Zabłąkany duch współczesności

2013/01/19
Z ks. prof. Witoldem Kaweckim, dyrektorem Instytutu Wiedzy o Kulturze UKSW, rozmawia Wiesława Lewandowska.

Z ducha biblijno-chrześcijańskich wartości wyrosła kultura europejska, ukształtował się cywilizowany Zachód. Dlaczego dziś te wartości przegrywają na wolnym rynku idei, religii, prądów filozoficznych?

Rzeczywiście, dziś ten wzorzec światowej kultury znalazł się w sytuacji kryzysu, odwrotu, ale mimo to kultura zachodnia pozostaje z gruntu biblijno-chrześcijańska, czy to się komuś podoba, czy nie. Można się tylko zastanawiać, dlaczego zlaicyzowane gremia Europy tak bardzo wstydzą się dziś swoich korzeni. Być może istnieje jakieś lobby, jakaś grupa ludzi „zarządzających” Europą, grupa liderów politycznych, ideowych, narzucająca taki właśnie trend. Mamy do czynienia ze świadomie lansowanym mocnym nurtem ideologicznym…

…który trafia na bardzo podatny grunt. Przeciętny Europejczyk nader chętnie i chyba całkiem świadomie odcina się od swoich duchowych korzeni.

Nie jestem pewien, czy do końca świadomie. Dzisiejsza Europa rozpływa się w konsumeryzmie, wygodzie, hedonizmie, jej obywatelom nie chce się walczyć na przykład o zapis Invocatio Dei w europejskich dokumentach, choć w Boga niby ciągle wierzą. Biorące się z wygodnego życia rozleniwienie staje się przyczyną przekonania, że nie ma sensu walczyć z wiatrakami, nawet, gdy chodzi o własną duszę… To zaniechanie działania sprawia, że oddajemy Boga tym, którzy dość skutecznie narzucają nam swoją ideologię.

Narzucają ją od epoki Oświecenia, a sukces pojawia się właściwie dopiero w drugiej połowie XX wieku!

Słusznie doszukujemy się źródeł współczesnego zła w prądach filozoficznych oświecenia, w Rewolucji Francuskiej i XIX-wiecznym pozytywizmie, choć w ten sposób popadamy w kulturowe uproszczenia. Moim zdaniem na obecny stan europejskiego ducha w największym stopniu i trwale wpłynęło dopiero powstawanie ruchu socjalistycznego i komunistycznego. Do dzisiaj na wielu uniwersytetach naszego kontynentu dominują prądy lewicowe; sfery intelektualne Europy są w dużej mierze opanowane przez lewicowość i to ona rzutuje na obecny stan kultury. Dzisiaj to, co wynikałoby logicznie z chrześcijańskich korzeni Europy, próbuje się zatuszować, a przynajmniej zminimalizować, pozostawić na boku, narzucając w zamian nowe wizje – lewicujące, ateistyczne.

Na czym polega atrakcyjność tych propozycji?

Lewicowość zawsze swojej atrakcyjności szukała w zbliżeniu się do ludzi, przynajmniej teoretycznie i ideologicznie brała w obronę prostych ludzi, wspierała masy społeczne. Przy okazji wmówiono ludziom – celowali w tym zwłaszcza komuniści – że wszystko, co wiąże się z Kościołem i religią, jest zabobonem i ciemnotą. Kościół przedstawiono jako ostoję wrogiego człowiekowi, najgorszego konserwatyzmu. Dziś tego rodzaju argumentacja wręcz przybiera na sile, choć podawana jest w zupełnie innym wydaniu niż kiedyś.

I trafia na przychylność współczesnego człowieka, dla którego bardziej ważny staje się świat materialny niż duchowy. Tymczasem chrześcijaństwo proponuje raczej ascezę i przynajmniej powściągliwość wobec dóbr materialnych… Czy nie to jest powodem dzisiejszego sceptycyzmu wobec tak wymagającej duchowości?

