w ogóle nie był stracony. Wyszedł z niego odmieniony i to była najważniejsza szkoła w jego życiu. Dlatego nie ma powrotu do przeszłości. Jest ona już za nami. Możemy pilnować, żeby nam teraźniejszość nie wymknęła się między palcami i wchodzić w przyszłość odmienionymi.
Dziękuję za rozmowę.
Na koniec, zachęcając do sięgnięcia po książkę, zacytuję ostatnie zdania wstępu: Czy udało mi się przekonać dotychczas wątpiących w duchową wielkość Prymasa? Osobiście mam nadzieję, że tak, ale jest to chcąc nie chcąc zawsze subiektywna ocena piszącego. Dlatego będę czekać cierpliwie na ocenę ze strony czytelników.
Mateusz Zbróg
/ut