Z o. Marcinem „Kovalem” Kowalewskim CMF, założycielem chrześcijańskiego zespołu Fragua, rozmawia Ewa Czumakow
Jak rozumie Ojciec powołanie do kapłaństwa i zgromadzenia księży klaretynów?
Jest to powołanie do szczególnej osobistej relacji z Bogiem, z której wynika ojcostwo duchowe wobec ludzi. Kapłanowi pomaga w tym choćby sprawowanie sakramentów. Dla mnie jest to najbardziej niesamowity moment mojego kapłaństwa, kiedy przez moje ręce i moje słowa – oczywiście to Duch Święty działa, ale za moim pośrednictwem – chleb i wino zmienia się w Ciało i Krew Chrystusa. Drugie zadanie kapłaństwa to rozdawanie Ciała i Krwi, czyli znów posługa sakramentalna. Tu ważne jest też słowo „posługa” – nie mam być urzędnikiem, robić tego dla zysku, co się zarzuca księżom. Czasem można się przekształcić w instytucję finansową udzielania posług.
Ale wielu bezinteresownych kapłanów zarzut chciwości boli.
Tak, mnie też to boli, gdy ludzie, widząc księdza, oceniają, że pewnie chce pieniędzy. Znam bardzo wielu księży, którzy wiedzą, że kapłaństwo to służba. Zresztą Pan Jezus mówi, że robotnikowi należy się zapłata. Dla mnie jest bardzo ważne, że Eucharystia i inne sakramenty to znaki Chrystusa, któremu służę. Nie mogę sobie tam nic zmienić, zrobić po swojemu, nie mogę z tego czerpać zysków, bo to nie jest moja własność, lecz dar, którym mam służyć ludziom.
A żeby służyć, potrzebni są pasterze. Jezus, widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza (Mt 9,36). Gdy patrzy się dzisiaj na młodych ludzi (a często prowadzę rekolekcje), widać, że pasą się różnymi rzeczami: internetem, nieczystością, modą, ale… nie mają Pasterza. Tym wszystkim się karmią, ale czują, że nie znajdują szczęścia. To jest tak, jakby jeść i ciągle się nie najadać.
Kapłan, który ma służyć ludziom sakramentami, zmienia się w pasterza, kiedy ich karmi stale, kiedy do niego przychodzą po pokarm Ciała i Krwi, a także słowa Pańskiego.
Jest Ojciec założycielem chrześcijańskiego zespołu Fragua, znanego z koncertów.
Wiem, że granie koncertów ludziom pomaga. Przychodzą i mówią, że coś ich dotknęło, że się nawracają itd. Ważny jest początek, „podpalenie lontu” – może nim być koncert, konferencja lub kazanie, a wiadomo, że gdy człowiek zacznie się nawracać, to i tak trafi do jakiegoś księdza, który stanie się jego pasterzem. Dziękuję Bogu, że mogę łączyć te zadania – dla jednych być pasterzem, a dla innych kimś, przez kogo Bóg daje impuls.
Powołanie Ojca jest oryginalne – jest Ojciec artystą.
Nie czuję się artystą, jestem w średnim stopniu wykształconym muzykiem klasycznym, na fortepianie i puzonie. Muzyka zawsze wiele dla mnie znaczyła, ale w zespole występuję amatorsko. Nigdy nie uczyłem się śpiewać ani grać na gitarze. To mnie uczy pokory.
Można Ojca posłuchać również w internecie. Chyba jest Ojciec zbyt skromny.
Jestem przede wszystkim księdzem. Zespół nie jest dla sławy i kariery, lecz dla głoszenia Ewangelii. Muzyka mocno działa na ludzi. Przez muzykę można szczególnie młodym ludziom wiele przekazać – dobrego i złego. Młodzi cały czas są otoczeni muzyką i fascynują się różnymi jej stylami, a ja jestem powołany do głoszenia. Skoro Pan Bóg dał mi taki talent i 12 lat kształcił mnie na muzyka, to gdy poszedłem do zakonu, zastanawiałem się, jak On to będzie chciał połączyć. Połączył właśnie w ten sposób. W programie każdego koncertu jest czas na modlitwę i świadectwo. Zawsze staram się coś powiedzieć, żeby zachęcić ludzi do modlitwy i z nimi się modlę. Tu, w Warszawie, po koncercie podczas rekolekcji przychodzi do mnie dziewczyna i mówi, że to było wzruszające i niesamowite, że cała szkoła się modliła. Widziała to pierwszy raz w życiu. Była pełna sala ludzi. Ci z przodu skakali, śpiewali, z tyłu słuchali, a jeszcze inni gadali, ale gdy poprosiłem, żeby wszyscy wstali, bo się pomodlimy, rzeczywiście cała szkoła się modliła.
Muzyka silnie przemawia do uczuć, czyli trafia do młodzieży?
Chyba tak. Mówią, że im to pomaga np. w chwilach kryzysu, że się modlą słowami piosenek, że to ich umacnia duchowo. Na koncertach często też prowadzę ludzi do tego, żeby wyznali Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. To jest moment rozpoczęcia drogi nawrócenia.
Zakłada podjęcie decyzji pójścia za Chrystusem?
Mówię: teraz zagramy piosenkę, a wy sobie pomyślcie, czy chcecie oddać życie Panu Jezusowi. Mówię, że Jezus nie zniewala, że właśnie pomaga się wyrwać ze zniewoleń. Kto chce, wstaje i modlimy się, oddając życie Jezusowi.
Dlaczego Ojciec wstąpił właśnie do klaretynów?
Poznałem klaretynów przez kolegę ministranta. Udawaliśmy się z nimi na różne wyjazdy. Zawsze wiedziałem, że nie chcę być księdzem diecezjalnym, bałem się samotności, chciałem być we wspólnocie. Klaretyni pociągali mnie właśnie świadectwem wspólnotowego życia, a ponadto charyzmatem, bo św. o. Antoni Maria Claret, który w XIX w. założył nasze zgromadzenie, był bardzo nowoczesny. Zakładał drukarnie, publikował książki, obrazki (wtedy to nie było tak powszechne jak teraz), mówił, że Ewangelię trzeba głosić najnowszymi dostępnymi środkami.
W Roku Życia Konsekrowanego proszę powiedzieć o trzech radach ewangelicznych, które obowiązują wszystkich wierzących, ale w sposób bardziej radykalny duchowieństwo.
Rady dotyczą wszystkich. Myślę o zorganizowaniu konferencji o porównaniu cnót rycerskich – kodeksu rycerskiego do trzech ślubów zakonnych: czystości, posłuszeństwa i ubóstwa. Dawniej w Kościele najbardziej stawiano na czystość, mówiono, że najcięższy ślub to poskromienie popędu ciała. Dzisiaj uważa się, że przestrzeganie wszystkich ślubów wynika z przestrzegania ślubu posłuszeństwa. Jeśli umiem być posłuszny, będę dbał o to, żebym był czysty i ubogi. Wiele razy chciałem postąpić po swojemu, a okazywało się, że posłuszeństwo przynosiło piękne owoce. Wzorem dla mnie jest o. Pio, który był posłuszny – mimo że miał od Boga takie dary, których przełożeni nie rozumieli – a mógł się zbuntować, odejść, założyć swoją sektę… Jeśli człowiek zrezygnuje z posłuszeństwa Bogu, staje się zadufany w sobie, egoistyczny, myśli, że wszystko wie najlepiej – to jest dramat.
Czystość – przedmałżeńska, o co dziś toczy się walka, i małżeńska. Piękna miłość małżeńska jest czysta, a o tym, co dziś świat reklamuje, o erotyce itd., Jezus mówi: kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28). To dotyczy wszystkich, chociaż zakonników szczególnie, bo mam być czysty bez związku małżeńskiego, mam mieć zdrowe i czyste relacje z kobietami.
Ubóstwo to dzielenie się z innymi tym, co mam. Jezus mówi do wszystkich: byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem spragniony, a daliście Mi pić… (Mt 25,40). Ubóstwo w dzisiejszych czasach sprowadza się do dylematów: mieć nową komórkę czy nie mieć, mieć nowy komputer czy nie mieć… Można się w tym zgubić i przestać żyć ubóstwem. Bo ubóstwo to także kwestia tego, czy się przywiązuje do dóbr, czy nie. Ludzie mogą być bardzo ubodzy, a tak zazdrościć i pragnąć bogactwa, że żyją zupełnie nieubogo. Można też spotkać bogatych, którzy żyją ubogo, z bogactwa korzystają mądrze i nie dla swojej chwały, lecz by pomagać innym.
Założyciel klaretynów to postać mniej znana, ale bardzo interesująca.
To był człowiek bardzo posłuszny Panu Bogu. W jego życiu zawsze działo się nie tak, jak chciał. Był pobożny od dziecka, pochodził z wielodzietnej rodziny hiszpańskiej. W młodości chciał zostać kartuzem. Gdy szedł wstąpić do kartuzów, spotkała go burza w lesie, co odczytał jako znak, żeby się wycofać. Został kapłanem diecezjalnym, ale chciał czegoś więcej, być misjonarzem ludowym. Wstąpił do nowicjatu jezuitów, ale z jakichś powodów musiał z niego zrezygnować. Z innymi księżmi, którzy mieli taką samą potrzebę głoszenia, założył nasze zgromadzenie. Ledwo to zrobił, został arcybiskupem na Kubie. Tam był wielkim ewangelizatorem, łączył pary niesakramentalne w związki małżeńskie. Były zamachy na jego życie i tak się nie podobał różnym ludziom, że postanowili go uciszyć przez awans. Gdy jego działalność znów rozkwitła, przeniesiono go i uczyniono spowiednikiem królowej hiszpańskiej – ciepły stołeczek na dworze, piękne mieszkanie, służba… Myśleli, że go uciszą, a on zarażał wszystkich dokoła świętością. Doprowadził do nawrócenia dworu królewskiego, wpływał na decyzje królowej. Kiedy płynął z królową, podczas rejsu potrafił udzielić cyklu rekolekcji dla marynarzy. W podróży pociągiem, podczas postojów na stacjach Claret otwierał okno i głosił kazania. Mówił, że misjonarz ma płonąć ogniem Bożej miłości i naprawdę płonął.
Zespołowi nadał Ojciec nazwę Fragua, czyli kuźnia.
Do kuźni Claret porównywał duchowość człowieka. Mówił, że każdy z nas jest zimnym kawałkiem metalu, który trzeba najpierw rozgrzać w piecu, żeby zmiękł. Gdy jest twardy, nie można go uformować, a jak się za mocno uderzy, pęknie. Natomiast gdy się go rozgrzeje, można położyć na kowadło, uderzać młotem i kształtować. Piec to jest ogień miłości Bożej i Matki Najświętszej, a uderzenia na kowadle to różne cierpienia i życiowe przeciwności – one nas kształtują na grot strzały, którą Pan Bóg wystrzeliwuje, żeby niszczyć zło. Tak Claret wyobrażał sobie formację misjonarzy. Muszą żyć ślubami, poskramiać swoje popędy cielesne, pociąg do pieniędzy i żądzę władzy, chęć życia po swojemu. To te młoty, które ich kształtują do walki ze złem.
W czasach św. Antoniego Marii tworzyły się różne ruchy liberalne, to temat wciąż aktualny. Czego możemy się uczyć od Clareta?
Kiedy się czyta o Clarecie i tamtych czasach, można się zdziwić. Myślałem, że to dzisiaj tak się walczy z Kościołem, tymczasem w muzeach klaretyńskich w Hiszpanii czy w Rzymie przechowuje się np. pudełka od zapałek z rycinami przedstawiającymi Clareta i królową w lubieżnych scenach, książeczki z takimi rycinami i wulgarnymi opisami. To był człowiek święty, a szatan przez ludzi z nim walczył. Jeden z zamachów na życie Clareta doszedł do skutku. Na Kubie, kiedy wychodził z kościoła, podszedł do niego człowiek i brzytwą próbował przeciąć tętnicę szyjną. Claret akurat wycierał sobie twarz chusteczką, brzytwa osunęła się i tylko rozcięła mu policzek. Potem pisał o tym jako małym męczeństwie, łączył swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa. Chciał umrzeć jako męczennik. Były na niego ciągłe nagonki, ośmieszanie, cały przemysł ośmieszania – to co dzisiaj obserwujemy. Jak z tym walczył? Dbał o swoją świętość i dawał przykład. Jest taka malownicza miejscowość pod Madrytem, gdzie królowa miała letni pałac, ogrody i mały kościół na uboczu. Claret codziennie wychodził z pałacu, gdzie musiał przebywać z królową, do kościoła (tam m.in. miał objawienia Matki Najświętszej). Nie zamieszkał też w pałacu, lecz w skromniejszym mieszkaniu niedaleko. Królowa codziennie rano wysyłała po niego karetę i był śmieszny widok: jechała kareta, a za nią Claret szedł do pałacu. Był uparty w byciu sobą, w pokorze i pobożności. Nie robił tego na pokaz, ale to dawało do myślenia. Jest takie zdanie: nie mów ludziom o Chrystusie, jeśli cię o Niego nie pytają, ale żyj tak, żeby cię o Niego pytali.
Claret za życia czynił cuda i obecnie jest wiele uzdrowień za jego wstawiennictwem.
Gdy jeszcze był księdzem, wynalazł cudowny sposób leczenia chorób kobiecych. Jest wiele cudów. Ostatnio w Anglii ludzie modlą się do niego jako patrona od nowotworów.
Gdzie można posłuchać występów zespołu Fragua?
Najlepiej udać się na naszą stronę internetową fragua.pl W wakacje będzie więcej występów zespołu, bo jest sezon na festiwale młodzieżowe.
tytaj można posłuchać fragmentu debiutanckiej płyty zespołu Fragua
pgw