Jeszcze o związkach partnerskich

2013/02/19

Na naszych oczach dokonuje się cywilizacyjna zmiana, której skutki trudne są do przewidzenia. Jednym z nich będzie na pewno kurczenie się tradycyjnej rodziny jako naturalnego środowiska przekazywania życia i wychowania potomstwa

To rzeczywiście był szok dla naszej lewicy. Jeszcze raz się okazało, że Polska wlecze się w ogonie postępu. Podczas gdy parlamenty narodowe najważniejszych państw europejskich legalizują małżeństwa gejowskie i przyznają im prawo do adopcji dzieci, u nas nie daje się uchwalić nawet głupiej ustawy o związkach partnerskich. Wściekłość na twarzy premiera po ogłoszeniu wyników glosowania nie była bezpodstawna. Jak tak dalej pójdzie, to może on w tym roku nie dostać kolejnego niemieckiego odznaczenia. A jeśli tam w Berlinie przyjdzie komu do głowy nie daj Boże uhonorować innego wybitnego Polaka, jak choćby tak zasłużonego dla krzewienia idei postępu pewnego mędrca z pod Biłgoraja. Wieść niesie, że tym razem ma to być order Otto von Bismarcka za wkład w dzieło europeizowania świadomości ludów zamieszkujących centralną Europę.

Ale żarty na bok. To naprawdę poważna sprawa. Na naszych oczach dokonuje się cywilizacyjna zmiana, której skutki trudne są jeszcze do przewidzenia. Jednym z nich będzie na pewno kurczenie się tradycyjnej rodziny jako naturalnego środowiska przekazywania życia i wychowania potomstwa. Wypróbowana przez wieki instytucja, lepiej lub gorzej, ale zawsze wywiązująca się ze swej roli, może zostać zastąpiona przez nieokreśloną strukturę społeczną, której jedyną racją istnienia będzie zaspokojenie egoistycznych pragnień i oczekiwań składających sie nań członków. Dzisiejsi piewcy takich “nowych rodzin” nawet nie próbują ukrywać, że trwałość nie będzie najważniejszym ich atrybutem.

Problemem nie jest to, że projekt Platformy Obywatelskiej przepadł w głosowaniu, ale że został w ogóle zgłoszony. Trzeba zapytać, jak to sie stało, że partie polityczne noszące w swej warstwie ideowej rys konserwatywny z taką łatwością oddają pole obyczajowemu liberalizmowi, który jest dominującym hasłem na sztandarach dzisiejszej lewicy. Nie chodzi tu rzecz jasna tylko o Platformę. Właściwie to ona jest jedynie naśladowczynią innych nominalnie prawicowych partii europejskich, takich jak niemieccy chadecy, hiszpańscy ludowcy czy brytyjscy konserwatyści, które uznały, że dla poszerzenia swojego potencjalnego elektoratu najlepiej będzie przejąć niektóre – zwłaszcza te doraźnie mniej kosztowne – idee lewicy. Tusk i Cameron niekoniecznie muszą kochać gejów, ale za ich głosy gotowi są pójść na małe ustępstwo.

Nadal formalnie konserwatywna PO podejmuje inicjatywę ustawodawczą mającą na celu przyznanie pewnych przywilejów związkom partnerskim (nie chodzi o ich legalizację, bo nie są one przecież w naszym prawodawstwie zakazane), mając świadomość stosowanej na całym świecie przez homoseksualne lobby „taktyki salami”: najpierw związki partnerskie, później małżeństwa gejowskie, a wreszcie prawo do adopcji i dostęp do metody in vitro. Wcale nie jest powiedziane, że na tym koniec. Lewicowe ideologie już dziś wysuwają postulat tzw. dyskryminacji pozytywnej, który z grubsza rzecz biorąc polega na uprzywilejowywaniu mniejszości dotychczas dyskryminowanych. Może więc na początek finansowanie ze środków publicznych zabiegów in vitro dla par homoseksualnych niechcących się zadowolić adopcją? A później, kto wie, gdy produkcja ludzi w próbówce okaże się nieefektywna, z uwagi np. na niską jakość produktu, to może odbieranie tradycyjnym parom ich potomstwa i przekazywanie go tytułem zadośćuczynienia ciemiężonym przez wieki homoseksualistom?

Powyższe supozycje  to reakcja autora na zapowiedź konserwatywnych posłów PO zgłoszenia nowego projektu ustawy o związkach partnerskich idącego po linii postulatu wysuniętego przez prezydenta, aby jedynie dostosować istniejące ustawodawstwo do słusznych oczekiwań osób żyjących w takich związkach.

Uchwalenie projektu ustawy w jakimkolwiek kształcie – nawet bez instytucjonalizacji związków partnerskich – i tak będzie odcięciem pierwszego plasterka w walce, której celem jest podważenie uprzywilejowanej pozycji tradycyjnie rozumianej rodziny.

Nie chodzi tylko o ułatwienie życia konkubentom. Do tego przecież nie potrzebna jest żadna nowa ustawa. Nasze prawodawstwo zapewnia osobom żyjącym w wolnych związkach szereg praktycznych udogodnień, które są prostą konsekwencją tolerowania (nie zakazywania) takich związków. Chodzi tu np. o uznanie praw ojca do opieki nad dzieckiem, możliwość zawarcia umowy konkubenckiej regulującej zarządzanie wspólnym majątkiem, uzyskanie informacji o stanie zdrowia partnera czy odpowiedni zapis testamentalny rozwiązujący kwestię dziedziczenia.

Wydaje się, że inicjatywa konserwatystów PO ma raczej cel terapeutyczny, którym byłoby zabliźnienie ran po niedawnym podziale w łonie partii podczas głosowania nad projektem posła Dunina. Żeby tylko lekarstwo nie okazało się gorsze od choroby!

Zbigniew Borowik

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej