Mężatki, narzeczone, singielki, matki, samotniczki… Około trzydziestego roku życia potrafimy być naprawdę na bardzo różnych etapach. Niektóre z nas dopiero co skończyły szkołę i doskonalą się zawodowo, inne już posiadają trójkę dzieci. Zwykle jednak nie wiemy, czego chcemy od życia.
Ostatnio zwróciłam uwagę na to, jak bardzo różni się miejsce, w jakim jesteśmy w życiu wśród moich koleżanek. Kilka z nich ma już rodziny, inne nadal szukają. Większość z nas nie czuje się jednak jeszcze do końca dorosła, mimo, że od ponad dekady jesteśmy pełnoletnie. Nadal szukamy sensu w tym, co robimy i celu, do którego dążymy.
Będąc singielką, a mając ponad 25 lat, często zastanawiamy się, czy to już staropanieństwo, czy w ogóle zdążymy mieć dzieci. Wokół nas ludzie się zaręczają, biorą śluby, a ty nadal sama, jakoś nikt się nie pojawia. Takie kobiety zwykle chcą mieć rodzinę, ale coś się nie udaje, nikt odpowiedni się nie pojawia.
Zaręczone dziewczyny i młode mężatki zastanawiają się nad momentem na posiadanie dzieci, bo ich pozycja jest już w miarę określona. Jest z kim mieć potomstwo, trzeba tylko znaleźć dobry moment w życiu.
Matki już wiedzą, jak to jest mieć dzieci, nie koniecznie czują się na tym etapie życiowym, co ich koleżanki, które ich nie mają, przez co często szukają raczej wsparcia wśród tych, które są na tym samym etapie. Jednocześnie nie chcą rozmawiać tylko o dzieciach.
Wszystkie łączy to, że czegoś szukają. Jakiegoś oderwania od swojej codzienności. Matki – innego celu, niż tylko wychowanie dzieci (które samo w sobie nie jest złym celem, ale ile można o tym mówić?); młode mężatki – pewności, że w ich życiu coś się jeszcze zmieni i zwykle chodzi o potomstwo; singielki – tego, że ktoś wywróci ich świat do góry nogami i zastanawiają się, co mają do tego czasu robić.
Więc co robić?
Żyć. Nie wykluczać ze swoich kręgów dziewczyn, które są na innym etapie, bo to one dają nam motywację. Rozbijać swoją rutynę robiąc coś ciekawego, odkrywając nowe rzeczy. Przede wszystkim jednak nie zazdrościć sobie nawzajem. Każdy etap ma swoje wzloty i upadki. Matka powie singielce, że ma jeszcze beztroskie życie, a singielka będzie się czuła smutna, bo ona już takiego życia nie chce. Kolejne zaręczyny, czy śluby, które ogląda, sprawiają, że czuje się bardziej samotna niż wcześniej. Jednocześnie to ona może dać matce motywację do działania, do zostawienia dzieci z mężem na kilka godzin i wyjścia z domu.
Przyszłość, której nie umiemy nazwać czy określić, jest frustrująca, ale wydaje się, że zawsze tak będzie. Trzeba się po prostu przyzwyczaić do tego, że możemy nigdy nie poznać sensu naszego życia i iść z dnia na dzień. Wydaje mi się, że to jest ta dorosłość, której szukamy. Zrozumienie tego, a jednocześnie cierpliwość w czekaniu na to, co nadejdzie dla każdej z nas i umiejętność zaakceptowania etapu, w którym się znajdujemy, wydaje się być rozwiązaniem tego ciągłego poszukiwania.
/ab