Niemiecki handel artefaktami. Skąd to oburzenie?!

2025/11/25
AdobeStock 620816667 Editorial Use Only
Fot. Jiri Castka / Adobe Stock

Podniosła się wrzawa w związku z pogwałceniem przez „nadludzi” kolejnej świętości. Dom aukcyjny, czy jakiś podobny twór, chciał handlować pozostałościami po niemieckim ludobójstwie i innych zbrodniach wojennych, będących wcześniej własnością Ofiar. Mnie to absolutnie nie dziwi i jestem zaskoczony, że tak wielu nagle się zdziwiło.

Niemcy jako główni sprawcy II wojny światowej, po bezwarunkowej kapitulacji w 1945 r., dość szybko się ogarnęli i szok po upadku uwielbianego Führera nie trwał długo. Powstała wkrótce Republika Federalna Niemiec stopniowo i umiejętnie, różnymi sposobami uwalniała się od ciężarów okupacji przez mocarstwa alianckie. Powoli odbudowywano infrastrukturę, tylko nieco okaleczoną przez wojnę, ale i przez nią niezwykle wcześniej wzbogaconą m.in. pracą ponad 13 mln robotników przymusowych, w tym 4920 tys. polskich niewolników, czy powrotem wytransferowanych w czasie wojny do Hiszpanii, Szwajcarii, Szwecji czy Argentyny dziesiątek ton złota i kapitałów ukradzionych w Polsce i całej Europie. Wraz z rozkręcaniem się gospodarki odżywały, jak to w Niemczech było już po I wojnie światowej, pretensje a to do granic, a to do ciężarów reparacyjnych, czy do przesiedleń ludności, przejawiające się buńczucznymi zjazdami ludzi kłamliwie nazywanych „wypędzonymi”. I oczywiście mieli pretensje do zwycięzców, uporczywie zapominając o swojej głównej roli w tej hańbie XX wieku.

I tu trzeba wyjaśnić młodszemu pokoleniu – Niemcy, jak wyrzucali mego ś.p. teścia z mieszkania w Gdyni do Generalnej Guberni to mu dali 15 minut na zabranie wyłącznie drobnych, podręcznych rzeczy i nie wskazali gdzie mają zamieszkać – radźcie sobie sami! Tak postąpili z wieloma milionami Polaków i Żydów.

A jak to było z tymi niby „wypędzonymi”? Otóż w pierwszej kolejności brutalne ewakuacje zarządzały władze wojskowe lub administracyjne III Rzeszy przed nadchodzącym frontem, zwłaszcza radzieckim, podczas mroźnej zimy i dotknęły one około 6 milionów ludzi, czyli większość zamieszkałych na tych terenach – ci uciekinierzy niemało wycierpieli. Zaś przesiedlenia po wojnie odbywały się na mocy umowy poczdamskiej, a zwłaszcza decyzji podjętych w Jałcie na początku 1945 r. i rozłożone były na lata, wg planu sporządzonego przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec. Żaden Niemiec nie był zmuszony do opuszczenia domostwa w 15 minut, a i zabrać mogli ze sobą znaczną część swego dobytku. Ani Polacy, ani Niemcy nie decydowali o sposobie rozmieszczenia tych przesiedleńców, bo to było zadanie Sojuszniczej Rady Kontroli nad Niemcami, czyli organu zarządzającego Niemcami z mocy czterech mocarstw.

Ale wracając do tematu. Tak więc w miarę jak społeczność międzynarodowa zapominała o krwawej, za sprawą III Rzeszy, przeszłości elity niemieckie zaczęły coraz mocniej podnosić głowę i szarogęsić się w Europie. I tak doszło do zjednoczenia zachodnich i wschodnich Niemiec w jedną republikę. To plus otwarcie się dla nich ogromnego rynku zbytu byłego „obozu socjalistycznego” zbudowało gospodarczego giganta, ale ciągle politycznego karła.

Tak nie mogło być. To niepodobieństwo, aby naród wielkiego Goethego, Schillera, Beethovena czy Bacha i wielu innych nie przewodził co najmniej Europie. I tak rosła buta i arogancja, zwłaszcza wobec mniejszych partnerów, a w szczególności wobec Polski. Jakoś te elity zapomniały o wielkich zbrodniarzach wywodzących się również z tego narodu, takich jak cesarz Wilhelm II, feldmarszałek Paul von Hindenburg (późniejszy prezydent III Rzeszy), admirał Tirpitz czy pomniejszych Hitlerach, Rosenbergach, Göringach, Schachtach, Porschach i Himmlerach, gdyby tylko czerpać z historii XX wieku.

Niemiecka buta i arogancja szczególnie widoczna jest przy analizie rozliczeń za zbrodnie wojenne na wschodzie Europy, ale coraz bardziej widoczna jest również w różnych działaniach gospodarczych, ograniczających nasze zdolności rozwojowe, jak choćby zamrożenie żeglugi i transportu na Odrze, przejmowanie portów, likwidowanie kopalń itd., czy zagrożeń politycznych.

Powszechnie wiadomo, że utraciliśmy ponad pół miliona różnej rangi dzieł sztuki skradzionych w czasie okupacji Polski. Dziś o wielu z nich wiemy w czyim są posiadaniu. Znajdują się w katalogach muzeów, galeriach, domach aukcyjnych i tym podobnych miejscach. Swego czasu nasz minister Piotr Gliński zaproponował swej odpowiedniczce w RFN Monice Grütters wspólne podpisanie apelu do obecnych, niemieckich „właścicieli” zrabowanych dzieł z wezwaniem, aby je dobrowolnie zwrócili Polsce. I co ? Niestety nie macie racji! Ta pani odmówiła swojego podpisu. Rynek dzieł sztuki to poważna gałąź gospodarki i nie może podlegać jakimś tam sentymentom biednych Polaczków. Przecież nasz naród przeznaczono na wymarcie, co uczeni niemieccy za wolą Fuhrera jasno określili w Generalnym Planie Wschodnim, a on ciągle się odradza. W Prusach co najmniej od połowy XIX wieku uznawano Polaków za zagrożenie dla ich parcia na wschód i egzystencji na ziemiach zabranych I Rzeczypospolitej. To wtedy bito polskie dzieci, gdy odmówiły modlenia się po niemiecku, to wtedy Drzymała mieszkał w wozie cyrkowym, bo mu nie było wolno wybudować domu na własnej ziemi. Również wtedy próbowano Wielkopolan pozbawić własności ziemskiej, przeznaczając na jej wykup ogromne kwoty. A wcześniej od ich króla-filozofa w całej Europie ośmieszano Polskę i uczono Prusaków nienawiści do nas. Żołnierzy SS uczono, że Polacy to urodzeni bandyci, że należy zabijać polskie kobiety i starców, a nawet dzieci.

A my? Od lat pozwalamy na ignorowanie i lekceważenie Polski, można nas obrażać, ambasadorowie obcych państw jak w XVIII wieku wskazują nam co mamy robić, własnych obywateli traktujemy jak tubylców w afrykańskich koloniach. I dużo by tu można mnożyć przykładów antypolskich patologii destruujących nasz kraj.

Ale wracamy do oburzenia. Z Polski do Niemiec wydano do końca XX w. ponad 60 tysięcy oryginalnych dowodów zbrodni wojennych – zeznań świadków, zdjęć, protokołów i tym podobnych materiałów zebranych przez polskie organa ścigania zbrodni niemieckich. Materiały te trafiły do Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu, gdzie miały być wykorzystane dla ścigania zbrodniarzy wojennych i przekazane do odpowiednich prokuratur. Jak się po latach okazało na podstawie tych dokumentów nie skazano żadnego sprawcy zbrodni, a na nasze żądania ich zwrotu okazało się, że dokumenty zniknęły – nie ma ich (i co Pan nam zrobi?). Na dodatek okazuje się, że w polskich archiwach nie pozostały nawet kopie tych dowodów i nie można skończyć kilku tysięcy postępowań. Ś.P. Janusz Kurtyka złożył w tej sprawie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, ale prokuratura umorzyła postępowanie (sic!).

Sami się nie szanujemy, więc nie dziwny się, że nie szanują nas inni. Handel pamiątkami po Ofiarach zbrodni niemieckich mnie oburza, jak i wiele innych działań państwa niemieckiego, ale nie dziwi, jak sobie uświadomimy, że w Niemczech nigdy nie zrealizowano skutecznie denazyfikacji, podobnie jak w Polsce dekomunizacji. Cała historia starań o reparacje i odszkodowania, a także narracja historyczna RFN nacechowana jest matactwami i krętactwem strony niemieckiej. Jakoś słów oburzenia nie słyszałem, kiedy przed kilku miesiącami postawiono „kamień hańby” pod Bundestagiem, mający być wg fundatorów jakoby zadośćuczynieniem dla polskich Ofiar ich zbrodni. Zdziwienia i oburzenia nie słyszałem od kiedy Niemcy i ich sługusy posuwają się do najgorszych kłamstw wobec nas, choćby robiąc z nas współsprawców Holocaustu, aby pozyskać opinię publiczną przeciwko naszym roszczeniom.

Więc nie dziwmy się, a raczej bądźmy gotowi na przyjęcie kolejnych oznak „przyjaźni” państwa zza Odry. Drobiazgi pozostałe po zamordowanych i ograbionych Polakach, Żydach i wielu innych narodach nie mogą zalegać bezproduktywnie w magazynach, ale powinny pracować dla gospodarki niemieckiej, tak jak pracują od 80 lat setki ton zrabowanego w całej Europie złota czy miliony ton polskiej stali, węgla i żywności, nie wspominając o paru miliardach dni przepracowanych przez naszych Ojców w kieracie niemieckich obozów pracy.

A na koniec moje ulubione hasło: patrzmy w przyszłość, przeszłość posprzątają nasi dłużnicy!

 

/mdk

fular

Wiesław Misiek

Prawnik. Członek Społecznego Komitetu 14 Czerwca. Zajmuje się upowszechnianiem informacji o uprawnieniach polskich ofiar do odszkodowań od państwa niemieckiego.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#II wojna światowa #Niemcy #zbrodnie wojenne #zbrodnie niemieckie #reparacje wojenne #rabunek dzieł sztuki Polska #Generalny Plan Wschodni #niemieckie archiwa Ludwigsburg #okupacja niemiecka historia #wysiedlenie #handel pamiątkami po ofiarach nazizmu
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej