Szkoły publiczne, sportowe, językowe, katolickie, niepubliczne, nauczanie indywidualne, edukacja domowa – dzisiejszy rodzic z pewnością nie może narzekać na brak opcji dotyczących wyboru rodzaju edukacji dla swojego dziecka. Mówią, że od przybytku głowa nie boli. A może jednak?
Czy istnieje jedna, obiektywnie najlepsza opcja? Pewnie nie. Ale dobrze jest poznać „od środka” blaski i cienie każdej. Poprosiłam więc „użytkowników” kilku z nich o podzielenie się własnym doświadczeniem i spostrzeżeniami. Rozmawiałam z nauczycielką z kilkunastoletnim stażem pracy w szkole publicznej, która swoje, dorosłe obecnie dzieci również posłała do takich szkół; z dyrektorem katolickiej szkoły podstawowej oraz z ojcem, którego dwóch z trzech synów korzystało z edukacji domowej w siódmej i ósmej klasie szkoły podstawowej, a ponadto jeden z nich, z którym również udało mi się porozmawiać, uczy się poprzez ED obecnie, w trzeciej klasie szkoły średniej.
Szkoła publiczna
Wielu katolików obawia się posłania dziecka do szkoły publicznej przede wszystkim ze względu na zagrożenie związane ze znęcaniem się przez dzieci nad innymi uczniami czy zły wpływ rówieśników pochodzących z różnych środowisk, mających różne doświadczenia i poglądy. Nie wiadomo też, jakie wartości reprezentują nauczyciele. Kolejną kwestią, która przemawia przeciwko temu rozwiązaniu, są bardzo duże klasy, gdzie nauczycielowi jest trudniej skupić się na każdym uczniu. Dla kogoś, kto chce się uczyć i jest uzdolniony w jakiejś materii, tempo działania dostosowane do całej klasy może działać ze szkodą.
Moja rozmówczyni zaznaczyła, że jej dzieci skończyły szkołę już jakiś czas temu i od tego czasu placówki i nauczanie bardzo się zmieniły. Jednak z racji swego zawodu ma ona szansę obserwować młodzież w publicznej szkole średniej. W odpowiedzi na wymienione wyżej obawy podkreśliła, że system edukacji państwowej nie zaspokaja potrzeb wychowawczych dziecka, ale też nie do tego służy. To zadanie rodziców – i to od nich zależy w ogromnej części, jakie będzie dziecko. Obecnie w „zwykłych” szkołach spotkać można bardzo wiele dzieci z różnymi zaburzeniami, depresją i innymi problemami, placówki publiczne mierzą się też z falą prób samobójczych. Niemniej jednak uczęszczają tam też dzieci z dobrych, zdrowych, nierzadko wierzących rodzin i odnajdują się w tym różnorodnym środowisku.
Argumentem za posłaniem dziecka do publicznej szkoły może być też fakt, iż jako katolicy jesteśmy posłani do dawania świadectwa – wiary, dobrego zachowania, uczciwości itd. Im więcej będzie w szkołach uczniów z dobrym wychowaniem, tym lepsze będą się te miejsca stawały.
Uczęszczanie do publicznej szkoły nierzadko jest wyzwaniem. Relacje z rówieśnikami mogą być skomplikowane, szczególnie w okresie dojrzewania, ale właśnie te doświadczenia przygotowują dziecko do późniejszych wyzwań życia. Jeżeli chcemy uniknąć wychowywania młodego człowieka w „bańce ochronnej”, to musimy pamiętać, że wraz z wiekiem dziecka coraz istotniejsze staje się dbanie o jego kontakt z ludźmi z różnych środowisk – katolickich, niewierzących, z tzw. „problemami”. Kolejnym istotnym aspektem jest wymiar ekonomiczny. Nie każda rodzina może pozwolić sobie na opłacanie czesnego w szkole niepublicznej lub na to, aby tylko jeden rodzic pracował, a drugi zrezygnował z zarabiania i prowadził edukację domową.
Nieprawdą jest też, że rodzice nie mają wpływu na kształt szkoły publicznej. Ich rola i moc sprawcza są naprawdę spore. Problem leży w braku zaangażowania rodziców w życie placówki, do której posyłają swoje dzieci.
Szkoła katolicka
Kolejną osobą, którą poprosiłam o podzielenie się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami, był dyrektor katolickiej podstawówki, pełniący swoją funkcję od 13 lat, wcześniej pracujący 9 lat w szkole publicznej. Z perspektywy pracownika jako wyróżnik takiego typu szkoły podał lepsze warunki pracy spowodowane statusem szkoły prywatnej: jest mniejsza biurokracja, szkoła posiada całkowitą autonomię wychowawczą, pozycja nauczyciela jest zupełnie inna niż w szkole publicznej. W szkole katolickiej nauczyciel musi odznaczać się postawą życiową zgodną z wartościami chrześcijańskimi, ale jest on traktowany podmiotowo. W podstawówce prowadzonej przez mojego rozmówcę obowiązuje również system rekrutacyjny. Dzięki temu, że dyrekcja ma wpływ na to, kto dostaje się do szkoły, zachowany jest wysoki poziom nauczania. Oczywistą cechą szkoły katolickiej jest zupełnie naturalne odniesienie do Boga, modlitwy i religii w przestrzeni szkolnej.
