Władza, będąca jednym z najpowszechniejszych zjawisk w świecie, ma podwójne oblicze: raz odczuwamy ją jako brzemię, raz jako błogosławieństwo, zależnie od tego, jakie cele sobie wyznacza i jak nas traktuje.
Boska geneza władzy
Sam wyraz „władza” też jest dwuznaczny: może oznaczać zarówno sam fakt władania kimś lub czymś, jak i uprawomocnienie do sprawowania takich rządów. Mamy zatem władzę de facto i de iure. Znamy też różne jej odmiany: świeckie i sakralne, publiczne i prywatne, boskie i ludzkie, diabelskie i anielskie, które Biblia określa jako „Moce”, „Zastępy”, „Trony” itp. Różnią się one między sobą zadaniami i charakterem, a także ustopniowaniem (hierarchia władz).
Pismo Święte poucza, że wszelka władza – tak jak życie, piękno, dobro itp. – pochodzi od Boga. Tę prawdę dobitnie głosi św. Paweł w słynnym i często przytaczanym fragmencie Listu do Rzymian: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga” (Rz 13, 1)
Jak to – chciałoby się zapytać – czy więc Bóg ustanowił nie tylko władzę w ogóle, lecz także in concreto? A władza Hitlera, Stalina, Fidela Castro, Mao Tsetunga, Baracka Obamy, władza różnej maści demagogów i partyjnych podżegaczy też została nadana im przez Boga?
Na to pytanie pośrednio odpowiedział sam Pan Jezus, mówiąc do Piłata w pretorium: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry” (J 19, 11). Nasuwa się wniosek, że jeśli Bóg w którymś momencie dziejów powierzył Poncjuszowi Piłatowi władzę nad swoim Synem, to tym bardziej mógł powierzyć Adolfowi Hitlerowi władzę nad synami narodu niemieckiego, czeskiego, polskiego itd., jak również Józefowi Wissarionowiczowi Dżugaszwilemu (pseudonim partyjny „Stalin”) władzę nad ludem rosyjskim, litewskim, gruzińskim itd. Wprawdzie wydaje nam się to dziwne i niezrozumiałe, ale pamiętajmy o tym, co powiedział Pan Bóg ustami proroka Izajasza: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi/ ani wasze drogi moimi drogami (…). Bo jak niebiosa górują nad ziemią,/ tak drogi moje – nad waszymi drogami/ i myśli moje – nad myślami waszymi” (Iz 55, 8–9). Wytłumaczenie to, jakkolwiek bardzo ogólne, musi nam chwilowo – to znaczy do końca świata – wystarczyć.
Św. Tomasz z Akwinu wskazał wyraźnie, że posłuszeństwo wobec władzy ma granice
Ucisk i ulga
Pan Jezus wypowiedział też inne znamienne słowa dotyczące władzy: „Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę” (Mk 10, 42). Rzeczywiście tak jest, o czym boleśnie przekonujemy się na własnej skórze. Weźmy pod uwagę państwowe tajne służby: czy ich struktury i stosowane przez nie metody różnią się chociaż trochę od tego, jak funkcjonują wysoce zorganizowane grupy przestępcze? A wszelkie cła, podatki, talmudyczne przepisy prawne, które coraz liczniej się mnożą i coraz bardziej przeszkadzają ludziom w pracy, nauce, handlu, wypoczynku? Wszystko to jest zatrutym owocem ludzkiej władzy, która nie chce znać żadnych granic i powiększa się ad infinitum. Doświadczenie bowiem wskazuje, że z rozszerzaniem zakresu rządzenia jest tak samo jak z jedzeniem solonych orzeszków albo prażonej kukurydzy przed telewizorem: łatwo zacząć, bardzo trudno przestać.
W takim razie można by powiedzieć: „Zlikwidujmy wszelką władzę i żyjmy jedynie pod słońcem Boga”. Tak chyba było w epoce dziecięctwa ludzkości, czyli w Raju, gdzie Stwórca powierzył człowiekowi władzę nad pozostałymi rodzajami stworzeń żywych i nad całą planetą: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28). Jeszcze nie było mowy o tym, że Bóg powierza ludziom panowanie nad sobą nawzajem. Władza w stosunkach międzyludzkich – przynajmniej w swojej skrajnej formie dominacji – pojawiła się dopiero po grzechu pierwszych rodziców. Wtedy to Bóg powiedział do Ewy: „(… ) ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3, 16). Pierwszym zaś władcą politycznym, o którym wspomina Stary Testament, był Nimrod, syn Kusza (zob. Rdz 10, 8–12). Możliwe zatem, że władza pomiędzy ludźmi powstała z woli Boga jako pewne remedium na zło chaosu wynikające z grzechu Adama i Ewy.
