Jak niegdyś pisałem na ziemi jest ok. 0 tys. czynnych wulkanów, które w większości jednak skryte są pod wodami mórz, zaś te na lądach dają znać o sobie dymkiem unoszącym się za stożka, wylewami lawy, eksplozjami.
15 kwietnia jeden z islandzkich wulkanów – Eyjafjallajokull, właśnie obudził się z trwającego 187 lat letargu i w ciągu kilku dni aktywności wyemitował do atmosfery poważną ilość pyłów, zawierających dużą ilość krzemionki. Ruch lotniczy z obawy na niekorzystny jej wpływ na silniki samolotów został wstrzymany Oczywiście chodzi o samoloty dalekiego i średniego zasięgu, których pułap przelotowy wynosi 11,5 km nad powierzchnią ziemi. Tam gdzie właśnie dotarł strumień pyłu Wobec czego poważna część lotów międzykontynentalnych została sparaliżowana. Na niższych wysokościach oczywiście latać można.
Cyrkulacja powietrza nad północnym Atlantykiem sprawia, że powietrze stamtąd dociera nad Europę. Można obserwować rodzące się układy baryczne nad Morzem Norweskim, by potem obserwować ich skutki np nad Polską i z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć pogodę nawet na 10 dni wcześniej.
Jednakże ani fakt erupcji, ani fizyczna zdolność wiatru do przeniesienia pyłu nie powinny być powodem zamykania przestrzeni powietrznej nad krajami. Zadziałał tu prosty mechanizm wypracowany przez lata tresury globalnym ociepleniem. Pojawia się zagrożenie – profilaktycznie zamknijmy region, bo może zaistnieć niebezpieczeństwo, a przede wszystkim postarajmy się o tym przekonać opinię publiczną. Wywołajmy psychozę i usprawiedliwmy działanie zagrożeniem zdrowia i życia. Ten właśnie mechanizm zastosowano i w ciągu kilku dni sparaliżowano ruch lotniczy w całej Europie, narażając gospodarki państw na wielkie straty, a podróżujących na niemożność dotarcia do celu. Polska również odczuła tę psychozę w dwojaki sposób. Raz przez zamknięcie przestrzeni powietrznej nad naszym krajem, dwa – przez potencjalną uniemożliwienie dotarcia delegacjom na uroczystości pogrzebowe. Chociaż kto chciał przybył, że wspomnę tu o dramatycznym locie prezydenta Gruzji, zaskakującym lądowaniu premiera Maroka, czy zupełnie „drwiącym sobie” z niebezpieczeństw lądowaniu prezydenta Rosji; co zresztą dzień później prasa rosyjska zdyskontowała sobie z nawiązką. Inni przywódcy też nie przejęli się niebezpieczeństwem. Przybyli innymi środkami lokomocji W dobie istnienia samolotów reszta z pewnością o nich „zapomniała”. Szczególnie bolesnym dla mnie była nieobecność kardynała Angelo Sodano, co jest również pewnym znakiem, jednak na zupełnie inny felieton.
Działania Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, która zamknęła przestrzeń powietrzną nad Polską, uważam za co najmniej pochopne, żeby uniknąć sformułowania „ celowe” Dlaczego „celowe”? – odpowiedź wyżej Dlaczego pochopne? Pył wulkaniczny, który dostanie się do górnych warstw troposfery (wysokość 10-12 km), utrzymuje się w niej długo i może być przenoszony na wielkie odległości tylko w przypadku bardzo niewielkich cząstek od 0,002 mm do 0,05 mm średnicy. Efektowny wizualnie pióropusz, towarzyszący erupcji, opada w promieniu kilkunastu kilometrów. Przemieszczanie się mas powietrza z pyłem wulkanicznym powoduje stałe jego rozrzedzanie wraz z odległością aż do zera. Po kilku dniach paniki Komisja Europejska zleciła zbadanie rzeczywistego wpływu erupcji na komunikację. Profesor Stephen Mobbs z Brytyjskiego Ośrodka Badań Atmosfery, który wywalczył pozwolenie na loty probiercze, ocenił, że stężenie nigdzie nie przekroczyło 300 mikrogramów na 1m3, podczas gdy niebezpieczne być zaczyna przy 2000 mikrogramach na 1m3. A przecież Wielka Brytania leży kilkaset kilometrów w linii prostej bliżej wulkanu niż Polska, z czego można wnosić, że nad Polską zagrożenie było jeszcze niższe Badania ostatnich dni nie wykazały podwyższonego stężenia drobin powyżej 10 mikrogramów na 1m3 w Polsce stwierdził dr Witold Lenart z Centrum Badań nad Środowiskiem UW.
Silnik samolotu odrzutowego, mimo swej precyzyjnej konstrukcji, musi być niepodatny na znacznie większe zagrożenia. Zasysa on olbrzymie ilości powietrza, a wraz z nim rozmaite zanieczyszczenia Przelatuje przez wszystkie wysokości i „zalicza” wszystkie zjawiska meteorologiczne, łącznie z burzami piaskowymi (średnica drobin piasku wynosi od 0,05 mm do 2,0 mm), które im nie szkodzą. Nie słyszałem nigdy, aby samolot spadł z powodu chmury gradowej.
Jaki więc znak daje nam Islandia? Powszechnego dyletanctwa naukowego wśród decydentów i małej wiary wśród duchowieństwa… Smutne to szalenie.
Radosław Kieryłowicz
Artykuł ukazał się w numerze 05/2010.