Państwowość ukraińska została stworzona jako twór Państw Centralnych, a więc Austro-Węgier i Niemiec. Cesarstwo Niemieckie walczące w I wojnie światowej chciało mieć Ukrainę skonstruowaną jako państwo duże, a do tego wrogie Polsce. Najlepiej ustawić przeciw sobie dwie społeczności, wmawiając im, że ziemie jednej należą do drugiej.
Obecny konflikt na Ukrainie we wszystkich wymiarach – militarnym, gospodarczym i międzynarodowym – nabrał, jak się wydaje, cech pewnej trwałości i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie został rozwiązany w sposób satysfakcjonujący rząd w Kijowie, chyba że i jego interesuje jedynie gra na czas i wyciągnięcie jak najszybciej jak największych pieniędzy dla grupy oligarchów, których interesy zdaje się reprezentować. Jakakolwiek by była prawda, wiele silnych podmiotów polityki międzynarodowej sprawia wrażenie zadowolonych z obecnego stanu.
Od małych do wielkich kwestii politycznych
Wojna hybrydowa na wschodzie kraju w połączeniu z rozpadem struktur państwowych wewnątrz terytorium zdaje się przybliżać dzień, w którym nad krajem stanie wizja zupełnej katastrofy. Ośrodki polityczne poza Ukrainą w tej chwili czerpią z tej sytuacji, jak się wydaje, rozmaite korzyści. Po pierwsze, konflikt jakoś tam zamrożony, ale do pewnego stopnia gorący zawsze można podgrzać do czerwoności i na jego tle wywołać zarzewie sytuacji o bardziej globalnym zasięgu. Po drugie, strumień siły roboczej, jaki z tego kraju wypływa, dla niego samego tragiczny, innym na razie przynosi i będzie przynosił korzyści ekonomiczne. W tej sytuacji wszyscy zdają się być zadowoleni, tak Europa Zachodnia, jak i Rosja potrzebują rąk do pracy i dzięki nieszczęsnemu społeczeństwu ukraińskiemu mogą je mieć. Inną sprawą jest spojrzenie na tę kwestię np. z naszej perspektywy w długim trwaniu. Jeśli się nad tym zastanowić, to tu nic dobrego nie widać.
Przede wszystkim coraz wyraźniej rysuje się zaostrzenie kwestii polityki historycznej po obu stronach. Ukraińcy, którzy dość instrumentalnie skonstruowali mit Bandery i banderyzmu jako spoiwo świadomości narodowej, ustawiają się coraz bardziej antypolsko. Codzienne serwisy prasowe są w tym względzie aż nadto niepokojące. Z drugiej strony znaczna część społeczeństwa polskiego nie chce żadnej „grubej kreski” w kwestii mordów na Wołyniu i całej Małopolsce Wschodniej jako kwestii ważnej z punktu widzenia naszej pamięci historycznej. To zagadnienie jest w tej chwili najbardziej żywe tak w publicystyce, jak i w życiu politycznym. Trzeba jednak stwierdzić, że tego typu rozbieżności w podejściu do historii, które są w stanie wywołać spór pomiędzy Polakami a Ukraińcami, jest znacznie więcej i powoływanie się na tę jedną właściwie każe się zastanowić, czy w jakimś stopniu nie jest to zagadnienie sterowane albo wykorzystywane przez czynniki zewnętrzne. W tej sytuacji dość istotny jest oczywisty fakt, że tak duża liczba przybyszy zza wschodniej granicy stanowi pokusę dla niepolskich strategii politycznych, by wykorzystać ich w rozgrywkach prowadzonych na terenie naszego kraju. Historia pokazuje jasno, że nader często sięgano po kwestię ukraińską jako broń antypolską.
II wojna światowa nie była jedynym okresem, kiedy relacje polsko-ukraińskie przybierały formy krwawych rzezi. Okres powstań kozackich w XVII w. tak samo nadaje się na teren konfliktu historycznego. Co prawda mamy do czynienia z kwestią zadawnioną, niemniej dla nas wydarzenia te są historyczną traumą. Dla Rzeczypospolitej bunty kozackie bez wątpienia były jednym z wielu gwoździ do trumny. Jeżeli uznajemy, że jesteśmy dziedzicami Rzeczypospolitej Obojga Narodów, to musimy również uderzyć się w piersi. Na pewno państwo to nie miało pomysłu na ziemie ukraińskie, a swoisty imperializm nie pozwolił mu na ogłoszenie w porę, iż w takim razie wycofujemy się stamtąd, a na Zaporożu niech się dzieje, co chce. Tak czy siak, ukraińskie problemy I Rzeczypospolitej nie są specjalnie często przywoływane w dyskursie publicznym.
Innym epizodem, który może być zadrażnieniem historycznym w naszych relacjach, jest czas walk polsko-ukraińskich po I wojnie światowej. Ukraińska polityka historyczna, tak jak w innych tego typu przypadkach, i tu podsyca nacjonalizm skierowany, co oczywiste, przeciwko Polakom, najlepszym dowodem na to wybuchające raz po raz zadrażnienia związane z polską nekropolią na Łyczakowie. U nas jakoś mówi się o tym stosunkowo niewiele, być może dlatego, że po zwycięstwie nad Ukraińcami na przełomie 1918 i 1919 r. mieliśmy do czynienia z wieloma innymi walkami, w tym przede wszystkim z bolszewikami, w których rachitycznie, ale jednak zawsze, Ukraińcy stali po naszej stronie.
Polityka niemiecka
Przy okazji I wojny światowej warto wspomnieć, skąd w ogóle wzięła się państwowość ukraińska w tamtej rzeczywistości. Otóż została stworzona i pozostawiona jako twór Państw Centralnych, a więc Austro-Węgier i Niemiec. Wydaje się, że jest to kwestia dosyć kluczowa również w odniesieniu do czasów współczesnych. Ukraińcy mogli mieć swoje dążenia narodowe, choćby liczone od wieku XVII. Współczesna ukraińska polityka historyczna może się tu odwoływać do nie wiadomo jak zamierzchłych korzeni i wyciągać z nich choćby najbardziej absurdalne, z naszej perspektywy, postulaty polityczne w rodzaju staroruskich korzeni Krakowa. Prawdą jest, że Cesarstwo Niemieckie walczące w I wojnie światowej chciało mieć Ukrainę skonstruowaną jako państwo duże, a do tego wrogie Polsce. Najlepiej ustawić przeciw sobie dwie społeczności, wmawiając im, że ziemie jednej należą do drugiej. Tak zrobili Niemcy i Austriacy w 1918 r., kiedy to, zawierając pseudopokój z bolszewikami, usankcjonowali niepodległą Ukrainę, a jej granice wytyczyli na ziemiach polskich. Wielka Polska stała bowiem na przeszkodzie planom budowania Mitteleuropy, czyli bloku polityczno-gospodarczego na wschód od politycznych granic Niemiec, całkowicie im podporządkowanego. Podobny scenariusz przewidziano dla niepodległej Litwy, której antypolskie oblicze dało się nam we znaki zarówno w dwudziestoleciu międzywojennym, z powodu kolaboracji Litwinów z nazistami, jak i w czasach nam współczesnych.
Rzeczywistość, jaka nastąpiła po I wojnie światowej, pokazała, że żywioły nacjonalistyczne wśród Ukraińców są na tyle słabe, iż nie są w stanie utrzymać własnego państwa i trudno podejrzewać, by twórcy koncepcji takiej ukraińskości nie zdawali sobie z tego sprawy. Niemniej raz zaszczepiona idea pozostała. W świecie stworzonym przez niemiecką politykę Lwów przestawał być miastem polskim, a kwestią sporną okazało się, jak daleko winna sięgać państwowość ukraińska – do Sanu, Wieprza czy może aż do Wisły? Byt stworzony w takich a nie innych okolicznościach propagandowo żył swoim życiem, stając się przedmiotem międzynarodowych deliberacji. Z jednej strony grali tą kwestią zarówno jego twórcy, czyli Niemcy, którzy tak za czasów Republiki Weimarskiej, jak i później stali się protektorami idei ukraińskiej, jak i Rosja bolszewicka, pragnąca z tego zagadnienia uczynić własny bat. Ofiarami w każdej sytuacji mieli być i byli Polacy oraz sami Ukraińcy, których rękami realizowano różne scenariusze, wmawiając im, że to w imię ich interesów, jak w kwestii ludobójstwa wykonanego ich rękami na Wołyniu. Swoją drogą okazali się oni szczególnie podatni na takie manipulacje, co wynika prawdopodobnie z braku rozwiniętych elit narodowych.
Strategie pozytywne
Zarówno „kwestia wołyńska”, fakt funkcjonowania sowieckiej Ukrainy sięgającej Sanu, jak i powojennych kłopotów z UPA na południowo-wschodnich obszarach PRL są konsekwencją takiego rozegrania kwestii ukraińskiej przez graczy, którzy za cel stawiają sobie przede wszystkim obezwładnienie Polski. Czy to oznacza, że Ukraina jako taka jest skazana na wrogość wobec Polski? Wcale niekoniecznie. Natomiast wyzwolenie się z paradygmatów wytworzonych poza jednym i drugim społeczeństwem jest niezwykle trudne. Wrzucanie do wspólnego kotła historycznego wzajemnych win powoduje antagonizowanie się społeczeństw. Historia, zamiast być tu nauczycielką teraźniejszości, staje się narzędziem gry politycznej niesłużącej ani Polakom, ani Ukraińcom. Nie chodzi tu o to, by dokonać jakichś szemranych pojednań, które poza politykami nikogo nie będą obchodziły. W rzeczywistości musi zostać wykonana niebotyczna wręcz praca historyczna, polegająca na wyjaśnieniu wszelkich spornych kwestii historycznych, która oprócz opisania poszczególnych wydarzeń we wszystkich możliwych kontekstach społecznych zawrze informację na temat, kto za nimi stał i o czyje tak naprawdę korzyści mogło chodzić. Konieczne wydaje się wprowadzenie tej wiedzy do obiegu społecznego, zrozumienie tego bowiem jest tu tak naprawdę kluczem do rozwiązania wszystkich innych problemów.
Druga kwestia to budowanie przyszłości na fundamencie tej wiedzy. Wiadomo, że droga jest tu daleka, ale innej po prostu nie ma. Poza jedną – nieustannym konfliktem, który albo będzie trwał setki lat, albo zakończy się eksterminacją jednej ze stron. Oba rozwiązania nie służą ani Polakom, ani Ukraińcom.
Piotr Sutowicz
/mak