Kończący się rok liturgiczny w Uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata daje nam opis sądu ostatecznego i podziału, jaki na nim się dokonuje pomiędzy sprawiedliwymi a potępionymi. Kryterium nie jest takie oczywiste. Wydawać by się mogło, że podział będzie przebiegał po linii świętości i doskonałości osobistej. Tymczasem linia podziału przebiega według umiejętności dostrzeżenia potrzeb drugiego człowieka.
To właśnie człowiek i jego potrzeby są bramą wejściową do Królestwa Bożego. Dziś ewangelia zachęca nas do refleksji, że Chrystus utożsamia się z każdym człowiekiem ubogim, cierpiącym i poniżonym. Zarówno sprawiedliwi, jak i potępieni są zaskoczeni, kiedy Chrystus im mówi, że albo – w przypadku pierwszych – usłużyli Mu, albo – w przypadku drugich – nie usłużyli Mu. My, jako uczniowie Chrystusa, wzbogaceni dzisiejszym fragmentem ewangelii, nie możemy już wymówić się nieświadomością w tym zakresie.
Zwróćmy uwagę, że powraca ponownie temat, że samo nieczynienie zła nie jest wystarczające, aby osiągnąć zbawienie. Trzeba czynić dobro. Wzrastanie w świętości musi mieć charakter dynamiczny, należy nie tyle czynić dobro niejako „przy okazji”, ale wręcz poszukiwać sposobności do czynienia dobra wobec drugiego człowieka.
Wszystko, co uczyniliście najmniejszemu, uczyniliście dla Mnie – mówi Pan i wyraźnie wskazuje zależność pomiędzy postawą służby innym, a dziedziczeniem Królestwa Bożego. W obliczu drugiego człowieka odnajdywać twarz Chrystusa – to zadanie na nasze życie. Zadanie niełatwe, ponieważ jeśli powiążemy je również z przykazaniem miłości nieprzyjaciół, to okaże się, że mamy spieszyć z pomocą także wobec tych, którzy nie są łatwi do kochania.
Miłość i pomoc wobec osób trudnych i niewdzięcznych jest po ludzku niemożliwa, albo nawet absurdalna. Tymczasem dopiero dostrzeżenie w nich Chrystusa, ubiczowanego i ukrzyżowanego przez ich grzechy i słabości, pozwala nam przełamać się wyciągnąć pomocną dłoń. Tak zdobywamy Królestwo Boże, a służąc sobie nawzajem już tu na ziemi mamy przedsmak nieba.
/mdk