„Od dawna nie słyszałem w kościele kazania o grzechu” – stwierdził dziś rano mąż, kiedy jechaliśmy do pracy. No cóż, ja też nie słyszałam. Trochę tłumaczy tę sytuację fakt, że razem chodzimy na Mszę Świętą, ale mam nieodparte wrażenie, że obecnie, poza internetowymi kaznodziejami, mało który ksiądz piętnuje grzech z ambony.
„Niedoskonałość intencji, brak miłości, lenistwo, zniecierpliwienie, niesprawiedliwa krytyka, obojętność na ból bliźniego, zawiść, gniew, nadmierne przywiązanie do rzeczy i osób, niesumienna modlitwa i obojętne uczestnictwo we Mszy Świętej, zachcianki, gwałtowne zmiany nastroju, brak wdzięczności, uleganie pokusom cielesnym, chwiejność i brak zdecydowania w niesieniu pomocy bliźnim, surowe traktowanie innych, brak serdeczności i radości wobec najbliższych i kolegów w pracy, wszelkie przejawy próżności, brak nadprzyrodzonego spojrzenia w ocenie zdarzeń…” – aż tyle grzechów powszednich wymienia w swojej książce „Lenistwo duchowe” ks. Francisco Fernández-Carvajal i podkreśla, że to oczywiście nie wszystkie. Czy w ostatnich latach słyszałam, że niedoskonałość intencji, gwałtowne zmiany nastroju, czy brak radości wobec innych obrażają Pana Boga? Nie przypominam sobie.
Jakoś tak się porobiło, że się o grzechu w kościołach przestało mówić. Tak jakby straciła na aktualności odwieczna, głoszona przez Kościół, prawda o naturze człowieka, potrzebującego odkupienia i wezwanego do duchowej walki. Zdarzają się delikatne nawiązania do grzechów ciężkiego kalibru, z naciskiem na „delikatne”. Ale o grzechach powszednich się nie słyszy (no może poza ekologicznymi), a one są jak stopnie prowadzące do tego śmiertelnego, zrywającego więź człowieka z Bogiem. Mam wrażenie, że jest jakaś niepisana umowa, żeby wiernych, którzy na Mszę docierają, nie zniechęcać do przychodzenia niewygodnymi kazaniami. A przecież natura człowieka nie zmieniła się przez wieki i trwa taka sama, mimo cywilizacyjnego progresu. Kościół ma niezmiennie ważne przesłanie do głoszenia. Jeśli zrezygnuje ze swojego zadania uwrażliwiania sumień i wzywania do pokuty oraz przemiany serca to, mówiąc kolokwialnie, „daleko nie zajedzie” - stanie się solą, która utraciła swój smak, rzuconą na podeptanie i opustoszeje, zresztą nie bez tragicznych konsekwencji dla świata. Przed czym racz nas zachować Panie.
/mdk