Lipcowy poranek w domu babci. Słońce przedziera się przez firanki i rozświetla pokój. Słychać brzęk pszczół latających nad kwietnikiem za oknem. Do pokoju wchodzi mój tata, który przyjechał z Warszawy, i mówi: „W twoje imieniny byłem na Mszy świętej w twojej intencji.” Mam 10, może 11 lat i ten prezent mnie zaskakuje. Ale pamiętam go doskonale do dzisiaj.
„Ojcostwo przeżywane w duchu wiary wyraża się w dopuszczeniu własnego dziecka do uczestnictwa w doświadczaniu Boga, którym żyje się na co dzień” – zapisał o. Józef Augustyn w książce Ojcostwo. Aspekty pedagogiczne i duchowe. Od ojców uczymy się wiary. Ich przykład jest niezastąpiony w religijnym wychowaniu, bo to nie na mamie, tylko na tacie wzoruje się w tym względzie dziecko. Obraz rozmodlonego ojca trwale wpisał się w pamięć wielu wierzących mężczyzn i kobiet – powszechnie znane jest świadectwo, jakie dał w tym względzie Karol Wojtyła. Ostatnio słyszałam podobne podczas Gali Nagrody im. Pietrzaka z ust aktora Dariusza Kowalskiego. Nawet jeśli poziom wiary ojca jest niedoskonały, to jeśli jest ona autentyczna – zostawi trwały ślad w dziecku, usposabiając je do zadzierzgnięcia relacji z Bogiem.
Wielka to odpowiedzialność dla ziemskich ojców. W całkiem sporym stopniu też dla matek. W naszej sfeminizowanej kulturze, w której kobiety przejmują męskie role, zarazem gardząc mężczyznami (sic!) i tradycyjnie pojmowaną kobiecością, nietrudno o pojęciowy i życiowy bałagan. Gdyby to nie dotyczyło także wierzących rodzin, to bym o tym nie pisała. Ale dotyczy, choćby poprzez osmozę, bo wierzący są częścią społeczeństwa. Kiedy kobiecość staje się wojująca i agresywna, męskość słabnie i karleje, a mężczyźni nie dorastają do wpisanych w ich przeznaczenie ról. Do ojcowskiej także.
Wszystkim Ojcom w dniu ich święta życzę wzrastania w cnotach oraz mądrych kobiet u boku.
/mdk