Najlepszy ten świat

2013/01/18

Filozof Godfryd Wilhelm Leibniz uznał, że świat, w którym przyszło nam żyć, jest najlepszy z możliwych. Brzmi to jak opinia aroganckiego nuworysza, naiwnego optymisty lub zdziwaczałego pięknoducha.

W pierwszym odruchu wszyscy skłaniamy się do odrzucenia Leibnizowskiego poglądu. Nader łatwo przecież potrafimy wyobrazić sobie świat odrobinę lepszy niż ten dany hic et nunc: Ot, choćby taki, w jakim Helutki nie boli dzisiaj ząb trzonowy, a Jacek nie pokłócił się wczoraj z sąsiadem. Taki świat na pewno byłby nieco lepszy niż obecny. Idąc tym tropem, w ciągu niespełna trzech kwadransów możemy sobie przedstawić – jak wykazują pobieżne rachunki – co najmniej tysiąc sto jedenaście światów, z których każdy jest pod pewnym względem lepszy od naszego.

Pomyślmy jednak: co by się działo w takim trochę lepszym świecie? Gdyby Helutce nie doskwierał teraz ból zęba, nie poszłaby ona jutro do dentysty i nie pozbyłaby się dolegliwości. A świat, w którym nie uleczonoby chorego zęba, byłby wyraźnie gorszy od świata, w którym taki ząb został wyleczony. Mianowicie nie zaistniałoby tam pewne dobro, i to potrójne: usunięcie schorzenia, ulga Helutki, tudzież satysfakcja medyka (dubeltowa: z udanego zabiegu i zainkasowanej opłaty). Oczywiście, moglibyśmy powiedzieć: „Nie chcemy leczyć zębów i tym bardziej nie chcemy, żeby nam się psuły. Z powodzeniem umiemy się bez tego obejść”. Znakomicie – tyle, że zgodnie z tą maksymy, szybko zredukowalibyśmy znany nam świat do minimum albo i do zera. Bo jakże to: nie musielibyśmy chorować, a więc i się leczyć; męczyć się, a więc i odpoczywać; jeść, a więc i uprawiać roli ani hodować kur; uczyć się, a więc i drukować ani czytać książek; nudzić się, a więc i szukać rozrywki. W rezultacie niewiele pozostałoby z naszego świata: wszelkie urządzenia, pojazdy, domy wczasowe, biblioteki, szkoły, pływalnie, lecznice, kinoteatry, a nawet kieliszki i perfumy zasadniczo przestałyby być potrzebne.

Może jednak taki świat wcale nie sprowadziłby się do zera, tylko stałby się rajem, miejscem doskonałym, na przykład takim, jakie znamy z Księgi Rodzaju? Sięgnijmy więc do Biblii. Cóż w niej czytamy? Między innymi to, że Pan Bóg rzekł do pierwszych ludzi: „Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno (…) i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem” (Rdz 1, 29). Jasno z tego widać, że człowiek od samego początku potrzebował jedzenia – co znaczy, iż bywał głodny. A przecież świat, w którym ktokolwiek bywa głodny, bynajmniej nie jest światem doskonałym, nawet jeżeli dla zaspokojenia głodu wystarczy sięgnąć po owoce zwisające z drzew. Poza tym pierwsi ludzie w końcu zgrzeszyli, z czego mocą zasady ab esse ad posse valet consequentia (czyli: skoro coś istnieje, to znaczy, że istnieć może) wynika, iż mogli zgrzeszyć: od początku wisiało nad nimi takie niebezpieczeństwo, przed którym zresztą ostrzegał ich sam Pan Bóg (zob. Rdz 2, 16–17). Zaś świat, w którym nad kimkolwiek wisi (prócz owoców na drzewach) jakiekolwiek niebezpieczeństwo, z pewnością nie jest najlepszy z możliwych.

Czyżby więc Leibniz miał rację? Na pewno nie pomylił się w tezie – również wchodzącej w skład jego doktryny – że dobro i zło są egzystencjalnie powiązane. Później tę prawdę na nowo odkrył i uwyraźnił włoski filozof bł. Antoni Rosmini, a wręcz podniósł ją do rangi metafizycznego prawidła, mówiącego, że „są dobra, których istnienie byłoby zupełnie niemożliwe bez istnienia jakichś przejawów zła oraz że sama Boska Opatrzność (…) jest związana tą wieczną, ontologiczną zasadą”. Czymże w tym świetle okazuje się historia świata? Na to pytanie znajdujemy pouczającą odpowiedź w ostatniej książce Jana Pawła II Pamięć i tożsamość. Nawiązując do ewangelicznej paraboli o zbożu i chwaście rosnących na jednym polu (zob. Mt 13, 24-30), papież wyjaśnia: „Można powiedzieć, że ta przypowieść jest kluczem do rozumienia całych dziejów człowieka. W różnych epokach i w różnym znaczeniu ťpszenicaŤ rośnie razem z ťkąkolemŤ, a ťkąkolŤ razem z pszenicą. (…) Znaczy to, że zło istnieje obok dobra; ale znaczy także, że dobro trwa obok zła, rośnie niejako na tym samym podłożu ludzkiej natury. Natura bowiem (…) nie stała się całkowicie zła, pomimo grzechu pierworodnego. Zachowała zdolność do dobra i to potwierdza się w różnych epokach dziejów”. Owym polem, na którym obok siebie dojrzewają zboża i chwasty, jest cały świat, każda ludzka społeczność i instytucja, a także każdy z ludzi.

Paweł Borkowski

Artykuł ukazał się w numerze 10/2008.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej