
Wiele nawet najbardziej niewiarygodnych wydarzeń opisanych w Piśmie Świętym wraz z rozwojem nauki i poszerzaniem naszej wiedzy okazuje się możliwe. Świetnym tego przykładem są m.in. wydarzenia towarzyszące wyjściu Izraelitów z Egiptu. Wielkim, dotąd nierozwiązanym sporem był ten między ewolucjonistami i kreacjonistami wokół powstania człowieka. Czyżby wyniki badania dwójki polskich profesorów mogły go zażegnać?
Prof. Anna Gambin, bioinformatyk na Uniwersytecie Warszawskim, i prof. Paweł Stankiewicz, genetyk z Baylor College of Medicine w USA, dokonali przełomowego odkrycia w sprawie pochodzenia człowieka. Opowiedzieli o nim w rozmowie z Karoliną Głowacką w Radio Naukowym. Polscy uczeni odkryli bowiem, że nasz gatunek ma jednego „praojca”, u którego doszło do mutacji – fuzji chromosomów z 48 do 46. To właśnie ta fuzja, która nastąpiła w organizmie jednego (prawdopodobnie) samca, oddziela nas od naszych najbliższych genetycznych krewnych – szympansów i goryli – tworząc barierę reprodukcyjną. Naukowcy, używając modeli bioinformatycznych, obliczyli również, kiedy w historii miała miejsce ta fuzja. Okazuje się, że praludzie pojawili się na świecie o wiele później, niż wcześniej zakładano, bo miało to miejsce ok. 900 tys. lat temu.
Na dodatek niedawno opublikowane chińsko-amerykańskie badanie mówi o tym, że w historii naszego gatunku był okres 100 tys. lat, kiedy byliśmy bliscy wyginięcia. Przez bardzo niesprzyjające warunki na Ziemi populacja ludzka skurczyła się do ok. tysiąca osobników. Mieszkali oni najprawdopodobniej na małym obszarze, w „rajskiej dolinie” – jedynym miejscu, w którym mogli przetrwać. Według wyliczeń naukowców okres ten to między 930 a 813 tys. lat temu. Czyli właśnie wtedy, kiedy żył nasz „genetyczny Adam”. Czy nie brzmi to jak przełożenie na naukowy żargon słów Księgi Rodzaju?
Odkrycie genetycznego „praojca” ludzkości
Naukowcy już od ponad 20 lat przyglądają się ludzkiemu DNA, jednak dopiero dzięki nowym technologiom i zastosowaniu bioinformatyki są w stanie ostatecznie odtworzyć całe genomy. Długo uważano też pewne fragmenty DNA za „śmieciowe”, za „odpadki” po ewolucji, niezawierające żadnych informacji wartościowych dla badaczy. Przyglądając się właśnie tym fragmentom genomu, prof. Gambin i prof. Stankiewicz dokonali swojego odkrycia. Prof. Stankiewicz mówił w wywiadzie: „Mało kto wie, że to nie było takie proste policzyć, ile mamy chromosomów. Przez 30 lat pierwszej połowy XX wieku ludzie mylnie uważali, że mamy 48 chromosomów i dopiero na przełomie 1955 i 56 roku, czyli 3 lata po odkryciu chemikalnej struktury DNA (…), udało się określić prawidłową liczbę, czyli 46, a nie 48. 48 chromosomów mają natomiast małpy człekokształtne – szympans, goryl i orangutan. Czyli wiemy, że w pewnym momencie naszej ewolucji musiało dojść do zmniejszenia liczby tych chromosomów, do redukcji. Tym tematem zaczęliśmy się zajmować kilka lat temu i udało nam się wyjaśnić, kiedy i jak do tego doszło”.
Badacze szukali miejsca w kodzie genetycznym, w którym nastąpiło połączenie dwóch chromosomów i przy użyciu metod bioinformatycznych oraz molekularnych odkryli, że taka fuzja miała miejsce tylko jeden raz w ewolucji. Najpierw u samca, który miał 48 chromosomów, doszło do mutacji, w wyniku której jego plemniki zawierały 23 chromosomy. Kiedy skrzyżował się on z samicą, ich potomstwo miało już 47 chromosomów. Naukowcy spekulują, że ten pierwszy osobnik – „Adam” – krzyżował się z wieloma samicami. W związku z dużą ilością potomstwa, łatwo mogło dojść do skrzyżowania się dwóch osobników posiadających 47 chromosomów, których potomstwo posiadało już 46 chromosomów, czyli tyle, ile człowiek ma dzisiaj. Biorąc pod uwagę drugie przytoczone badanie i mały obszar, na którym ludzie mieszkali w tym okresie, jak podkreśliła prof. Gambin, jeżeli do fuzji doszło właśnie tam, miała ona szansę się utrwalić.
