Edukacja medialna – brzmi obecnie banalnie. Przecież cały świat korzysta już z mediów, wszyscy wiedzą, jak to robić: od maluchów bawiących się na tabletach po osoby starsze oglądające telewizję. W XX wieku media przeniknęły do naszej kultury na stałe, a w XXI powiększyły swój obszar.
Edukacja medialna, czyli edukacja o mediach
W dzisiejszych czasach wyróżniamy głównie radio, telewizję, Internet i prasę, którą na potrzeby tego artykułu pozwolę sobie połączyć z portalami informacyjnymi. Wszyscy jesteśmy otoczeni mediami, a pojęcie „czwartej władzy” nie jest nam obce. Jak i po co się w takim razie edukować?
W ubiegłym wieku zaczęto dostrzegać negatywny wpływ szybko rozwijającego się Internetu, telewizji i przekazów radiowych. Na początku było radio. Zauważono, jak łatwo jest uwierzyć ludziom w przekaz z niego płynący. Moim ulubionym przykładem jest audycja „Wojna światów” z 1938 roku, gdy Amerykanie faktycznie uwierzyli w atak Marsjan na Ziemię. Po tej sytuacji nakazano podkreślanie charakteru każdej audycji, by słuchacz nie pomylił fikcji i faktu. Następnie rozwinęła się telewizja. Debaty polityczne, koronacja królowej Elżbiety, ale także filmy czy seriale dostępne od ręki. Internet to najpierw portale informacyjne, następnie wyszukiwarki, a potem komunikatory i portale społecznościowe. W przypadku tych dwóch mediów przekaz faktu mieszał się z kłamstwem, a także pustym przekazem.
Czy media są złe?
W żadnym wypadku tak nie uważam. Wydaje mi się jednak, że za późno i zbyt wolno zaczęto zastanawiać się nad wyjaśnieniem ich funkcjonowania. Przede wszystkim przedstawiano ich negatywny wpływ, uczono je reglamentować, zamiast przyjąć, że dostęp do nich jest coraz szerszy i warto zwrócić uwagę, jak w nich funkcjonować, zamiast – jak je ograniczać.
Za początek czegoś, co nazywało się „edukacją medialną”, można uznać część programu realizowanego na zajęciach informatycznych czy spotkania i wypowiedzi ekspertów. Do tej pory większość z nas pamięta reklamę: „Cześć, jestem Wojtek, też mam 12 lat”. Wzbudzała ona jednak bardziej śmiech, niż wpływała na ostrożność odbiorcy poruszającego się w rozwijających się wtedy komunikatorach.
Komu potrzeba edukacji medialnej?
Skupmy się na dwóch grupach, które potrzebują edukacji medialnej. Są to ci, którzy urodzili się już po skoku technologicznym i za nim nadążają; oraz ci, którzy urodzili się przed nim. Zacznijmy od tego, co bardziej oczywiste, czyli osób młodych.
Nie zależy mi tutaj na pouczaniu o zakresie czasu, jaki młodzież powinna spędzać w Internecie, czy też o tym, jak skutecznie zabronić im do niego dostępu. To wszystko – w dobie odrabiania prac domowych za pomocą komputera – przestaje mieć znaczenie. Czego powinniśmy uczyć młodych ludzi? Świadomości. Co się stanie, jeśli udostępnię swój numer w Internecie? Jak wyglądają zabezpieczone strony? Jak maksymalnie zwiększyć zabezpieczenia swojego konta na portalu internetowym? Który komunikator jest najbezpieczniejszy? Jak weryfikować fakty udostępniane na różnych portalach? Dziecko zaczyna się zastanawiać, co takiego pisze, i pyta, dlaczego aż tak musi chronić swoją prywatność. Przecież to tylko rozmowy o grach, szkole czy muzyce. Przecież to głupie filmiki, które znajomi do siebie nawzajem przesyłają. Należy jednak pamiętać, że z tego samego konta dziecko będzie korzystało później, przez kolejne lata, zostawiając w wiadomościach zdjęcia czy informacje, których się będzie wstydziło lub z których w prosty sposób będzie można pozyskać o nim informacje. Przecież tak łatwo na stronie niezwiązanej z Facebookiem założyć konto za pomocą jego danych logowania.
Obecnie granie po nocach w gry komputerowe jest sposobem na jednoczesną integrację i zabawę ze znajomymi. Wystarczy połączenie internetowe. Jak wyedukować jednak dziecko, które spędza czas tylko w taki sposób? Niewątpliwie jest to trudne zadanie, a większość odpowiedzialności spada tu na rodziców. Nie pomogą żadne kursy pouczające, jak bardzo jest to niebezpieczne. Trzeba przyznać, że każdy indywidualnie musi wypracować pewną równowagę, tak aby młody człowiek miał rozrywki nie tylko związane z tym sposobem spędzania czasu.
Wątków jest dużo, a będzie coraz więcej. I nie chodzi o straszenie, a o uprzedzanie faktów i poszerzanie wiedzy od samego początku. Jeśli ktoś dorastał wraz z rozwojem Internetu czy telewizji, doskonale zna systemy, jakimi rządzą się owe media. Jeśli ktoś urodził się już w czasach ich wysokiego funkcjonowania, niech poznaje i zdobywa tę wiedzę, żeby mieć pewność, że to on nad nimi panuje, a nie one nad nim. Informacja i umiejętność komunikacji są tu kluczem. Systemy, o których mowa, to przede wszystkim ochrona prywatności, umiejętność odróżniania faktów od fałszywych informacji, a także wypracowania balansu pomiędzy wirtualną a prawdziwą rzeczywistością.
Przejdźmy do drugiej grupy, do osób „sprzed ery Internetu” albo z jego początków. Portale informacyjne, wyszukiwarki internetowe czy maile zwykle zostały przez nie poznane i opanowane. Problem zaczyna się w chwili korzystania z portali społecznościowych, których te osoby początkowo nie chciały zakładać, omijając moment poznawania ich od podstaw. Z czasem jednak i ci użytkownicy zaczęli do nich dołączać, powodując częstą konsternację młodszego pokolenia poprzez zbyt wylewne posty, używanie emotikon niezgodnie z ich współczesną interpretacją czy udostępnianie artykułów albo informacji ze stron, które powszechnie znane są z małej wiarygodności.
Trudno jest określić wiek, w jakim zaczyna się ta luka wiedzy związanej z mediami. Pewne jest za to, że każdego z nas kiedyś dotknie. Należy jednak zadać sobie pytanie, dlaczego osobie z dojrzalszego pokolenia trudniej odróżnić fakt od pustej treści. Niełatwo jest jej wytłumaczyć, że nie należy wygłaszać wszystkich swoich poglądów w Internecie czy dodawać zdjęcia słabej jakości albo zdjęć swoich dzieci czy wnuczków. Prawdopodobnie wynika to z tego, że była ona wychowywana głównie na telewizji informacyjnej, a w początkach Internetu nie okłamywano czytelnika. Odbiorca wyszukiwał tam informacje, które łatwo otrzymywał. Nie podejrzewał, że istnieje potrzeba ich weryfikacji. Jeżeli chodzi o posty, jest to prawdopodobnie brak wiedzy na temat zasięgu, jaki taki post może zdobyć. O ironio, młodzież jest tych zasięgów świadoma i do nich dąży, ale innymi sposobami.
To samo dotyczy telewizji, szczególnie w tym najstarszym pokoleniu. Mimo wiedzy, że istnieją kanały informacyjne mające linię redakcyjną odpowiadającą pewnym poglądom, czasem trudno jest wytłumaczyć osobie starszej, że należy patrzeć na sposób przedstawiania informacji z lekkim dystansem. Ten sam problem wiąże się z paradokumentami, które przecież wydają się być oparte na faktach. Mówi się także o przypadkach okradania starszych osób przez fałszywe SMS-y z banku albo telefony. Starsza osoba nie spróbuje zweryfikować tożsamości dzwoniącego, bo dlaczego by miała? Przecież dzwonią z banku.
Co dalej?
Obie przedstawione grupy w którymś momencie przenikają się wiekowo i poziomem wiedzy. W pewnym momencie każdy z nas trafi do tej grupy, która nie nadążyła za rozwojem, nie zna najnowszego trendu mediowego. Dlatego edukacja medialna jest potrzebna. Nie dorywczo, a stale. W sposób pouczający, ale nie zabraniając, tylko dokształcając. Niestety, nie jest to powszechnie wiadome i prawdopodobnie minie jeszcze długi czas, zanim społeczeństwo uzna to za coś potrzebnego. A szkoda.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2 | kwiecień-czerwiec 2023
/mdk