Rzeczywiście, chrześcijaństwo stawia współczesnemu człowiekowi dość wygórowany, ale jednocześnie realistyczny ideał, a to odrzucenie – jeśli się pojawia – bierze się przede wszystkim z niezrozumienia najgłębszej istoty chrześcijańskiej duchowości. Logika chrześcijaństwa nie jest już logiką dualizmu, czyli logiką rozejścia się ducha i materii, z pogardą dla tego, co cielesne… Dzisiaj dostrzegamy jedność duszy i ciała. Przypominamy, że sam Jezus przecież mówi, że nie to, co z zewnątrz jest nieczyste, lecz to, co z wewnątrz człowieka wychodzi, a więc z duszy… To jest największym zagrożeniem. Prawdą jest, że dzisiaj mamy do czynienia z przesadnym kultem ciała, kultem tego, co materialne, hedonizmu, apoteozą przyjemności i użycia. Rzeczy duchowe są rzeczywiście zaniedbywane, wyrzucane na margines, lekceważone. Przy ogromnym „zhumanizowaniu” (czyli nastawieniu na wygodę, wolność, prawa człowieka) dzisiejszego świata mamy do czynienia z odhumanizowaniem samego człowieka. Człowiek myślący czuje się nieswojo, czuje się manipulowany, bezradny. Dlaczego? A no właśnie dlatego, że to drugie ramię jestestwa człowieka – jego duchowość została zaniedbana.

Człowiek współczesny czuje się źle, ale nie wie dlaczego? Lekceważy konsekwencje swoich duchowych zaniedbań?

Żyje w swoistej schizofrenii, brakuje mu harmonii między tym, co cielesne, a tym, co duchowe, nie odnajduje samego siebie i często nie zdaje sobie sprawy z tego, że powodem jego wewnętrznego rozbicia jest to, że nie zna już Boga, że nie odnosi swojego życia do transcendencji. Współczesny człowiek myśli, że jest pępkiem świata dla samego siebie. To było przyczyną dramatu ludzkości XX wieku – dwa totalitaryzmy potwierdziły w sposób najbardziej okrutny, że oświeceniowy model „człowieka dla człowieka” i wyrzucenie bóstwa, prowadzą do cywilizacyjnej katastrofy. Dwudziesty wiek tragicznie o tym zapomniał, a dwudziesty pierwszy, niestety, chyba podąża w tym samym kierunku.

| Fot. Dominik Różański

A zapowiadano, że będzie wiekiem ducha!

Tak, nawet Jan Paweł II kilkakrotnie wyrażał to przekonanie, że XXI wiek albo będzie wiekiem głębokiej duchowości, albo go w ogóle nie będzie… A dzisiaj po prostu bardzo dużo mówi się o duchowości, nadużywając tego pojęcia. Mówimy o duchowości w filmie, teatrze, a niedługo zapewne będziemy mówili o duchowości polityki i piłki nożnej… Jak to się ma do duchowości ewangelicznej? Nijak. Duchowość to nie tylko system wartości ideowych jakiegoś zjawiska kulturowego, ale coś, co ma swoje korzenie w Bogu. Nie można więc powiedzieć, że na zasadzie wyuczonej techniki można dojść jakiegoś stopnia duchowości, bo chodzi tu raczej tylko o chwilowe uspokojenia ducha. Taka powierzchowna duchowość niewiele człowiekowi daje… Na szczęście są i tacy, którzy realizują autentyczną duchowość chrześcijańską, i jest ich wcale nie mało. Nie popadajmy zatem w pesymizm. XXI wiek dopiero się rozpoczął i wszystko jest jeszcze możliwe.

Tyle że postmodernistycznemu człowiekowi XXI wieku zdają się wystarczać namiastki duchowości i wirtualne złudzenia.

Z tego powodu już dziś cywilizacja zachodnia znajduje się w poważnym kryzysie. Ludzie dochodzą do niebywałych osiągnięć technicznych, technologicznych, materialnych, polepsza się komfort ich życia (choć nie dotyczy to wszystkich w równym stopniu), ale jednocześnie pojawia się ogromna pustka sensu życia, brak idei integrującej jednostki, społeczeństwa, narody. Ta mieszanka wartości, odniesień, kierunków, znaczeń, wyborów, którą niektórzy chcą uważać z nurt filozoficzny, a który nie jest żadną filozofią, tylko kulturowym, niewyraźnym, bezkształtnym zlepkiem czegoś nieokreślonego – poczyniła wiele spustoszenia! Pewne jest dziś tylko to, że wszyscy jesteśmy uczestnikami i ofiarami tej wszechogarniającej kultury postmodernizmu. Poddaliśmy się relatywizmowi, względności prawdy, łatwo odrzucamy dobro, mieszamy je ze złem, mylimy miłość z nienawiścią, fałsz z prawdą. To wszystko paradoksalnie sprawia, że tak wyzwoleni ludzie czują się bardzo zagubieni. W tej „cywilizacji kryzysu” uciekają, dokąd się da, na oślep.