Pomysł na życie społeczne, który zmierza do zniesienia wszelkiego rodzaju władzy, nazywamy anarchizmem. Wydaje się on atrakcyjny, ale w gruncie rzeczy prowadzi donikąd. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że abusus non tollit usum, czyli nadużywanie nie odbiera prawomocności używaniu; na przykład jeżeli ktoś je za dużo, to z tego nie wynika, że powinien w ogóle powstrzymać się od jedzenia, więc jeżeli władza bywa zła, to nie znaczy, że w ogóle powinna przestać istnieć. Po drugie, władza w żadnym wypadku nie zniknie, bo zawsze znajdą się chętni do tego, żeby ją uchwycić i dzierżyć, chociażby za cenę oszustw i krwi (a zatem „władza anarchistów” wcale nie byłaby paradoksem!). Po trzecie wreszcie, władza nie tylko wywiera presję, lecz także przynosi pewną ulgę, przynajmniej zabezpieczając nas w jakiejś mierze przed chciwością i dominacją bliźnich, a czasami także dbając o dobro wspólne, mianowicie o jego tworzenie, zabezpieczenie i rozdzielanie. Uścisk panujących okazuje się więc zarówno przyjacielski, jak i wężowy.
Korzyści z pełnienia władzy
Powiedzieliśmy, że zawsze i wszędzie znajdą się chętni do rządzenia. Wynika to z faktu, że władza (polityczna, biznesowa itp.) przynosi pewne istotne korzyści. Spośród nich możemy wymienić następujące:
1) Ten, kto rządzi, sam nie podlega rządom, a przynajmniej podlega im w ograniczonym zakresie, odwrotnie proporcjonalnym do zakresu swojej władzy. Mówiąc po prostu, z poddanego czy niewolnika staje się on panem, niezależnym od nikogo albo zależnym tylko od nielicznych. Dzięki temu może sobie pozwolić na wiele, chociaż oczywiście przeważnie stara się zachować pewne pozory, zgodnie z prawidłem, które celnie ujął Jerzy Orwell (Eryk Artur Blair): „Przestrzegając błahych praw, można łamać wielkie” (Rok 1984).
2) Władza daje, aczkolwiek z reguły tylko czasowo, rozmaite przywileje szczegółowe, określane jako jej zewnętrzne znamiona: luksusy codziennego bytowania, bezpieczeństwo itp. – a więc to wszystko, do czego ogół ludzi dąży z wielkim wysiłkiem i najczęściej z mizernym skutkiem.
3) Dochodząc do rządów, stajemy się częścią pewnej elity, a istotą elity jest to, że pozostaje ona oddzielona od „hołoty”. Dzięki panowaniu nad innymi możemy więc czuć się lepsi.
4) Władza pozwala się wzbogacić, zarówno sposobami uczciwymi, jak i nieuczciwymi czy bezprawnymi – w tym drugim przypadku na ogół bezkarnie. To sprawia, że wielu sięga po nią jedynie dla zaspokojenia (w nadmiarze) swoich potrzeb materialnych.
Czy władza musi być zła?
Czy władza lub polityka musi być zła i czy praktyczne zajmowanie się nią musi kalać człowieka? Tak zwykło się mniemać (mając oczywiście na względzie władzę publiczną). Niektórzy wprost przyznają, że kto chce pełnić władzę, ten musi się wyzbyć wszelkich skrupułów. Najsłynniejszym chyba przedstawicielem tego nurtu myślenia stał się florencki myśliciel i urzędnik Mikołaj Machiavelli. Z kolei starożytny mędrzec Sokrates uważał, że w polityce, a zwłaszcza w demokracji, nie ostoi się żaden człowiek prawy, gdyż motłoch go przewróci i zadepcze: „Nie ma takiego człowieka, któremu by (…) tłum przepuścił, jeżeli mu ktoś szlachetnie czoło stawia i nie pozwala na krzywdy i bezprawia w państwie; człowiek, który naprawdę walczy w obronie słuszności, (…) musi koniecznie wieść żywot prywatny, a nie publiczny” (Platon, Apologia).
Opinie te, choć radykalne, kryją w sobie niemałe ziarno prawdy. Na ogół bywa tak, że ludzie dobrzy nie bardzo umieją lub chcą rządzić, dlatego władza przypada złym albo i najgorszym, którzy potrafią ją zdobyć i utrzymać bez względu na koszty (oczywiście cudze koszty). Wszyscy pragniemy mieć władców zarazem silnych, dobrych i mądrych, tacy jednak trafiają się niezmiernie rzadko. Nic dziwnego, że wdzięczna pamięć o ich życiu i działalności, a także tęsknota za nimi utrzymuje się w narodach przez wieki.
Granica posłuszeństwa
Pomimo wszelkich nadużyć jesteśmy winni władzom posłuszeństwo, o czym nam przypomina Apostoł Narodów. Posłuszeństwo to jednak ma granicę, na którą wyraźnie wskazał św. Tomasz z Akwinu. Idąc za jego myślą, autorzy Katechizmu Kościoła katolickiego zwracają uwagę, że „jeśli sprawujący władzę ustanawiają niesprawiedliwe prawa lub podejmują działania sprzeczne z porządkiem moralnym, to rozporządzenia te nie obowiązują w sumieniu” (pkt 1903).
W Polsce – a właściwie w Unii Europejskiej, gdyż relatywnie samodzielne państwo polskie niedawno przestało istnieć – szybkimi krokami zbliżamy się do tej niewidzialnej granicy, a na niektórych odcinkach już ją przekroczyliśmy. Dlatego rodzi się obowiązek obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Paweł Borkowski
Artykuł ukazał się w numerze 02/2010.