Niedługo ukaże się drukiem moja pierwsza zwarta publikacja pt. „Koszalińskie Ślady Powstania Warszawskiego”. Przedstawiam w niej biogramy uczestników Powstania Warszawskiego, zamieszkałych po 1945 roku w Koszalinie. Ponadto przedstawiam krótki rys historyczny zrywu sierpniowego oraz koszalińskie ślady pamięci wydarzeń sprzed prawie 80 lat.
Przy pracy nad publikacją prowadziłem długie dyskusje z jedynym żyjącym bohaterem książki – kpt. Jerzym Leonowiczem ps. „Żbik”, który w chwili wybuchu Powstania był 16-letnim harcerzem. Walczył w szeregach Zgrupowania „Żywiciel” Armii Krajowej na Żoliborzu. Został ciężko ranny w walkach i jest inwalidą wojennym. Oczywiście nie obyło się bez rozważań na temat sensu Powstania oraz o traumach z nim związanych.
W broszurze unikam osobistych opinii na temat wydarzeń sprzed 79 lat. W mojej ocenie Powstanie Warszawskie było kolejnym „romantycznym” zrywem wywołanym przez napięcie i emocje, ale było potrzebne. Gdyby sojusznicy nie zawiedli kolejny raz, szala zwycięstwa mogłaby inaczej się przechylić. Ostatecznie skutek wydarzeń był katastrofalny. Zginęło 200 tysięcy Polaków, stolica została zrujnowana, nieodwracalnie zniszczono wiele dóbr kulturalnych. Wielu Warszawiaków wyszło z Powstania będąc inwalidami.
Gdyby znów nadarzyła się okazja, Jerzy Leonowicz bez wahania poszedłby dziś do Powstania. – Gdyby nie Powstanie Warszawskie skończylibyśmy jak Litwa. Bylibyśmy 17. republiką radziecką. – wspomina weteran AK. Rozmówca podkreślał również sytuację w okupowanej Warszawie przed 1 sierpnia 1944 roku. Ciągły terror, łapanki, uliczne egzekucje – to był porządek dzienny niemieckiej okupacji w stolicy. Warszawiacy po pięciu latach mieli już dość życia w takich warunkach.
Ostatni koszaliński Powstaniec Warszawski skończy niedługo 95 lat. Niedawno Prezydent RP przyznał mu Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Jednak Powstanie odcisnęło na nim niezatarte piętno. Nie ma tygodnia, w którym w rozmowach nie nawiązywałby do wydarzeń z 1944 roku. Często myślami wraca do tamtych czasów. W pamięci zachował nazwiska i pseudonimy kolegów, którzy polegli w walkach. Mimo nadszarpniętego wiekiem zdrowia, póki starczy sił spotyka się z młodzieżą i harcerzami, przekazując kolejnym pokoleniom swoje przeżycia i doświadczenia.
/mdk