Jezus daje nam niezwykle trudne zadanie. Mamy kochać naszych wrogów. Czy to ma jakiś sens, aby miłować nieprzyjaciół? Czy nie trąci to jakąś formą masochizmu i dziwacznym celebrowaniem swojego statusu ludzkiego, jako ofiary?
Jezus daje nam niezwykle trudne zadanie. Mamy kochać naszych wrogów. Czy to ma jakiś sens, aby miłować nieprzyjaciół? Czy nie trąci to jakąś formą masochizmu i dziwacznym celebrowaniem swojego statusu ludzkiego, jako ofiary?
Z jaką wrogością odnosili się i odnoszą byli i potencjalni zaborcy Polski do wszystkiego tego, co nasze państwo wzmacnia i buduje. To chyba zrozumiałe, że silne gospodarczo i politycznie państwo nie nadaje się do kolonizacji.