Macedonia, czyli namiastka Grecji

2022/07/25
str 89 dol strony
Fot. Emilia Bernaciak

Wybierając się do Grecji, ludzie mają zwykle dwa cele (lub jeden z dwóch): odpocząć na plaży i zobaczyć starożytne ruiny. Wyspy takie jak Rodos czy Santorini zapraszają ładnymi widokami i plażami, a Ateny – tłumem, ciepłem i poczuciem obcowania z kulturą antyczną. Ani jednym, ani drugim, a jednocześnie i jednym, i drugim jest Macedonia.

Zawiłe dzieje

Zacznijmy od daty 1912, która pojawia się praktycznie we wszystkich opisach miejsc, jakie się odwiedza. Jest to rok, w którym wybuchła – a dla Greków jednocześnie się zakończyła – I wojna bałkańska. Wtedy też Macedonia została przyłączona do Grecji, po tym jak uwolniono ją spod panowania Turków. To wyzwolenie wpłynęło na każdy zabytek i każdą wioskę, bo wtedy zaczęto im nadawać zupełnie nowe znaczenie.

Najbardziej widać to w Salonikach. Grecka nazwa tego miasta to Thessaloniki, co jednoznacznie kojarzy się z Listami do Tesaloniczan, pisanymi przez św. Pawła. Może też przez to pierwsze skojarzenie i wiedzę, że to miasto ma ponad 2000 lat, spacerując po nim, mocno się zdziwiłam. Wielki port, ruiny starożytnych świątyń, ślady pierwszych chrześcijan, krajobraz kojarzący się z pustynnym… Może to być dla niektórych zaskoczenie, ale to miasto wygląda zupełnie inaczej. Mieścina portowa, z wąskimi uliczkami, niewyróżniająca się szczególnie stylem architektonicznym, bez przetartych szlaków turystycznych. Dopiero spacerując i gubiąc się w uliczkach, można tu znaleźć wiele perełek. Głównie z czasów Bizancjum. Wokół górzysty krajobraz, bardzo zielony. Widoczny z wielu stron Olimp i część Półwyspu Chalkidiki.

Bardzo trudno jest tu znaleźć pozostałości pierwszego chrześcijaństwa czy ślady obecności św. Pawła. Czytając przewodniki, można natknąć się na miejsca, w których – jak się uważa – przebywał. Jednak nie da się tego poczuć namacalnie. Łatwo jest za to wyobrazić sobie Cesarstwo Bizantyjskie. Spacerując w pobliżu nabrzeża, wpadamy na kościoły greckokatolickie, które mają nawet 1600 lat. Ukryte między zwykłymi blokami czy ruchliwymi ulicami zachwycają ciszą i malowidłami, a także ikonami i zapachem kadzidła. W środku czas się zatrzymał. Nadal odmawiane są modlitwy, nadal palone świece. Działo się to przez tysiąclecia i dzieje nadal. O istnieniu imperium przypominają także Forum Romanum, łaźnie czy łuk triumfalny Galeriusza (zupełnie nieprzypominający tych zachowanych w zachodniej Europie, które były stawiane przez Napoleona). Jest on prosty, bez ozdób – a jednak jest wyrazem tryumfu. Wspomniany wcześniej 1912 rok widać szczególnie w Krwawej Wieży, zwanej obecnie Białą ze względu na zmianę jej barwy w tymże roku. Stała się ona symbolem wyzwolenia spod jarzma tureckiego.

Saloniki i trzy palce Chalkidiki

Saloniki są fascynujące, ale sądzę, że ich zwiedzanie nie potrwa dłużej niż jeden dzień. Co warto zobaczyć w bliższej i dalszej okolicy? Zatrzymajmy się może na chwilę przy drugim powodzie podróży do Grecji, czyli wypoczynku nad morzem. W Salonikach nie ma ani jednej plaży, jednak w ciągu godziny bardzo łatwo jest dojechać samochodem na Półwysep Chalkidiki. Dzieli się on na trzy tzw. „palce”. Pierwszy, najbliższy Salonikom, zwany Kassandra, jest oficjalnie określany mianem najbardziej kurortowego. Znajdziemy na nim najładniejsze plaże i szeroki wybór hoteli. Drugi, na który osobiście się wybrałam, nazywa się Sithonia. Jest to górzysty teren ze skalistymi plażami, który oferuje coś więcej niż Kassandra, a są to widoki. Od zachodniej strony widoczne są Olimp i Saloniki, a także cała Zatoka. Od wschodu nie da się przegapić góry Athos. Znajduje się ona na ostatnim „palcu”, na który – jako kobieta – nie mam wstępu. Mieszkają tam mnisi.

Już od pierwszych godzin wyprawy na Chalkidiki znalazłam sobie dwie rozrywki: naukę czytania greckich liter z tabliczek z nazwami miejscowości (pod nazwą w języku greckim jest zapis w alfabecie łacińskim), a także zastanawianie się, co mogą robić mnisi i dlaczego wybrali taką drogę i to miejsce. Siedząc na jednej z plaż z widokiem na górę Athos, zdałam sobie sprawę, że na to pytanie chyba znam odpowiedź. Jest to spokój, bliskość natury i możliwość zajrzenia w siebie, co prowadzi do lepszego poznania Boga. Do tej religijnej bliskości też potrzebne są odpowiednie warunki, które góra Athos doskonale spełnia. Trudno jest do końca opisać wrażenie z Półwyspu. Myślą przewodnią niech pozostanie to, że patrząc na krajobraz, łatwo jest sobie wyobrazić, że ktoś, kto patrzył na niego 2000 lat temu, widział dokładnie to samo, co ja.