Jednym z zarzutów, które stawia się szkole katolickiej, jest wychowywanie dzieci w „bańce światopoglądowej”. Dyrektor podkreślił, że władze placówki są świadome takiego zagrożenia i starają się przeciwdziałać tej sytuacji. W szkole panuje otwarta, szczera atmosfera, nastawiona na rozmowę i budowanie relacji, dla dzieci oraz rodziców organizowane są spotkania formacyjne, uczniowie biorą też udział w licznych aktywnościach międzyszkolnych, dzięki czemu poznają rówieśników z różnych środowisk. Dyrektor podkreślił, że zależy mu, aby absolwenci jego szkoły nie wyszli z niej z poczuciem swojej wyjątkowości, wyższości nad innymi ludźmi. Dodał jednak, że niestety nie wszystkie szkoły katolickie funkcjonują w ten sposób i należy wystrzegać się tych, które nie integrują się z innymi wspólnotami, tworząc atmosferę „oblężonej twierdzy”.
Edukacja domowa
Rozmawiałam również z ojcem i synem, którzy podzielili się swoimi spostrzeżeniami odnośnie do edukacji domowej. Decyzja w sprawie przejścia najstarszego syna na taki tryb nauki podjęta została w trakcie pandemii, kiedy rodzice zauważyli, że lekcje on-line dawały niewielkie efekty, a egzamin ósmoklasisty zbliżał się wielkimi krokami. Chłopak ukończył szkołę pomyślnie, po czym przez dwa lata uczył się stacjonarnie w liceum sportowym. Jednak na początku trzeciej klasy już sam podjął decyzję o dokończeniu liceum w trybie nauczania domowego.
Od strony technicznej wygląda to tak, że należy znaleźć szkołę, która będzie ułatwiać, a nie utrudniać przejście na ED. Są placówki, które specjalizują się wyłącznie w niej, istnieją też takie, które działają stacjonarnie, ale sprzyjają rodzinom decydującym się na edukację domową. Zasadniczo możliwość prowadzenia ED ma każda placówka oświatowa, jednak nie wszystkie, szczególnie publiczne, są do tego chętne. Uczeń kształcący się w domu dostaje na każdy rok pakiet zagadnień ze wszystkich przedmiotów, które go obowiązują, i musi zdać określone egzaminy przed końcem roku.
Jakie są plusy takiego rozwiązania? Zarówno ojciec, jak i syn mówili o tym, że edukacja domowa to nauka charakteru, dyscypliny, samodzielnej organizacji pracy i czasu. Przyswajanie materiału jest też bardziej efektywne. W opanowaniu przedmiotów, które są poza kręgiem kompetencji rodziców, dziecko posiłkuje się dodatkowymi korepetycjami. Również szkoły, które są przyjazne edukacji domowej, dają możliwość skorzystania z webinarów lub konsultacji w szkole.
17-latek dodał też, że zdecydowanym minusem tradycyjnej szkoły, do której uczęszczał, były bardzo długie godziny zajęć i dojazdy, które skracały jego dzień i uniemożliwiały podejmowanie dodatkowych inicjatyw pozaszkolnych. Na początku przejście na ED było nie lada wyzwaniem, gdyż miał problemy z sumiennością, jednak nauczył się dzięki temu sam więcej od siebie wymagać.
Jako minus takiego rozwiązania wiele osób wskazuje brak miejsca socjalizacji poza rodziną. Jednak wszystko zależy tutaj od rodziców. Dzieci omija z kolei negatywna strona życia społecznego w szkole. Szkoła, z którą współpracują moi rozmówcy, oferuje również dla dzieci na ED wycieczki integracyjno-edukacyjne. Uczący się domowo skupiają się też w społeczności, w których organizują np. wspólnie korepetycje. Mój młody rozmówca wskazał jednak, że da się odczuć różnicę i w dużej mierze indywidualnie od konkretnej osoby zależy, czy przyzwyczai się do niewidywania kolegów z klasy codziennie, czy nie. Ulgę natomiast przyniosło odcięcie się od uciążliwych konfliktów w klasie.
Edukacja domowa zdecydowanie nie jest dla wszystkich. Dużo zależy od charakteru dziecka i tego, jak bardzo rodzice mogą być zaangażowani w jego edukację. Jest to na pewno dobra opcja dla indywidualistów, a także dzieci, które mają jasno określone pasje oraz pomysł na ich rozwijanie.
Rozwiązanie dla wszystkich?
Jak widać, nie ma opcji idealnej. Warto zapoznać się z możliwościami, których dzisiejszy świat oferuje naprawdę wiele, i zastanowić nad swoimi możliwościami zarówno finansowymi, jak i czasowymi, oraz ustalić priorytety.
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 1 / styczeń-marzec 2024
/ab