Z ciekawością przysłuchiwałam się kilka dni temu rozmowie dwóch kobiet na temat bliski każdej pani domu: pralki. Jedna z nich dzieliła się swoim odkryciem. Otóż po lekturze instrukcji obsługi zorientowała się, że program eko w jej urządzeniu "zjada" więcej prądu i wody niż te nie-eko. Zmieniła więc zwyczaje, ale tym samym przestała prać w zalecanej zgodnie przez producentów urządzenia, proszków i ubrań temperaturze 30-tu stopni. Jak się okazuje z pożytkiem dla kieszeni i rezerw energetycznych kraju.
Sama zmywałam naczynia w systemie eko. Do pierwszej wizyty konserwatora, który mi powiedział, żebym zaczęła stosować wyższe temperatury, bo zmywając w niskich uszkadzam zmywarkę. Żeby nie było - znanej firmy zza naszej zachodniej granicy. Poniosłam niemały koszt usługi serwisanta i spory wymiany zepsutych elementów, które wyprodukowano przecież z użyciem prądu i na pewno obciążając środowisko. Jaka z tego płynie nauka? Po pierwsze należy czytać instrukcję obsługi urządzenia. Po drugie warto mieć uzasadnione wątpliwości, gdy wszyscy wokół śpiewają na jedną melodię, jak przytoczeni powyżej producenci, bo nie ma rozwiązań uniwersalnych. Tu zaznaczam, że generalnie rzecz ujmując, temperatura grzania wody ma znacznie dla kosztu, jaki generuje urządzenie, ale - nie wierz i sprawdzaj.
Kryzys energetyczny (nie wnikając w jego źródła) puka do drzwi. Niektóre rządy, na przykład hiszpański, postanowiły nakładać drakońskie kary na tych, którzy nie przestrzegają narzuconych ograniczeń, mających zmniejszyć zużycie energii. Media, nie tylko polskie, prześcigają się w publikowaniu pomysłów na oszczędzanie prądu i gazu. Niekiedy te rozwiązania okazują się iluzoryczne, więc warto przed zastosowaniem dwa razy krytycznie się im przyjrzeć, kupić watomierz, przeanalizować wyniki pomiarów i poszukać wśród znajomych kogoś, kto się na energetyce zna i zechce podzielić rzetelną wiedzą.
Na koniec taka historia. Jeden z brytyjskich dziennikarzy zachęcał czytelników, żeby tej zimy uszczelnić okna i drzwi, zawinąć się w kocyk i całkowicie zrezygnować z centralnego ogrzewania, bo to drogo i przede wszystkim nieekologicznie. Tak więc mamy dwa rozwiązania – albo pomyśleć i poszukać sensownych metod oszczędności, albo pójść na łatwiznę i podążyć za radą angielskiego żurnalisty. Do tej pory bowiem nie spotkałam zwolenników trzeciej drogi – nie robimy nic, stać nas…
/mdk