Meteory niekoniecznie z kosmosu

Nadal pozostaniemy przy życiu monastycznym, jednak przeniesiemy się do innej części Grecji. Tym razem będą to Meteory, które znajdują się w Tesalii. Klasztory na skałach, które można odwiedzić. Nic specjalnego, prawda? A jednak stanie pod skałą, która ma wysokość do 500 m, i świadomość, że nie zawsze prowadziły na nią schody, robi wrażenie. Na skały wspinano się po linach. Kiedyś takich pustelni było 24, obecnie zostało 6, a wszystkie są otwarte i udostępnione do zwiedzenia. Każda pustelnia wygląda trochę inaczej – są mniejsze i większe, męskie i żeńskie. Wejście do każdej z nich kosztuje 3 euro, ale warto je wydać. Dwie największe: Wielki Meteor i klasztor Warłama tracą na ciszy i spokoju na rzecz największej liczby turystów. Mi najbardziej podobał się klasztor św. Trójcy.

W każdym z monastyrów znajdziemy kaplicę i wystawę. Każdy oferuje nam też niezapomniany widok. Wystawy są różne – od szansy obejrzenia dawnej mniszej kuchni po możliwość zakręcenia korbą, na którą nawijała się lina wciągająca człowieka na skałę, gdy nie było jeszcze schodów. Mimo dużej liczby turystów miejsce zachowało swoje tradycje. Kobietom nie wolno tu wchodzić w spodniach ani w krótkich spódnicach. Muszą mieć zakryte ramiona i spódnice za kolano. Współcześnie jednak często wykorzystuje się do tego chusty, a co bardziej niechętne spódnicom turystki przewiązują się po prostu szczelnie bluzami czy kurtkami. Na miejscu można także wypożyczyć chustę. Wchodząc do kaplicy, nie da się nie przystanąć i nie zachwycić, nawet jeśli kogoś nie interesuje religia ani wschodniochrześcijańska kultura. Każdy fragment ściany i sufitu jest tu pokryty malowidłami na wzór ikon, wolnostojącymi ikonami i oczywiście bogatymi ołtarzami. Mimo tego budowle nie sprawiają wrażenia przepychu, ale głębokiego skupienia i medytacji. Grube mury i półmrok odgradzają od zewnętrznych dźwięków. W dawnych czasach mnisi byli prostymi ludźmi. Ten, kto decydował się na ascetyczne życie, spędzał czas głównie na modlitwie i zgłębianiu Słowa Bożego, a także pogłębianiu wiedzy teologicznej. Obecnie można spotkać także mniszki siedzące w kasie przyklasztornego sklepiku.

Wracając z Meteorów w stronę Salonik, zahaczyliśmy o kilka miejsc godnych uwagi. Warto wybrać się drogą prowadzącą przez miasteczko Serwia. Jest to mała miejscowość na skale, pełna kawiarni z widokiem, ale ten widok jest wyjątkowy. Obok znajduje się ogromne jezioro, przez które biegnie most. A wszystko to między górami. Podczas mojej wizyty akurat była burza, którą widać było w bardzo szerokiej panoramie po drugiej stronie jeziora.

I jeszcze kilka pułapek… na turystów

Kolejnym przystankiem jest miasteczko Edessa, które na pierwszy rzut oka zdaje się słynąć… No właśnie, nie wiadomo z czego. Tłumy ludzi, sklepiki z pamiątkami, ale pośród tych pamiątek nie znalazłam ani jednej rzeczy, która byłaby związana z tym miejscem. Były to głównie zabawki. W pewnym momencie miasto się kończy i pozostaje tylko przepaść. Tam też spływa wodospad. Kto nie widział nigdy z bliska siły spadającej wody, ma okazję spotkać się tam z żywiołem. Dzięki ułożeniu skał można stanąć za wodospadem, koło niego i pod nim (oczywiście nie pod strumieniem). O pływaniu w tym miejscu nie ma jednak mowy.

Polecę jednak miejsce, w którym jest to możliwe. A znajduje się ono na zboczu Olimpu. Jest to strumień Orlias. Łagodne kaskady, przechodzące w wodospady, w upalne dni kuszą swoim chłodem, a miejscową młodzież również wysokimi skałami, z których można skakać. Kawałek dalej zaczyna się szlak prowadzący na Olimp. Chociaż tym razem nie było mi dane na niego wejść, już planujemy wyprawę (która zajmuje dwa dni!), by spróbować swoich sił. W końcu to góra bogów. Dlaczego? Będąc u jej stóp, nadal nie wymyśliłam odpowiedzi na to pytanie.

Na koniec zadajmy sobie pytanie, czy warto odwiedzić Macedonię? Warto. Ze względu na jej historię, położenie, krajobraz i kulturę. Lepiej jednak nie powtarzać mojego błędu i przeznaczyć na to więcej niż cztery dni. Po tak krótkim czasie wydaje mi się, że nie dane mi było poznać wszystkich jej tajemnic, które samemu trzeba odkryć. Przewodniki są bardzo ubogie, jeśli chodzi o ten region.

Materiał z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3 | lipiec - wrzesień 2022  

/em

Bernaciak

Emilia Bernaciak

Dziennikarz, realizator dźwięku. Redaktor w Radio Civitas Christiana.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#kwartalnik Civitas Christiana #e-civitas #reportaż #Emilia Bernaciak #Grecja #zdjęcia #wypoczynek #3-2022
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej