Nowomodne trendy w wychowaniu dzieci i młodzieży podkreślają walor nagrody, pozostawiając gdzieś na bardzo odległych obrzeżach problem kary. Chwała im za nagrodę, ale chcę trochę posprzeczać się o karę, choć już czuję się jak saper.
Zaraz usłyszę coś o „traumie”, o „toksycznych” rodzicach i wychowawcach, o potrzebach: autonomii, „indywidualizacji”, „tożsamości”, o utajonych źródłach depresji, o wyjątkowej szkodliwości stresu (wychowanie bezstresowe ) ale również o różnych pedagogiczno- psychologicznych (podobno rewelacyjnych) metodach w zakresie diagnozy, terapii i stymulacji rozwoju osobowego dziecka., a ściśle mówiąc- jego mózgu. Jeśli dodamy do tego „balsamiczne” działanie tzw. „pozytywnego myślenia”, to powinno być dobrze, a nie jest. Czy zatem w ogóle potrzebne jest jeszcze wychowanie?
Pytanie absurdalne, a jednak stało się ono fundamentem antypedagogiki, powstałej w drugiej połowie XX wieku w Stanach Zjednoczonych. W manifeście tego nurtu czytamy wyłącznie o prawach dziecka, m.in. o prawie do samostanowienia o własnej edukacji, do wolności religijnej, do swobodnego seksualizmu, do swobody, odmawiania określonego posiłku czy pory jego spożycia, do opuszczenia własnego domu, czyli do swobodnego wyboru środowiska życia. Reperkusje tego „Manifestu” są nam dobrze znane. I co z tego? Często już nie reagujemy, bo gdzieś się pogubiliśmy, bo nie chcemy wydać się śmieszni i nienowocześni. I jak tu mówić o karze?
Najwięcej kontrowersji , a nawet wzburzonych emocji wywołuje kara cielesna. Walić w tyłek, czy nie?- pytamy specjalistów od wychowania, tymczasem powinniśmy wpierw zapytać o to samych siebie.
Kluczem najszybszym i najbardziej uniwersalnym jest po prostu zdrowy rozsądek i nasze własne sumienie.
Kochamy nasze dziecko już długo wcześniej przed jego urodzeniem, robimy treningi wyobraźni i marzymy, że będzie dobre, prawe i wspaniałomyślne, a może tylko ładne, zdrowe i zdolne. Czemu nie? A potem rodzi się i jesteśmy tacy szczęśliwi i już pewni, że ono na pewno będzie takie jak sobie wymyśliliśmy. Tulimy je, głaszczemy, nosimy, całujemy i to jest nasz komunikat miłości, dla dziecka most bezpieczeństwa. Oczywiście mówimy również do tego maleństwa, ale przecież mamy świadomość, że komunikat słowny może być tylko wzmocnieniem mowy ciała. Im młodsze dziecko tym ważniejsza ta mowa. Jeszcze kilka lat będzie nie do zastąpienia. Skoro tak, to przecież naszą dezaprobatę wobec zachowań dziecka możemy wyrazić też poprzez kontakt fizyczny, szczególnie tam, gdzie grozi dziecku bezpośrednie niebezpieczeństwo. Z umiarem potraktowany klaps jest najszybszym komunikatem wychowawczym, często również odblokowującym poczucie winy dziecka, ale pamiętać musimy o bardzo ważnych regułach tego komunikatu. Oto one: – wymierzając dziecku jakąkolwiek karę (a szczególnie fizyczną) nie wolno nam naruszać godności osobistej dziecka, nigdy nie wymierzajmy jej w chwili naszego wzburzenia emocjonalnego, ponieważ gniew nasz może wtedy zranić psychicznie dziecko, a komunikat cielesny nie będzie wyważony. Kara fizyczna, nawet najbardziej wyważona może mieć zastosowanie jedynie w przypadku młodszych dzieci, w miarę jednak jak uczy się ono komunikować za pomocą słowa powinna być wycofywana i zupełnie zaniechana grubo przed okresem pokwitania. ( Przecież w tym czasie również coraz rzadziej wyrażamy miłość poprzez ciało, a coraz częściej poprzez słowo). To jednak nie oznacza, że w wychowaniu możemy od tego czasu zupełnie zrezygnować z pojęcia kary. Nasze niezadowolenie z zachowania dziecka można wyrażać przecież w różny sposób, czasami wystarczy nasz smutek lub pełne zdumienia milczenie. W każdym jednak przypadku kary, musi po niej nastąpić szczera rozmowa. Kiedy nagradzamy dziecko lub je karcimy, róbmy to z miłością i z uwzględnieniem jego miłości. Wtedy łatwiej wprowadzimy je w rzeczywistość dobra i zła.
Operując w wychowaniu nagrodą i karą zachowujmy umiar. Nie nagradzajmy dziecka za wszystko co zrobi zgodnie z naszymi oczekiwaniami, bo wkrótce może się okazać, że dziecko postępuje tylko dlatego dobrze, bo mu się to zwyczajnie opłaca. Nigdy nie mówmy zatem: – „zrób to, to coś fajnego dostaniesz”. Ale nie mówmy również tak: – „jeśli nie zrobisz tego co ci każę, to zobaczysz co ja z tobą zrobię”. Takie postępowanie tępi wolę dziecka, ogranicza świadomy wybór dokonywany między dobrem a złem. Pozostawmy dziecku indywidualnie dobrany margines popełniania błędów, taki trening jest konieczny. Dokonujmy jednak wspólnie z dzieckiem moralnej oceny tych błędów. Bądźmy blisko niego, ale nie zamykajmy go w ciasnych kleszczach nagrody i kary. Pozwólmy mu cieszyć się tylko dlatego, że jest – że ma mamę, tatę, brata, dziadków i jeszcze sporo osób do kochania – że jest kochany.
Fajerwerki pedagogiczne, tym bardziej gdy pochodzą z innego kontynentu, z innej kultury niekoniecznie muszą być dobre, a często przynoszą wręcz dużo zła i wielkiego cierpienia.
Krystyna Holly
Artykuł ukazał się w numerze 01/2010.