Czas nie pokazał. Rocznica wyborów z 4 czerwca 1989

2022/06/3
Elections 1989 in Poznan Poland
Fot. Ulotka wyborcza Solidarności z 1989r. / Wikimedia Commons

Oceniając jakieś wydarzenie historyczne, często zaczynamy rozmowę od „czas pokazał...” I tu powinna nastąpić jego pozytywna lub negatywna ocena. Ta zaś, niestety, często obarczona jest naszym podejściem do danego faktu i tak naprawdę dalej nie wiadomo, co ów czas pokazał.

Tak jest również z oceną wyborów parlamentarnych, których pierwsza tura odbyła się w Polsce 4 czerwca 1989 roku. Dla jednych rocznica tego wydarzenia jest okazją do wielkiego świętowania ni to demokracji ni to niepodległości. Wybory miały być wyrazem roztropności politycznej przedstawicieli komunistycznych władz PRL z jednej strony, a opozycji z drugiej.

Istnieje też w tej kwestii opinia przeciwna. Środowiska, które ją wyrażają, uważają owe dogadanie za zdradę ideałów opozycji, która chciała realnej niepodległości dla Polski oraz rzeczywistego rozliczenia zbrodni komunistycznych i ludzi, którzy budowali system władzy po 1945 roku.

Z trzeciej strony, do idei owych częściowo demokratycznych wyborów, według standardów, które na tą okoliczność opracowano, negatywnie odnosiła się część tzw. „twardogłowych” w PZPR. Oceniali oni całą operację wykonaną przez kierownictwo, podobnie jak konsekwentna opozycja, czyli jako zdradę - z tym, że patrzyli na nią z całkowicie odmiennego punktu widzenia, a więc jako na odejście od rzeczywistych ideałów socjalizmu. Takiemu spojrzeniu trudno się dziwić, gdyż odłam owego partyjnego betonu, częściowo skupionego w niższych kręgach UB, kadrach MO i innych, bezkrytycznie przyjmował wieloletnią propagandę władzy, odsądzającą całość opozycji od czci i wiary, i nie był zdolny do wykonania szybkiej wolty strategicznej. Obecnie ta optyka, przynajmniej oficjalnie, nie istnieje, ale warto o niej wspominać w kontekście historii.

W każdym razie warto przypomnieć dziś na czym opierała się cała operacja. Otóż w ramach rozmów prowadzonych przez kilka miesięcy w pierwszej połowie 1989 roku między niektórymi środowiskami opozycyjnymi a przedstawicielami władzy, uzgodniono że w ramach wolnego wyboru dostępnych będzie 161 mandatów poselskich i całość senatorskich, przy czym ideę Senatu budowano od nowa po kilkudziesięciu latach istnienia parlamentu jednoizbowego.

Teoretycznie układ ten miał pacyfikować opozycję, która miała przejść do pracy parlamentarnej, zabezpieczając jednak większość sejmową komunistom. W rzeczywistości sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Otóż po wyborach okazało się, że Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie zagarnął wszystkie mandaty wolnego wyboru i prawie wszystkie senatorskie, do tego doszło unicestwienie przez wyborców tzw. listy krajowej, czyli „pewniaków” wyłonionych przez obóz władzy. Ludzie znajdujący się na niej mieli być wybrani poprzez wrzucenie przez wyborców kartki z ich nazwiskami. Liczono na to, że obywatele, nieprzyzwyczajeni do skomplikowanych operacji przy urnach, polegających na skreślaniu jakichś kandydatów, po prostu wrzucą kartkę i tyle. Tymczasem wyborcy wyjęli długopisy i bezpardonowo kreślili listę, czasami umieszczając na niej obraźliwe rysunki, których tu nie będę opisywał. W drugiej turze trzeba było ową listę zrekonstruować o osoby zbierane naprędce, inaczej bowiem parlament nie zostałby w całości wybrany.

Kolejnym nowym zjawiskiem były "ruchy tektoniczne" w obrębie obozu władzy, polegające na nielojalności ugrupowań sojuszniczych ZSL, SD, PAX i innych, a także części posłów PZPR, którzy chcieli przebudowy bloków parlamentarnych. Było w tym dużo koniunkturalności z ich strony. Ich liderzy widząc wyniki „sondażu” wyborczego i bojąc się przyszłości chcieli szybko znaleźć się po drugiej stronie barykady. Oczywiście nie brak opinii, którym osobiście przyznaję sporo racji, że rzecz cała została zaprogramowana. Na korzyść tej tezy może świadczyć szybkość z jaką pojawiła się koncepcja idei „wasz – tzn. PZPR-owski prezydent, nasz – czyli opozycyjny – premier”, która w krótkim okresie czasu została wcielona w życie, z jednej strony oddając część władzy politycznej stronie deklaratywnie niekomunistycznej, komunistom wszakże pozostawiając urząd prezydenta, którym został Wojciech Jaruzelski.

Wydaje się też, że szybkie budowanie nowego układu władzy wynikało z obserwacji sytuacji międzynarodowej, a przede wszystkim milcząca akceptacja tego co się w Polsce dzieje ze strony Związku Sowieckiego, który pogrążał się w swoich problemach.

Wybory na pewno były początkiem zmian ustrojowych w Polsce. Z drugiej strony system, jaki wówczas powstał, doprowadził do marginalizacji znacznej części opozycji, a jego istnienie znakomicie utrudniło formowanie się nowych „autentycznych” bloków politycznych i dopuszczenie do głosu innych, niż te zaproponowane w ramach układu narracji politycznej. Kolejne lata jego trwania rzeczywiście blokowały rozliczenie się z minionym systemem i jego zbrodniami, a elita partyjna szybko przebudowała swoje formy organizacyjne wracając do władzy kilka lat po czerwcowym „święcie”.

Układ jaki wówczas wytworzono trwał długo, być może istniejąc w jakiejś formie do dziś i utrudniając rozliczenie się z tym, co rozliczenia naprawdę wymagało. Czas rzeczywiście niczego nie pokazał, a spór o wybory czerwcowe zadomowił się w naszej dyskusji historycznej i tak już chyba zostanie.

/mdk

Piotr Sutowicz

Piotr Sutowicz

Historyk, zastępca redaktora naczelnego, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#wybory 4 czerwca 1989 #4 czerwca 1989 #Solidarność #Lech Wałęsa #Wojciech Jaruzelski #Piotr Sutowicz #PZPR #ZSL #SD #PAX #Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie #wybory czerwcowe
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej