Wyobraźcie sobie, co musi czuć dziecko stojące w świetle reflektorów. Tremę, ogromną radość i niesamowitą pozytywną energię. Takie właśnie były początki największych światowych gwiazd. Czy on będzie jedną z nich? Jedno jest pewne, tutaj zaczyna się jego wielka przygoda. Tutaj zaczyna się nowy rozdział jego życia. Tu zaczynają „Mali giganci”.
Tymi słowami na początku emisji programu zachęcał Filip Chajzer do oglądania nowego eksperymentu TVN. Tutaj rozpoczyna się też wielka ułuda. Na wstępie muszę postawić pytanie retoryczne: czy naprawdę nie szanujemy już niczego, nawet niewinności naszych dzieci?
Kiedyś, nie tak dawno temu rzymski lud wołał: „chcemy chleba i igrzysk!” (w gruncie rzeczy krwi), no i nadal nic się nie zmieniło. My, lud, ciągle chcemy chleba i igrzysk. Najszybciej nam ich dostarcza jedna z komercyjnych telewizji, o której (dla niej dobrze) jest ostatnio ciągle głośno za sprawą różnych etycznie wątpliwych wydarzeń. Wiosenna ramówka telewizyjna dostarczyła nam fantastycznego celebryckiego wydarzenia, jakim są „Mali giganci”. Choć ostatecznie nie wiadomo, kto jest małym gigantem, bo gwiazdy na celebryckim firmamencie lansu również Agnieszkę Chylińską – rockmenkę, autorkę książek dla dzieci, prywatnie matkę trójki dzieci (najprzyjaźniej nastawiony do dzieci członek jury), Katarzynę Bujakiewicz – aktorkę prywatnie mamę małej Oli, która spytana przez dziennikarza, czy zgłosiłaby swoją córkę do tego programu, mówi „nie, ja mojej Oli na pewno nie zgłosiłabym do tego programu, wiem, czym to smakuje”. Ostatnim członkiem gwiazdorskiego jury jest Jakub Wojewódzki – w roli Kuby Wojewódzkiego – generalnie gardzący dziećmi, choć trzeba przyznać, że jak na siebie, jest nawet dość „grzeczny”.
Schemat programu przypomina inny, „Mam talent”, tj. występujący w nim ludzie prezentują przed oceniającym jury swoje umiejętności, a w zasadzie paletę umiejętności, od recytowania po akrobacje cyrkowe. Cały problem polega na tym, że zasady, kto zostaje, a kto odpada, pozostają całkiem niejasne dla dorosłych (którym, zakładam, że jednak łatwiej coś wyjaśnić) a co co dopiero dla kilkulatków, dla których reguły konkursu owiane są tajemnicą i którzy nic nie rozumiejąc, zostają z cukierkami. Ciekawostką może być też fakt, że program jest dopuszczony do oglądania dla dzieci od 12 roku życia, a występują w nim dzieci dużo młodsze i wtedy co? nie mogą ich oglądać rówieśnicy z przedszkola? Dość wątpliwy pozostaje też fakt, jak porównywać ze sobą różne umiejętności, od recytacji począwszy, poprzez rzucenie żartów, a kończąc na występie tanecznym, i to wszystko jeszcze różnolatków – ja nie umiem tego porównać, na szczęście mamy wybawicieli w postaci jury, które dzięki niesamowitemu talentowi językowemu Kuby Wojewódzkiego rozwieje wszelkie nasze wątpliwości.
Na ile jest to zjawisko niepokojące, może świadczyć fakt, że wiele osobowości świata telewizyjnego również nie zgadza się na taki program, w gruncie rzeczy wykorzystujący niewinność dzieci (i głupotę rodziców, którzy je do tego programu dopuścili). Przykładem może być TVN-owska niania – Dorota Zawadzka, która mówi na swoim blogu: „Przemilczę niektóre wypowiedzi jury, bo słowa cisnące się pod palce nie nadają się do upubliczniania. Kilka »wyborów« – świadczyło także o tym, że w programie nie chodzi o umiejętności, ale o to, by wygrał ten, kto trudniej zniósłby porażkę. No i oczywiście ten, kto potrafi »podlizać się« »wysokiej komisji«. Zabawa na całego, szkoda, że kosztem dzieci”.
Inny pracownik telewizji – Agata Młynarska, notabene dziecko gwiazdy, całe swoje dorosłe życie pracująca w mediach, na łamach wirtualnychmediów.pl mówi: „Dzieci, które odpadają, nie mają zaproponowanej żadnej alternatywy, czegoś, co byłoby przeciwwagą dla wygranej. Zbyszek, którego mam cały czas przed oczami, zszedł ze spuszczonym nosem ze sceny. Nie pocieszyły go słowa Filipa Chajzera, który też czuł niezręczność sytuacji i w przypływie współczucia powiedział, że zainstaluje sobie piosenkę chłopca jako dzwonek w telefonie. Zbyszek ze spuszczonym wzrokiem wrócił do Taty i wtulił się w niego jak kotek. W montażu to sekunda, a w życiu zapewne cała wieczność smutku i wielki zawód…”
Polskie dzieci chcą być sławne i bogate
Przechodzimy tutaj do bardzo ważnego z filozoficznego punktu widzenia problemu, mianowicie relacji podmiot – przedmiot. O tym, że kultura śmierci, w której tak radośnie uczestniczymy dzięki powszechnemu otumanieniu umysłów, traktuje człowieka przedmiotowo, nie trzeba chyba już nikomu przypominać. Show-biznes jest bardzo brutalny, przeżuwa i wypluwa ludzi, nie ma innej sfery ludzkiej działalności, która by tak mocno uprzedmiotowiała człowieka jak ta. Wspomniana już A. Młynarska mówi: „Jeśli mają się w nim pojawić dzieci [w tym programie, przyp. red.], to na określonych zasadach i pod szczególną ochroną”. Rzecznik praw dziecka Marek Michalak tłumaczy: „Nadawcy nie zawsze szanują podmiotowość dziecka i jego wrażliwość. Bez zahamowań pokazują życie prywatne, zapominając, że dziecko nie posiada ani wiedzy, ani możliwości, by samodzielnie chronić swoje dobra osobiste”. W bardzo podobnym duchu wypowiada się dr Anna Sugier-Szerega, mediozwnawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: „Jestem medioznawcą, a jednak jestem zszokowana tym programem. Jest to program, który od samego początku bazuje wyłącznie na emocjach dzieci, rodziców, samych prowadzących program, ale i widzów. To jest zabawa, ale dla kogo? Dzieci w tym programie są przedmiotem zabawy, mało tego, są nieświadome swojego uprzedmiotowienia”.
Najlepiej widać taki uprzedmiotawiający stosunek do dzieci w żartach, żarcikach, komentarzach jednego z jurorów programu. Trzeba się zastanowić, czy język pozbawiony szacunku, wulgarny, depczący niewinność dzieci i przedwcześnie wprowadzający je w dorosłość (mam tu na myśli m.in. pytania „w przerwie” skierowane do dziewięciolatków o to, czy mają chłopaka, czy mają dziewczynę), zasługuje na tak mocną popularyzację. Sama jestem matką i zdecydowanie protestuję przeciwko takiemu traktowaniu dzieci.
Rzeź niewiniątek
Oczywiście stacja telewizyjna zapewnia, że mali wykonawcy w trakcie szykowania programu są pod szczególną opieką psychologów. Tylko co się dzieje z nimi, gdy już się okażą przegrani – gdzie wtedy będą telewizyjni psycholodzy ze swoim wsparciem? Parafrazując słowa umierającego Juliusza Cezara, dzieci występujące w programie powinny spytać: „I Ty, Rodzicu, przeciwko mnie?” W końcu czterolatek sam się nie dowie o castingu do takiego telewizyjnego show. Mówił też o tym rzecznik praw dziecka M. Michalak, że „rodzice nie zawsze są w stanie przewidzieć konsekwencje telewizyjnych występów swoich dzieci”. „Małych gigantów” co weekend ogląda ok. 3,5 mln osób. Ci wszyscy, którzy przegrywają, wrócą do swoich środowisk z wizerunkiem wielkich przegranych. Dorośli sobie z tym nie radzą, a co dopiero dzieci?
Przykładów tego, jak wiele dramatów ludzkich kryje się za karierami dziecięcych gwiazd, jest wiele, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Małgorzata Halber, autorka książki Najgorszy człowiek na świecie, dziennikarz muzyczny i wieloletnia prezenterka telewizji muzycznej Viva, zaczynała swoją pracę w mediach jako dziewczynka w programie „5-10-15”. W książce ustami swojej bohaterki mówi, że po alkohol sięgnęła pierwszy raz w wieku 14 lat, dla dodania sobie odwagi. Niestety jej życie jest przykładem na to, jakie mogą być konsekwencje, co może się stać z człowiekiem zbyt wcześnie oddanym show-biznesowi. Obie jurorki programu „Mali giganci” zaczynały swoje kariery show-biznesowe bardzo młodo, Katarzyna Bujakiewicz miała 7 lat, gdy rozpoczęła występować w teatrze, a Agnieszka Chylińska 17, gdy już dołączyła do zespołu Grzegorza Skawińskiego. Obie panie dobrze znają tę brutalną, acz dobrze skrytą za fasadą sławy, bogactwa i blichtru twarz show-biznesu. „Oglądając ten program, miałam wrażenie, że uczestników przyprowadzili ich niespełnieni w swoich ambicjach rodzice – mówi dr Anna Sugier-Szerega, medioznawca z KUL – ale na taki, a nie inny charakter tego programu wpływa trend całej telewizji. To znaczy w zasadzie przekaz, że twoje życie ma znaczenie tylko wtedy, gdy jesteś w telewizji, gdy jesteś rozpoznawany na a ulicy. Mówi się o tym bardzo rzadko, ale uczestnicy pierwszej edycji Big Brothera niemal chóralnie mówili, że nikt ich nie przygotował do konsekwencji życia w cieniu reality show. Mówili o tym, że ponieśli ogromne koszty psychiczne swoich występów telewizyjnych”. Ostatecznie to chyba my – rodzice chcemy, żeby nasze dzieci były sławne i bogate…
Podsumowując, chciałabym tylko przypomnieć, że gigantomachia była krwawą rzezią tytanów dokonaną przez greckich bogów olimpijskich. Proponuję zatem zmienić tytuł z „Małych gigantów” na „Rzeź niewiniątek” – ostatecznie chodzi chyba jednak o to samo…
Patrycja Guevara-Woźniak
mm