„…Czujemy ją w każdym uderzeniu serca, soki jej bowiem tętnią w naszych żyłach. Nie potrzebujemy obnosić jej po ziemiach obcych zaszytej w szkaplerz symboliczny, bo ona w nas jest” – pisze narrator powieści Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego Michała Kryspina Pawlikowskiego. – To świat, „który na przekór historycznej zmienności wciąż realnie istnieje, istniał lub może istnieć w przeciwieństwie do oświeceniowych utopii rozumu i gorączkowych snów romantycznej wyobraźni”.
I dopowiada Pawlikowski we wstępie do powieści: „Rzeczpospolita Obojga Narodów (…) z gromadzonym przez stulecia kapitałem szlachetczyzny wciąż żyje – mimo odmiennych pozorów i na przekór wszechświatowemu schamieniu – z procentów tego kapitału. W okresie więc, gdy Polska szlachecka może się już kończy, ale jeszcze się nie skończyła, przyjemnie mi jest jako kronikarzowi stwierdzić, że Tadeusz Ipohorski-Irteński herbu Wręby nie należy do tych, którzy swego dziada pokazać nie potrafią”. Zaś Melchior Wańkowicz napisał: „Nie podam ręki nikomu, kto nie zna nazwiska prababki z domu – Da dextram misero!”.
Chcę być obywatelem polskim
Nie musiałby słynny reportażysta zżymać się, podając mi rękę, bowiem należę do tych, którzy swego dziada potrafią pokazać – i pradziada Józefa, i prababkę Stefanię z Jankowskich Połoniewiczową. I wielu jeszcze innych przodków po mieczu, sięgając do siedemnastego wieku. A i ja nie muszę się wstydzić za mojego dziada Stefana, który pomimo ponad wiekowej intensywnej rusyfikacji, gdy nadszedł czas upragnionej wolności i suwerenności Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, udał się 12 marca 1923 roku do Starostwa Wileńsko-Trockiego w Wilnie i złożył oświadczenie, że – cytując zachowany w rodzinnych archiwach dokument – „jest i chce być obywatelem polskim i że zrzeka się dotychczasowego swego obywatelstwa rosyjskiego”. W odpowiedzi na to oświadczenie Starostwo Wileńsko-Trockie w piśmie z 14 lipca 1923 roku uznało, że „Stefan Połoniewicz złożył dowody, że jest pochodzenia polskiego, uznaje się go na zasadzie art. 3 Ustawy z dnia 20 stycznia 1920 r. Dz. U.R.P.Nr.7 poz. 44 za obywatela Państwa Polskiego. Tym samym uzyskała obywatelstwo jego żona Ewa z Kasperowiczów Połoniewiczowa urodzona 6 maja 1902 r. w Nowej Wilejce”. Przyznaję, iż dumny jestem z aktu uznania za obywatela polskiego mojego dziadka Stefana. Zofia Kossak-Szczucka, wielka polska pisarka i patriotka, w ósmym punkcie Dekalogu Polaka napisała: „Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj, że jesteś Polakiem”.
Po polsku myśleli, po polsku wychowywali…
Rzeczpospolita była noszona i pielęgnowana w sercach Polaków, gdy nie było jej na wiszących w gabinetach zaborców mapach ówczesnej Europy. Choć odpis aktu urodzenia dziadka Stefana został sporządzony w języku rosyjskim, był to tylko z konieczności dokument urzędowy w prawnym obiegu rosyjskiego imperium. Rodzice byli Polakami i po polsku myśleli, po polsku wychowywali młodego Stefana. Na Polaka z polskimi obowiązkami. Dał temu liczne dowody. Dzięki nim jestem Polakiem i – ponownie sięgając do Dekalogu Polaka – „nie mam ukochania ziemskiego nad Polskę”. Tak było i jest z ciągłością państwa polskiego pomimo najazdów, wojen, okrucieństw sąsiadów, wewnętrznych walk o władzę. Mało jest powiedzieć, że wielu było takich Polaków. To truizm. Myślę, że obraz należy odwrócić – niewielu było takich, którym, tak jak i dziś, nie zależało na Polsce, tylko na własnym interesie bądź interesie obcych państw, i choć ich wpływ był znaczący, nigdy nie udało im się trwale zniszczyć Polski, unicestwić. To szlachetny, patriotyczny duch i działanie odpowiedzialnych i zatroskanych o byt Ojczyzny Polaków powodowały, że Polska trwała i trwa nadal, choć tak wiele należy naprawić i zmienić. To dzięki nim Polska przetrwała zabory i wszystkie ostre dziejowe zakręty i wyszła na prostą, choć dziś ponownie sępy rozdrapują ją i krwawią. Ale w dziejach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, pamiętajmy, zawsze tacy byli.
Idylliczna Arkadia – wspomnienie Kresów
Dzieje Najjaśniejszej Rzeczypospolitej to także odchodzący wraz z nami świat ziem wschodnich Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Gdy spoglądam dziś na Wisłę, widzę oczyma wyobraźni Niemen, Berezynę. Gdy oczy mam pełne Krakowa, dostrzegam w nim Wilno, które znam i do którego wracam jak do swojego miasta, aby żyć jego życiem. To wyobrażenie wschodnich rubieży jako wyidealizowanej, szczęśliwej Arkadii, swoiste imaginarium dla mnie i mojej rodziny. Owszem, łatwo przeobrażające się w legendę Kresów, trudną do jednoznacznego określenia geograficznego i kulturowego, a zarazem silnie obecną w polskiej kulturze. Przyznaję, że niejednokrotnie i w mojej kresowej duszy bardziej przeważa mit niż historyczna rzeczywistość. A przecież wypada określić geograficzne położenie Kresów, bowiem nie tworzyły one samodzielnego, konkretnego bytu politycznego, stanowiły natomiast tylko peryferie władzy położonej daleko na zachodzie. Stąd różne są próby geograficznego zdefiniowania tego obszaru. Wypada również wspomnieć o panoramie świata kresowego, którego już nie ma: o pięknie przyrody opisywanej piórami literatów, poetów, zaklętej w obrazach wielu artystów malarzy, o stosunkach narodowościowych – kotle raniących się narodów, o codziennym życiu w dworach i pałacach ziemiańskich, o środowisku osadników wojskowych, wreszcie o tamtejszych metropoliach, jakimi były Wilno, Mińsk i Lwów. Są i trudne tematy: zbrodnia katyńska, rzeź wołyńska, deportacje i przesiedlenia polskiej ludności w trakcie i po II wojnie światowej czy emigracja jako forma protestu przeciw zmianom terytorialnym, ale również miejscem podwójnego wygnania z ziem rodzinnych i z kraju ojczystego.
Przemysław Czapliński, krytyk literacki, profesor literatury współczesnej, napisał: „Arkadia i piekło, mała ojczyzna i źródło wielkich nacjonalizmów – Kresy w naszych opowieściach mają więcej wcieleń niż realizm magiczny i realizm krwawy”.
Kresy – ponadczasowe
Warto przypomnieć, iż określenie „kresy” do powszechnego obiegu weszło w połowie XIX wieku dzięki Wincentemu Polowi, polskiemu poecie, geografowi, kawalerowi Orderu Virtuti Militari, który użył tego terminu w swym poemacie Mohort (1855 r.). Bohater utworu, stojący na najdalej wysuniętej stanicy Rzeczypospolitej, stary wiarus, strzegący stepów przed nieprzyjacielem, stał się symbolem tej rozległej krainy. W takim rozumieniu Kresy to ziemia bohaterów, którzy swoje życie poświęcili obronie granic i niepodległości państwa, oraz reprezentowanych przez ich cywilizację wartości. Pojmowanie Kresów w ten sposób wykracza zatem znacznie poza dzisiejsze ich rozumienie jako ziem wschodnich naszego państwa w dawnych wiekach. Z tego powodu nie możemy wymazać z pamięci pozostałych na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej mitycznych twierdz, pól bitewnych, słynnych katolickich kościołów, katedr i kolegiat, świątyń innych wyznań tworzących wielokulturową mieszankę. Pozostały tam nekropolie, grobowce i pomniki pamięci, miejsca uwiecznione w poezji narodowych wieszczów i na stronach znanych powieści. A ile wspaniałych Polek i ilu Polaków o znanych i mniej znanych nazwiskach, tworzących narodową kulturę, myśl techniczną, gospodarkę tych ziem, rozwijających zachodnią myśl chrześcijańską, z której do dziś obficie czerpiemy? Pośród wielu wybitnych Kresowian znajdują się królowie, wodzowie, bohaterowie powstań, męczennicy za wiarę, poeci, pisarze i muzycy. Tworząc listę zasłużonych Ojczyźnie, sięgniemy do zamierzchłych czasów średniowiecza, a zakończymy u schyłku XX wieku. Bo takie są właśnie polskie Kresy – ponadczasowe!
Wagony z kilkuset latami historii
Po II wojnie światowej do Polski przemieszczono ponad dwa miliony Polaków z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej. Razem z nimi do wagonów zapakowano kilkaset lat historii. Bez biletu powrotnego. Propaganda komunistyczna nie mówiła wówczas o wysiedleńcach z Kresów Wschodnich, lecz o przesiedleńcach zasiedlających ziemie zachodnie. Zamieniono wygnanie na przeprowadzkę oraz zatarto różnice między przymusem a dobrowolnością. Odtąd kresowa ojczyzna dla Zabużan była już nie tam, gdzie jej miejsce wyznaczała wielowiekowa historia, lecz na obcych dla nich ziemiach poniemieckich. Mimo to Kresowa Atlantyda pozostała częścią dzisiejszej polskości. Pamięć o niej powinniśmy szanować i pielęgnować.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1/2025
Zdjęcia w galerii pochodzą z archiwum Zbigniewa Połoniewicza
/ab