Co ciekawe, niedawno odkryto, że gen, który uległ modyfikacji w wyniku opisanej fuzji, jest genem odpowiadającym za rozwój mózgu u człowieka. Toteż ta zmiana mogła odpowiadać za zmianę postawy na dwunożną. „Błysk w oku, wysportowana sylwetka, mogły zwracać uwagę…” – zażartowała prof. Gambin, wskazując, że osobniki posiadające mniejszą liczbę chromosomów najprawdopodobniej chętniej się ze sobą krzyżowały. Natomiast prof. Stankiewicz zaznaczył, że „wszyscy ludzie obecnie żyjący musieli pochodzić od tego jednego rodowodu. Nie ma innej drogi”.
„Wąskie gardło” ewolucji
Zespół, w którym brali udział naukowcy m.in. z Uniwersytetu La Sapienza w Rzymie, Uniwersytetu we Florencji oraz Chińskiej Akademii Nauk, również podjął w badaniu temat historii gatunku ludzkiego. Badacze przyjrzeli się genomom ponad 3 tys. współcześnie żyjących ludzi pochodzących z 10 populacji afrykańskich i 40 spoza Afryki. Na tej podstawie udało się oszacować, że w historii gatunku istniał okres 117 tys. lat (między 930 a 813 tys. lat temu), w którym populacja spadła do ok. 1200 osobników. Jak podkreślił prof. Giorgio Manzi z Uniwersytetu La Sapienza, współautor badania, „liczby, które wyłaniają się z naszego badania, odpowiadają gatunkom, które są obecnie zagrożone wyginięciem”.
Tak drastyczny spadek liczby naszych przodków, czyli powstanie „wąskiego gardła” w ewolucji, mógł być spowodowany zlodowaceniami, a więc ekstremalnie niskimi temperaturami, a w Euroazji i Afryce wystąpieniem poważnych susz. Takie warunki klimatyczne doprowadziły do wyginięcia wielu gatunków organizmów, którymi żywił się człowiek, a także czyniły dużą część Ziemi niezdatną do zamieszkania i utrudniały dostęp do wody. Gdzie więc mieszkali nasi przodkowie, że tej garstce udało się przetrwać? Tutaj jest miejsce jedynie na przypuszczenia, które mówią o „rajskiej dolinie”, niewielkim obszarze, na którym życie było możliwe. Badacze podkreślili jednak, że „z punktu widzenia biologii ewolucyjnej wiemy, że pojawienie się nowego gatunku może nastąpić w małych izolowanych populacjach”. Te ustalenia zgadzają się z wynikami badań polskich naukowców.
To odkrycie pokrywa się też z dowodami kopalnymi. Do tej pory znaleziono bowiem niezwykle mało szczątków przypadających na ten okres, chociaż znalezisk datowanych zarówno na czas poprzedzający „wąskie gardło”, jak i okres późniejszy, jest wiele. Potwierdzałoby to zatem bardzo nieliczną populację w tym czasie – im mniej osobników, tym trudniej trafić na znaleziska.
Jak wskazał Ansa Yi-Hsuan Pan z East China Normal University w Szanghaju: „Nowe odkrycie otwiera pole do dalszego badania ewolucji człowieka, ponieważ rodzi wiele pytań, takich jak to, gdzie żyły te osoby, jak przezwyciężyły katastrofalne zmiany klimatyczne i czy dobór naturalny w czasie, kiedy pozostało tak niewielu ludzi przy życiu, przyspieszył ewolucję mózgu człowieka”.
Ewolucja vs. wiara
Pamiętam, że kiedy jako nastolatka uczyłam się w szkole o ewolucji, wzrastając równocześnie w wierzącej rodzinie, czułam niemały zgrzyt. Tłumaczono mi wtedy, że wiara w Boga-Stworzyciela nie wyklucza ewolucji, bo siedem dni, o których mówi Księga Rodzaju, nie musi być – i prawdopodobnie nie jest – siedmioma dniami w dzisiejszym rozumieniu. Nie wiemy, ile dla Boga trwał tydzień stwarzania człowieka. Rozwój nauki oraz coraz więcej interdyscyplinarnych badań rzuca jednak jeszcze inne światło na początki gatunku ludzkiego. Czy w obliczu przytoczonych ustaleń możemy pokusić się o tezę, że „gliną”, którą Bóg posłużył się do „ulepienia” Adama w raju, była fuzja chromosomów u naszego „genetycznego praojca” 900 tys. lat temu? Nie jestem ani naukowcem, ani teologiem, więc na to pytanie nie odpowiem, ale podoba mi się myśl, że im więcej wiemy, tym więcej sensu, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, ma nasza wiara.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2/2025
/ab