Właśnie do fałszywych duchowości?

Otóż to! Do rozmaitych pseudoduchowości, które starają się być za wszelką cenę atrakcyjne. Używając prostych, wręcz prymitywnych środków i technik, trafiają z łatwością do człowieka żywiącego się dziś kulturą masową i intelektualnym popcornem… Często wystarcza silna pozycja guru, ciekawy system integracyjny dla wspólnoty, poczucie, że jesteś „kimś z nami”. A jednocześnie mocne zarządzanie przez guru sprawia, że ludzie czują się w takiej sytuacji wygodnie, mają poczucie bycia w grupie. Tyle że często potem okazuje się, że guru jest dyktatorem, a wspólnota niewolą. To jedna z możliwych odpowiedzi na kryzys cywilizacyjny. Na szczęście nie jedyna…

A może po prostu odpowiedź na to, że duchowość chrześcijańska wydaje się współczesnemu człowiekowi jednak zbyt trudna?

Chrześcijaństwo jest religią wymagającą i oby tak pozostało! Nawet za cenę utraty pewnej liczby wyznawców, niech pozostanie zaczynem ewangelicznym, tak jak tego chciał Jezus… Jego też nie wszyscy wybrali i nie wszyscy za nim poszli, mimo że był Bogiem-człowiekiem. Miał niesamowicie ciekawy program uzdrowienia człowieka, zaoferowania mu życia, które się nie kończy. Proponował zbawienie i szczęście wieczne, ale jednocześnie przestrzegał, że prowadząca do tego droga jest karkołomna i stroma, a brama, przez którą należy przejść, jest wąska… To są oczywiście tylko metafory, ale mówią nam, że ten model życia z Jezusem, Dekalog, kodeks życia chrześcijanina, jakim jest Osiem Błogosławieństw z Kazania na Górze, to są piękne i trudne zarazem ideały.

Najtrudniejsze…

Chyba tak. Błogosławieni są cisi, ubodzy, prześladowani, milczący…, czyli wszyscy ci tak bardzo niedzisiejsi…

Czyli dzisiejsi przegrani, ci, którzy nie idą z prądem współczesnego świata?

Tak. Tyle że to oni są nadzieją dla tego świata! Dodajmy, że pod prąd całej logice współczesnego świata idą także wszystkie wymagania moralne Kościoła katolickiego, który mówi „nie” łatwemu seksowi, aborcji, eutanazji, manipulacjom genetycznym, sztucznej prokreacji… I właściwie jest to dziś jedyny mocny głos sprzeciwu. Wszystkie inne religie razem wzięte wydają się dziś milczeć na temat podstawowych zagrożeń cywilizacyjnych. Wydaje się, że Kościół katolicki ze swoim radykalnym sprzeciwem proponuje dziś duchowość najbardziej bliską życiu człowieka. I mimo że kontestowany, odrzucany, niemodny, to jednak z tym jego „nie” świat wciąż musi się jakoś liczyć.

Mówimy tu wiele o przegranej chrześcijaństwa, o końcu cywilizacji zbudowanej na gruntach chrześcijańskich, a może raczej należałoby się zastanowić nad nową szansą chrześcijaństwa w zmęczonym konsumpcyjną cywilizacją świecie?

Nie powiedziałbym, że chrześcijaństwo przegrywa. Ostatecznie nie jest ono dziełem ludzi, ale samego Boga – a ten jest Panem Wszechświata. To On jest ostatecznym zwycięzcą grzechu, piekła, szatana. To On jest początkiem i końcem. Koniec cywilizacji może się wiązać z katastrofą ogólnoświatową wywołaną siłami natury, apokalipsą totalnej wojny bądź naturalnym biegiem rzeczy, gdy człowiek bezkolizyjnie i spokojnie doznaje katharsis: sięga dna bez kataklizmów przyrody, wojen, rewolucji społecznej, lecz za to przechodzi przeobrażenie myślowe, kulturowe, religijne… Jako chrześcijanie nie możemy nie zakładać tego rodzaju pokojowej rewolucji! Chodzi tylko o to, żebyśmy wreszcie sami w sobie pokonali ten kryzys cywilizacyjny. Mamy taką potencję w sobie, ja w nią wierzę. A do tego, jako katolik i duchowny, wierząc w Opatrzność Pana Boga i jego łaskę, mam ten niezbędny optymizm, że wszystko jest w naszych rękach – nikt tego za nas nie zrobi i nikt nam tego nie zabierze. Ważne jest, czy sami chcemy dokonać takiej rewolty duchowej.

Chrześcijanin zawsze powinien tego chcieć, bo ma obowiązek uświęcać swoje życie, dążyć do świętości?

Tak, właśnie. Ale powinien dążyć do świętości nie tylko w wymiarze osobistym, lecz także przez zaangażowanie społeczne, ekonomiczne, ba, polityczne nawet. Rolę chrześcijan w kształtowaniu europejskiej tożsamości podkreślali ponad pół wieku temu ojcowie założyciele dzisiejszej Unii Europejskiej, którzy w swoich działaniach kierowali się wartościami chrześcijańskimi. Nie przypadkiem kandydatami na ołtarze są więc dziś dwaj współtwórcy zjednoczonej Europy – Robert Schuman i Alicide de Gasperi, dzięki którym, powstająca w trudnych latach połowy XX wieku europejska wspólnota – i to z bardzo materialnego tworu, jakim była Wspólnota Węgla i Stali -okazała się kapitalnym duchowym projektem…

Niełatwo wraca się do korzeni. Czego trzeba, by dziś znów móc budować życie społeczne i duchowe na chrześcijańskich fundamentach?

Trzeba przede wszystkim naszego uczestnictwa. Ucieczka w prywatę, indywidualizm, subiektywność, chowanie się za plecami innych, zatracanie w hedonizmie, dobrobycie, do niczego nas nie doprowadzi. Potrzeba dziś większego uczestnictwa chrześcijan w europejskich strukturach, polityce i ekonomii. Może bardziej niż kiedykolwiek trzeba ludzi wychowywać i przekonywać, że w ich dłoniach ciągle są narzędzia zmieniające życie. Trzeba najusilniej kształtować ich duchowość, aby nie poddawali się miażdżącej fali konsumeryzmu, usypiającej człowieka i jego prawdziwe aspiracje. Trzeba kształtować postawy mężne i dzielne, które będą wymagały od siebie i innych dystansu wobec bogactwa…

Słowa, słowa, proszę księdza Profesora!

Dlaczego?! Dzięki Bogu, nie brakuje dziś na świecie uczciwych ludzi! Takich, którzy zachowują twarz, wiedząc, że ważniejsze niż kolejne dobro materialne są godność i uczciwość. Ale żeby takie postawy były bardziej masowe, musimy powrócić do źródeł… Drugi człowiek nie może być dla mnie najwyższym autorytetem! Prawo międzynarodowe nie jest ostateczną wyrocznią ani tym bardziej autorytetem moralności. Nie sprawdzą się żadne systemy zabezpieczające, jeśli człowiek nie będzie miał w sobie lęku Pana Boga. Bojaźń Boga, dobrze rozumiana, może być gwarantem prawdziwej i głębokiej odnowy człowieka. Bo ona, jak mówi Pismo Święte, jest początkiem mądrości.




ks. dr hab. Witold Kawecki CSsR – doktor habilitowany nauk teologicznych w zakresie teologii kultury; organizator i dyrektor Instytutu Wiedzy o Kulturze UKSW; kierownik katedry „Dialogu Wiary z Kulturą”. Zajmuje się: teologią kultury, etyką mediów, kulturą polityczną, socjologią religii.

Artykuł ukazał się w numerze 11/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej