Każdy, kto zapoznał się choć z częścią bogatego dorobku literackiego Zofii Kossak-Szczuckiej, musi przyznać, że jej pisarstwo, czerpiące pełnymi garściami z naszej narodowej historii, stanowi niedościgniony wzór. I nie chodzi tylko o sam styl, piękno słowa, dramaturgię wydarzeń czy mistrzowskie ujęcie scen bitewnych. Mam bowiem na myśli ważny problem, moralny bądź dziejowy, który autorka pragnie ukazać jako pole do osobistej refleksji, dyskretnie wiodąc czytelnika do – wydawałoby się – oczywistych, a jednak zaskakujących wniosków.
Przykładem takiej powieści jest Suknia Dejaniry, której akcja, wbrew pozorom, dzieje się nie w mitycznej Helladzie, a w XVII-wiecznej Polsce. Oto dwóch kuzynów, młodych szlachciców, znajduje się w zgoła odmiennym położeniu. Kaźmierz Korsak został przez ojca odpowiednio „ustawiony” i na dodatek zaręczony ze śliczną panną Beatą. Konstanty, na skutek lekkomyślności własnego ojca, znalazł się na łasce bogatego stryja. Dyszy więc z nienawiści do swoich dobrodziejów, a uczucie to potęguje ukrywana miłość do Beaty.
Jakoż okazja do porachunków pojawia się, gdy obaj kuzyni wyruszają pod Smoleńsk, by wziąć udział w uporczywych walkach z Moskwą. Dwaj Korsakowie walczą nader mężnie, jednak Kaźmierz, w przerwie między potyczkami, po ciemku zakłada chłopską koszulę swojego pachołka i w tym osobliwym przebraniu dokonuje bohaterskich czynów, okrywając się sławą. Zawistny kuzyn, korzystając z zamętu, jaki w takich okolicznościach bywa zwyczajny, strzela do swego kuzyna i będąc przekonanym o jego śmierci, wraca do majątku, by objąć nad nim władanie.
Tymczasem Kaźmierz odzyskuje przytomność w leśnej kryjówce ruskiej baby, która otacza go opieką. Nie opuszcza jej jednak, gdy ta doznaje kalectwa. Troszczy się o nią aż do jej śmierci, bo tak nakazuje mu szlacheckie poczucie honoru. Wtedy, jako zarośnięty dziad, w koszuli swego pachołka, powraca w rodzinne strony – wraca z postanowieniem, że odzyska majątek i żonę, ale również poprawi dolę swoich poddanych. Rzeczywistość jednak co rusz wali go w głowę jak ciężkim obuchem. Okazuje się, że powrót do stanu szlacheckiego jest mało realny. Jego rodzice już nie żyją, a poznają go jedynie psy. Aby być blisko dworu, podejmuje się pracy we… własnym majątku. Za pierwszy opór płaci wysoką cenę – plagi na plecy i upokorzenie. Z czasem przekonuje się, że życie chłopów jest wprost beznadziejne. Płonne nadzieje, że ten stan można zmienić, szybko rozwiewają się. Między szlachtą a chłopstwem jest bariera nie do przebycia. To dwa różne światy, choć żyją tak blisko siebie. Tak ma być, bo tego wymaga ład społeczny. Co więcej, sami chłopi są z tym pogodzeni, a we wzajemnym współżyciu kierują się zwierzęcymi instynktami. I dzieje się to w czasie, gdy Rzeczpospolita jest u szczytu swojej potęgi.
Kaźmierz, a raczej już Kaźmirek, zdobywa się na akt poświęcenia, którego jednak nikt nie może pojąć. Chce żyć jak święty Aleksy, o którym dowiedział się jeszcze przed wyjazdem na wojnę. Chce swoją ofiarę spełnić aż do samego końca. Gdy honorowo wypełnia głupią wolę pana, popada w stan agonii. Tuż przed śmiercią oświadcza księdzu Podolcowi, kim jest i dlaczego takie wybrał życie. Wstrząśnięty kapłan powiadamia Beatę i Konstantego, którzy nie dają temu wiary, lecz biegną do chaty Kaźmirka, by przekonać się, czy to prawda. Oboje zaczynają mieć wyrzuty sumienia, jednak uśmierza je zarządca majątku, który ogłasza, że pochował już Przygłupka, bowiem zaczęły po wsi chodzić słuchy, że był szlachcicem, a może nawet i świętym. Zrobił to dlatego, bo „porządek musi być zachowany”, a świętość musi iść w parze z rozumem. A tego, jego zdaniem, Kaźmierzowi po prostu zabrakło. Pomyślał tylko o sobie, a nie o tych, wśród których żył. Odszedł niby jako święty, a wszystkich zostawił w niemałym kłopocie. Bo to co uczynił, nikomu nie było ani potrzebne, ani na rękę.
Doprawdy, nikt, ani we dworze, ani we wsi, nie zrozumiał Kaźmierzowej ofiary. A czy dziś ktokolwiek jest w stanie to pojąć? I czy ofiara taka przynosi oczekiwane owoce? Zachęcam do lektury Sukni Dejaniry.
mak