Czy jesteśmy gotowi się zorganizować i podjąć walkę o naszą tożsamość narodową? Wydaje się, że tak. Wciąż jednak wiele zostało do zrobienia
Hasło „Obudź się, Polsko” odbiło się ostatnio głośnym echem. Wezwanie, które jest w nim zawarte, nie będzie jednak mogło się urzeczywistnić bez naszego udziału. Czy jesteśmy gotowi się zorganizować i podjąć walkę o naszą tożsamość narodową? Wydaje się, że tak. Wciąż jednak wiele zostało do zrobienia.
Gdy śledzi się rozmowy Polaków dotyczące spraw ojczyzny, ich wypowiedzi internetowe, komentarze na forach i spontaniczne reakcje, to można zaobserwować kilka tendencji. Nie opuszcza nas skłonność do ironicznego komentowania głupoty i bezczelności władzy. Czasem nasze reakcje przybierają kształt emocjonalnych wybuchów, przyjmują formę kabaretowych występów (od czterdziestu z górą lat pełne ręce roboty ma na przykład Kabaret pod Egidą). Nie ma w tym nic złego, ostatecznie przecież taki śmiech przez łzy może stać się choćby doraźną pociechą.
Niestety często słychać będące wyrazem bezradności narzekania na to, że oni mają media, pieniądze i służby specjalne, a my nie mamy żadnych środków, popleczników ani układów, a co za tym idzie – jesteśmy skazani na porażkę. Bez względu na to, ile prawdy jest w tych głosach, nie ulega wątpliwości, że poprzestanie na takich reakcjach niewiele zmieni.
Należy przyznać rację prof. Zybertowiczowi, który wielokrotnie w debatach nad dzisiejszą kondycją Polaków powtarza, że popadanie w defetyzm niczego nie zmieni i zachęca do skupienia się na podjęciu pracy nad naszymi narodowymi wadami.
Jego projekt naprawy społecznej zakłada nie tylko zjednoczenie „archipelagu polskości”, która miałaby realizować się przez łączenie środowisk patriotyczno-narodowych, a także na kształtowaniu elit przy użyciu współczesnych technik coachingu. Polega to na tym, że lider społeczny pozostaje pod opieką doświadczonego trenera, który służy mu swoją radą i oparciem. Prof. Zybertowicz zwraca uwagę, że lobby antypolskie ma dużo lepsze rozeznanie, jak kształcić i wychowywać młode pokolenie. Dlatego to do nas należy podjęcie takich działań, by przyszli liderzy byli w dzisiejszych i przyszłych realiach politycznych przygotowani nie tylko merytorycznie, ale i żeby byli skuteczni.
Zwraca uwagę na to, że bez znajomości dzisiejszej psychologii społecznej nie mamy szans na mentalne odbudowanie przyszłych pokoleń, podjęcie pracy u podstaw, przekonanie zobojętniałych, apolitycznych czy pogrążonych w konsumpcji rodaków. Nie można przecież zaczynać od mówienia lemingowi, że jest lemingiem, bo to w żaden sposób nie zmieni jego myślenia. Trzeba do sprawy podejść metodycznie, spokojnie i z wyrozumiałością wejść w dialog i w naturalny sposób od codziennej rozmowy przejść do dyskusji o polityce. Oczywiście nie nauczymy się od razu w skuteczny sposób przekonywać wszystkich do naszych racji. Prof. Zybertowicz radzi, aby na leminga patrzeć nie jak na wroga, tylko jak na zmanipulowanego Polaka, człowieka, który dał się uwieść propagandzie, zagubionego, wymagającego życzliwego pouczenia i pomocy z naszej strony. W praktyce te rady okazują się niestety bardzo trudne do zastosowania, zważywszy, że przekaz telewizyjny kształtuje poglądy polityczne i postawy życiowe w bardzo emocjonalny sposób. A to właśnie telewizja urabia myślenie o sprawach Polski większości rodaków.
Szczególne trudności sprawia aktywizowanie ludzi młodych, niepamiętających dobrze czasów PRL, żyjących w świecie swoich apolitycznych zainteresowań. Jednak okazuje się, że i na to jest recepta. W czasach, gdy rodziła się „Solidarność”, miejscami, w których rozprzestrzeniało się wezwanie do stawienia czoła reżimowi, były zakłady pracy skupiające tysiące ludzi. Dziś po upadku przemysłu „miejscem” spotkań stały się Facebook i Twitter. Dzisiejsi 20-latkowie znacznie bardziej cenią internet niż telewizję (czego największym dowodem jest zasięg protestów przeciw ACTA). Istnieje szansa, że informacje, które do nich docierają, przynajmniej w części nie są narzędziami manipulacji. Niestety na scenie politycznej nie ma dziś zorientowanej na obronę polskiej racji stanu formacji, która potrafiłaby skutecznie dotrzeć do najmłodszego elektoratu. Jarosław Kaczyński w oczach wielu młodych (oczywiście są wyjątki) nie może się równać z Januszem Palikotem proponującym fajną, zabawną Polskę, w której zamiast stawiającego wymagania Kościoła można się wyluzować, paląc marihuanę, albo bez skrępowania realizować seksualnie w dowolny sposób.
Realny wpływ Polaków na politykę jest dziś znacznie ograniczony. PO składa się w tej chwili z około 50 tys. członków, PiS z około 20 tys. Obie partie mają charakter wodzowski. Owszem istnieją w nich różne frakcje, ale bez wątpienia pozycje liderów w obu są nie do zakwestionowania. Trudno powiedzieć, żeby były to inicjatywy oddolne. Co prawda lokalni działacze angażują się na szczeblu samorządowym, ale żadna z tych partii nie jest na tyle liczna, aby można było powiedzieć, że skupia szerokie grupy Polaków. W związku z tym celna wydaje się diagnoza, że przydałaby się nam siła polityczna z wieloma różniącymi się między sobą liderami, którzy docieraliby do rozmaitych części elektoratu. Aby tego typu formacja mogła powstać, potrzeba świadomych obywateli, ludzi, którym dobro Polski leży na sercu. Dlatego zdecydowanie godna poważnego potraktowania jest propozycja zmiany ordynacji wyborczej na jednomandatowe okręgi wyborcze, która pozwoliłaby na większą kontrolę społeczeństwa nad parlamentarzystami.
Coraz częstsze demonstracje i marsze stają się ważnym elementem edukacji obywatelskiej Polaków Fot. Paweł Serafin
Na szczęście oprócz zaangażowania ściśle politycznego widać wyraźnie, że coś zaczyna się dziać i Polacy powoli się budzą. Świadczą o tym choćby liczne kluby „Gazety Polskiej”, setki niezależnych kanałów na YouTube zawierających treści narodowe, wciąż powstają lokalne pisma patriotyczne.
Dzięki niezależnym mediom i osobom prywatnym mamy dostęp do wielu materiałów wideo zdających relację ze spotkań, na których dyskutuje się o sprawach ważnych dla Polski. Czasem okazuje się, że mimo troski o Kościół i ojczyznę polemiści znacznie się od siebie różnią. Poruszenie na przykład wywołał Grzegorz Braun (oto relacja z 1. części dyskusji w Klubie Ronina z jego udziałem: http://www.youtube.com/ watch?v=iLHcJ0bvh9k), przekonujący, że oprócz kościoła i szkoły, trzeba nam jeszcze trzeciego budynku: strzelnicy. Zdaniem Brauna jest to znakomite miejsce spotkań Polaków, w którym dziadek z wnuczkiem po niedzielnej sumie, wystrzeliwszy paczkę nabojów, rozmawiają z innymi o tym, co ważne dla narodu. Nie chodzi tutaj o szerzenie pomysłów insurekcyjnych i nawoływanie do siłowego rozwiązania polskiego problemu, lecz o uczenie odpowiedzialności, budowanie lokalnych wspólnot, stwarzanie sytuacji, w której mogłoby się tworzyć poczucie więzi narodowej.
Oprócz wspomnianych wyżej wypływających z zatrwożonego i zagniewanego polskiego serca krytyki i ironicznych uwag pod adresem władzy, wyrazem polskiego patriotyzmu stały się liczne marsze i demonstracje. W tym roku kolejny raz pójdziemy w marszu 11 listopada. Polskie serca znów zapłoną, zobaczymy, ilu nas jest, poniesiemy sztandary, być może będziemy skandować: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!”, poczujemy, że jesteśmy narodem, który ubiega się o swoje i… wielu z nas będzie miało poczucie, że spełniło swój patriotyczny obowiązek. Niestety dusza polska, szczera i skłonna do emocjonalnych uniesień, ma olbrzymie kłopoty z chłodną i realną oceną sytuacji. Wiadomo przecież, że władzę ma ten, kto ma media, które służą dezinformacji i manipulacji. Nawet najpiękniejszy, najszczerszy, najspokojniejszy i najliczniejszy marsz na niewiele się zda, jeśli media skupią swoją relację na tym czy innym incydencie wywołanym przez prowokatora czy chuligana. Patrząc z perspektywy interesu narodowego, bilans może nawet wypaść na minus.
Rozbrajający jest fakt, że Polacy jak mantrę powtarzają ze zdziwieniem, że „telewizja kłamie”. Ależ oczywiście, że kłamie i z premedytacją będzie to robić! Trzeba z tego wreszcie wyciągnąć wnioski! A poza tym pójść krok dalej i mając serce, kierować się rozumem. Bardzo cieszy fakt, że powstają inicjatywy takie jak Narodowa Akademia Informacyjna organizująca (przy pomocy między innymi Łódzkiego Oddziału „Civitas Christiana”) wykłady z zakresu manipulacji medialnej, wojny informacyjnej, nauki społecznej Kościoła i cybernetyki społecznej. W tym duchu wypowiada się w internecie dr Rafał Brzeski, pokazujący dzisiejszą propagandę wymierzoną przeciw ludności polskiej. (Jego godny uwagi wykład znajduje się tutaj: http://www. youtube.com/watch?v=a1p_oUqqgwU). Takie i tym podobne spotkania w znacznym stopniu mogą się przyczynić do odbudowy przyszłego, normalnego państwa polskiego kierującego się narodowym interesem, gdyż dzięki nim będą mogły być kształtowane elity polityczne, dziennikarskie i społeczne.
Zresztą nie ma w tym nic dziwnego ani zaskakującego. Dmowski i Piłsudski na długo przed 1918 r. organizowali elitarne grupy, skupiali swoją uwagę na kształtowaniu skutecznych w walce o Polskę jednostek ludzkich
Czasem pytanie „Co robić?” postawione w kontekście sprawy polskiej może wydać się zabawne. Pamiętamy, że zadawał je również Lenin, który dawno utracił zdolność siania postrachu. Może nam się przypominać rozpaczliwe „Jak żyć, panie premierze?” albo co gorsza postać cynicznego jak zwykle Jerzego Urbana, który siedząc na sedesie, perfidnie je powtarza. Jest to jednak pytanie poważne.
Odpowiedź na nie jest złożona, lecz najważniejsze wydaje się stwarzanie okazji do rozmów z zagubionymi rodakami; samokształcenie i samoobrona przed manipulacją, a przede wszystkim odtwarzanie elit narodowych.
Adam Wątróbski