Postawiono przede mną niebagatelne zadanie. Zostałam poproszona o napisanie czym dzisiaj jest dla mnie Jerozolima. Biłam się z myślami dłuższą chwilę, żeby wybrać ten najistotniejszy dla mnie, na ten moment, aspekt.
Nie ukrywam, że Jerozolima jest dla mnie ważna pod wieloma względami. Jest dla mnie miejscem, gdzie studiowałam, zawarłam wiele wartościowych przyjaźni, pracowałam zawodowo, dorastałam duchowo… Stała się więc dla mnie miejscem wielu sentymentów, przestrzeni życiowej i źródłem to szukania odpowiedzi na istotne życiowo pytania. Na ten moment chyba najbardziej Jerozolima jest dla mnie wzorem tolerancji religijnej. Może wydawać się to dziwne, ale spróbuję przekonać Was, że tak właśnie jest.
Podróżując po Izraelu nieustannie doświadczamy skrajności na wielu różnych poziomach. Te zewnętrzne rzucają się szybko w oczy, bo od razu po wylądowaniu na lotnisku Ben Guriona pod Tel Avivem wkraczamy do nowoczesnego kraju pełnego wielkomiejskiego gwaru, szklanych wieżowców i szybkiej kolei. I niby jesteśmy na Bliskim Wschodzie, a mimo to wciąż pozostajemy w Europie. Wyjeżdżając z Tel Avivu napotykamy na arabskie miasteczka, które już nam ten bliskowschodni koloryt pokazują w feerii barw, zapachów i zgiełku. Gdy dojedziemy do Jerozolimy te dwa doświadczenia zlewają nam się w swoisty kalejdoskop wrażeń. Bo w tym jedynym w swoim rodzaju mieście mieszają się te dwa światy: współczesnej metropolii i bliskowschodniego, trochę archaicznego miasta niczym z egzotycznych lub starych pocztówek.
Na ten barwny obraz Jerozolimy składa się wiele czynników, których podwaliną jest fakt, że Jerozolima jest matką 3 największych monoteistycznych religii świata: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Każda z tych religii wytworzyła własną, wyraźnie odcinającą się od pozostałych kulturę, Tradycję (specjalnie piszę tu Tradycję, przez wielkie T), religijność i co za tym idzie pewien model i styl zachowania.
Pierwszą, bardzo charakterystyczną grupę, stanowią ortodoksyjni Żydzi. Mężczyźni noszą długie zakręcone pejsy, zawsze nakrycia głowy – czasem może być to po prostu kipa, innym razem kapelusz czy sztrajmel – wielka futrzana czapa. Noszą najczęściej czarne ubrania. Codzienność schodzi im na studiowaniu Tory, nie mają więc kiedy podjąć pracy zarobkowej i ten obowiązek, obok opieki nad często licznym potomstwem, spoczywa na kobietach. Świat ortodoksów skupia się na dzielnicy w której żyją – Mea Shearim i regularnym nawiedzaniu ściany płaczu, która jest pozostałością po murze oporowym okalającym Górę Moria czyli tę, na której Abraham miał złożyć Izaaka w ofierze i gdzie później stała Świątynia Jerozolimska. Nie posiadają telewizorów ani radia. Dostęp do informacji mają mocno ograniczony, a treści, które otrzymują, są składową decyzji ich rabinów o tym, co warto wiedzieć.
Większość jednak Żydów nie zalicza się do grup ortodoksyjnych. Wielu z nich jest bardziej lub mniej wierząca. Ich poczucie przynależności do religii można zauważyć po tym czy noszą na głowie kipy – jarmułki. Czasem bywają kolorowe, są wtedy nie tylko wyrazem religijności ale i mody czy stylu.
Weekend w Izraelu rozpoczyna się od piątkowego południa i trwa przez całą sobotę czyli szabat. Jest to czas modlitwy w synagodze i następującego po niej świętowania w gronie rodzinnym oraz czas wolny od pracy. Co ciekawe, Izrael jako państwo wyznaniowe bardzo poważnie podchodzi do nakazu sobotniego odpoczynku. Od piątkowego południa, przez całą sobotę, wszystkie sklepy, kawiarnie i restauracje są zamknięte. Nie działa komunikacja miejska, a międzymiastowa jest bardzo ograniczona. Przez najbardziej ortodoksyjne dzielnice nie można nawet przejechać w tym czasie prywatnym samochodem. Wszyscy więc ci, którzy lubią weekendowe wypady muszą się liczyć z wieloma obostrzeniami i je respektować. Często więc Żydzi którzy chcą w weekend pójść do kawiarni, restauracji czy zaplanowali większe zakupy wybierają się do arabskich dzielnic, gdyż Arabów obostrzenia szabatowe nie dotyczą.
Większość Arabów z Izraelu to Muzułmanie, ale pośród nich jest są i arabscy chrześcijanie, bo trzeba pamiętać, że rdzenni chrześcijanie na Bliskim Wschodzie to Arabowie. Jest ich niestety coraz mniej. Dla Muzułmanów Jerozolima jest 3 co do ważności miejscem religijnym po Mekce i Medynie, do którego mają obowiązek przypielgrzymowania przynajmniej raz w życiu. Tym najważniejszym miejscem pielgrzymkowym jest dla nich Plac Świątynny – wierzą bowiem, że to z tego miejsca prorok Mahomet wzbił się na swoim rumaku i pogalopował do nieba. Na pamiątkę tego wydarzenia postawili na Placu Świątynnym meczet o nazwie Al Aksa, co oznacza „najdalszy” i wskazuje najdalsze miejsce w którym miał być Prorok Mahomet.
Dniem świętym dla Muzułmanów jest piątek. W samo południe odbywają się najważniejsze modlitwy. Mężczyźni, bo to oni mają obowiązek modlitwy, gromadzą się licznie na Placu Świątynnym właśnie, lub w meczetach. Nawet jeśli nie uda im się dotrzeć na wspólne modły, to są one głośno transmitowane przez megafony. Świat muzułmański wtedy na chwilę zamiera. Samochody stają, sklepy na ten moment się zamykają, a panowie, każdy tam, gdzie czas modlitwy go zastanie, rozkładają swój dywanik modlitewny i kierując twarz ku Mekce rozpoczynają modlitwę. Wszyscy wiedzą, że tak będzie i nawet jeśli są w podróży przez miasto czy wioskę i spowoduje to chwilowy paraliż ruchu nie złoszczą się, bo wiedzą, że tak po prostu jest. Pomiędzy tymi dwiema najwyraźniej zaznaczającymi się grupami jest ten nieliczny odsetek chrześcijan. Który swój święty dzień mają w niedzielę, która nie jest już częścią weekendu, a jest pierwszym dniem pracy.
Często słyszy się o tym, że w Izraelu dochodzi do konfliktów i oczywiście jest to prawdą. Są one jednak wywoływane przez jednostki lub grupy skrajne. Większość ludzi żyje ze sobą w pokoju. Arabowie sąsiadują z Żydami. Czasem przez płot, czasem przez ścianę. Robią zakupy w tych samych sklepach. Najpełniejszym obrazem tolerancji jest dla mnie w Jerozolimie obrazek przystanku autobusowego, na którym często na ten sam autobus czeka muzułmanin modlący się na swoim „różańcu” obok niego stoi ortodoksyjna młoda Żydówka z otwartym modlitewnikiem kołysząca się lekko to w przód to w tył w rytm swojej modlitwy. Razem z nimi stoi ojciec franciszkanin, bo to głównie oni opiekują się kościołami katolickimi w Izraelu. Obok stoi muzułmanka owinięta szczelnie chustami i młody chłopak w mundurze na przepustce z wojska – w Izraelu wszyscy Żydzi odbywają służbę wojskową, chłopcy – 3 letnią, dziewczęta – 2 letnią. I ta też czekam na tym przystanku i mimo, że jestem obca, z obcego świata, z Polski czuję się bezpiecznie. Każdy może tu być kim chce i okazywać to z dumą. Bo tolerancja polega nie na tym, żeby wszyscy byli jednakowo „nijacy”, ale żeby każdy mógł być sobą. Żeby mógł znaleźć dla siebie przestrzeń, jak na tym jerozolimskim przystanku. Bo w końcu już sama nazwa Jerozolima oznacza: miasto pokoju, a ta nazwa zobowiązuje.
Mariola Serafin
/ut