Karpińska: Pozamiatane?

2022/09/2
AdobeStock 409484687
Fot. Adobe Stock

Spotkałam się z opinią (a nawet sama w złe dni w pełni ją podzielam), że już pozamiatane. Już po naszych dzieciach, bo od kiedy daliśmy im do rąk smartfony to straciliśmy kontrolę nad tym, czym żyją i co, czy też kto, ma na nie wpływ.

Bez smartfona żyć się nie da i to już w podstawówce. Kiedyś obsztorcował mnie nauczyciel (żeby nie było szkoły katolickiej), że syn nie mając smartfona nie może korzystać z dziennika elektronicznego. Potem na zebraniu rodzice dużo mówili o zaufaniu do dzieci, o uczeniu ich samodzielności i odpowiedzialności. W kontekście smartfonów oczywiście. Mój piątoklasista dostał w końcu to niezbędne urządzenie, wyposażone dodatkowo w sprawdzony program monitorujący i ograniczający jego aktywność w sieci. Nie pamiętam już czy minął jeden, czy dwa dni, kiedy koledzy z klasy nauczyli go jak to zabezpieczenie obejść.

Często spotykam się z opinią rodziców małych dzieci, że wystarczy dobry przykład w domu, katolicka placówka edukacyjna oraz zainteresowanie własnym dzieckiem i czujność. Zgadzam się w pełni - na etapie przedszkola i wczesnej podstawówki wystarczy. Kiedy mama i tata są niekwestionowanymi autorytetami wszystko pięknie działa. A potem przestaje już być tak łatwo. Znaczenie zaczyna mieć nie tylko środowisko, które tak rozważnie naszemu synowi, czy córce stworzyliśmy, ale charakter naszego dziecka, jego temperament, typ umysłowości, podatność na wpływy oraz podobny splot czynników u dzieci, z którymi ma styczność. Plus oczywiście tzw. „świat”, który dorastające dzieci odkrywają dla siebie, co jest zupełnie naturalnym i niezbędnym etapem ich życia. Taki zestaw czynników będzie miał decydujący wpływ na ich wybory w tym szczególnie trudnym okresie hormonalnej burzy i wieloaspektowego wchodzenia w dorosłość. Wybory, które niekiedy pozostawią trwały ślad.

Znajomi duszpasterze mówili mi, że młodzi z wierzących rodzin i kształtowani w kościelnych wspólnotach, potrafią w bardzo krótkim czasie całkowicie zmienić front, swoje poglądy i postępowanie. Kiedy wiara nie jest dojrzałą relacją z Bogiem, prawdziwą z Nim bliskością, a do tego dochodzą braki w wiedzy, to emocje i wpływy środowiska rówieśniczego odegrają znaczącą rolę. I raptem zmiana szkoły z katolickiej podstawówki na niekatolickie liceum potrafi z ministranta zrobić ateistę.

Są tacy, którzy „zabierają swoje zabawki” i odizolowują się od świata na ile się da, tworząc przy okazji środowiska, które wspierają się w zachowaniu bliskich im wartości i przekazywaniu ich dzieciom. Sprzyja temu edukacja domowa, służą wyprowadzki z dużych miast. Pomysł nie taki nowy, bo stosowany na przestrzeni stuleci, szczególnie w czasach kryzysów moralności i zagrożenia herezją. Nie sięgając zbyt daleko w przeszłość - rodzice św. Maksymiliana Marii Kolbego zadecydowali o wyprowadzce z Pabianic na wieś, bo rozeznali, że miejskie robotnicze środowisko będzie miało zły wpływ na ich dzieci. Patrząc po efektach - podjęli słuszną decyzję. Jednak nie wszyscy uciekną z miast i nie każdy zdecyduje się na edukację domową.

Żeby nie było tak smętnie, to chcę zdecydowanie podkreślić, że nie jest tak, że wiara i wartości rodzinnego domu nie mają żadnego wpływu na dzieci. Nawet jak od nich odejdą to mają dokąd wrócić. Często po latach buntu odkrywają wiarę swojego dzieciństwa na nowo, dojrzale i trwale. Bezcenne jest też budowanie wspierających się i opartych na prawdzie środowisk - przy kościele i wśród bliskich. One dają możliwość spędzania wspólnie czasu, budowania przyjaźni, zadawania niekiedy trudnych pytań i uczą myślenia, a znajomości tam zadzierzgnięte mogą być znacząca pomocą w dobie kryzysu wiary. I rodzicom nie wolno tego zaniedbywać, choćby nie wiem jak bardzo absorbowała ich praca i pęd współczesnego życia.

Na sam koniec zacytuję znanego publicystę, który wypowiadał się w temacie technologii, zaprzęgniętych w służbę nowego, prywatnego totalitaryzmu, który obecnie próbuje nadać światu odmienne oblicze. Zapytany, czy już pozamiatane, odpowiedział, że gdyby podejść do tego bez żadnej metafizyki, to dobra nie ma prawa być już od dawna, a na pewno od XIX, czy XX wieku. Dzięki metodom wpływania na ludzkie umysły, jakie stworzono i totalitarnym rządom to nie miało prawa się nie udać. A jednak się nie udało. Bo nie widzimy tego na co dzień, ale obserwując historię dostrzega się w niej Bożą rękę. A ja dodam od siebie - rękę, która prowadzi narody i która prowadzi jednostki.

/mdk

1 ppok20220620 0005

Marta Karpińska

Dziennikarz i fotograf, redaktor naczelna kwartalnika "Civitas Christiana".

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#smartfony #młodzież #dzieci #totalitaryzm #wychowanie #wychowanie młodych do wartości #dojrzewanie #wiara #eduakcja #edukacja domowa #zagrożenia
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej