Jak maj, to czas Pierwszych Komunii, a jak czas Pierwszych Komunii, to w mediach znajdzie się i zdjęcie dziecka wysiadającego z karety przed kościołem (sic!) i szeroka dyskusja na temat prezentów. I tak, jak na temat karety nie zamierzam się wypowiadać, tak na temat prezentów owszem. Jako mama trójki dzieci i chrzestna matka piątki przyznaję sobie miano kogoś w rodzaju eksperta.
Między skąpstwem a rozrzutnością
Opinie na temat prezentów są skrajne – od takich, że dziecko nic nie powinno dostać, bo jego prezentem jest przyjęcie Jezusa do serca, po takie, gdzie podaje się dokładne sumy pieniędzy, jakie należy włożyć do koperty i rozstrzyga wątpliwości, czy wystarczy ofiarować tablet, czy raczej wypada kupić laptop. Generalnie wśród zaproszonych członków rodziny panuje lekki popłoch – nikt nie chce wypaść jak skąpiec, ani pchać się przed szereg z jakimś nierozsądnie kosztownym podarunkiem. Rodzice zachodzą w głowę, czy prezenty dać dziecku w dzień Pierwszej Komunii w czasie przyjęcia, a może kolejnego dnia, a może w ogóle, gdy skończy się Biały Tydzień, żeby się nie skupiło na podarunkach, tylko na tym, co najważniejsze. Generalnie taki problem, jaka rodzina. Jeśli jest „tradycyjnie wierząca” i Pierwsza Komunia stanowi zasadniczo okazję do rodzinnego spotkania, nie występują tam dylematy, czy podarunki rozproszą dziecko. Inaczej, kiedy rodzicom zależy na jak najlepszym przeżyciu przez syna lub córkę pierwszego pełnego uczestnictwa w Eucharystii. Często jest jeszcze taki problem, że istnieje w tym względzie spora różnica między rodzicami a częścią gości. Uważam, że głos rodziców powinien być rozstrzygający, ale powinni być oni przygotowani na zaradzenie i takiej sytuacji, gdy wbrew wcześniejszym ustaleniom ciocia wręczy kopertę, a dziadek komórkę.
Mieć dystans do innych i do samego siebie
Kiedy goście wiedzą lepiej, jak się powinno świętować Pierwszą Komunię i co się dziecku należy, warto złapać dystans – i do nich, i do swojego pragnienia ideału. Z własnego doświadczenia wiem, że są takie ciocie, wujkowie, dziadkowie, którzy nie wyobrażają sobie, żeby czegoś na przyjęciu nie ofiarować. Jeżeli są to osoby starsze, tym trudniej przekonać je do naszej koncepcji. I nie warto robić z tego powodu afery. Uważam, że sukces zasadniczo zależy od tego, jak dziecko zostało przygotowane do Pierwszej Komunii. Jeżeli przeżyje ją głęboko, jeżeli będzie świadome tego, co się dzieje, co jest jej istotą, to nie przeszkodzi mu ani zegarek, ani nawet dwa tysiące w kopercie. Ani dziesiątki innych rzeczy, których nie potrafimy przewidzieć. Nie zapomnę, jak podczas Pierwszej Komunii jednego z moich dzieci pewna pani, zobaczywszy, że jej córka ma przekrzywiony wianek, przed samym podejściem dzieci do ołtarza rzuciła się do ławki żeby go poprawić, przepychając przy tym niedelikatnie inne dziewczynki. No i jak można się na coś takiego przygotować? To dziecko musi być wewnętrznie przygotowane, a my jako rodzice mamy obowiązek mu w tym dopomóc i otaczać je modlitwą. Tam, gdzie to możliwe, przyda się czasem delikatna interwencja albo słowo wyjaśnienia, a na pewno czujność – np. jeden z naszych synów dostał znak zodiaku, „bo medalik na pewno ma”. Afery nie było, starszej osobie, która go ofiarowała, nie robiliśmy wykładu, zawieszki (której syn nigdy nie nosił) pozbyliśmy się z czasem.
Dobre i złe prezenty
Ze swojej Pierwszej Komunii pamiętam tę wyjątkowość spotkania z Eucharystycznym Jezusem. Ale pamiętam też, jak bliska przyjaciółka mojej mamy, dla nas „ciocia”, ofiarowała mi delikatny, kobiecy zegarek na białym pasku, a było to w czasach, kiedy zegarek to było „coś”. To był dla mnie bardzo radosny dzień. Zarówno biała, koronkowa sukienka, jak i zegarek podkreślały wyjątkowości okazji, która nas wszystkich razem zebrała. Nie przyćmiły Komunii, dopełniały radości Spotkania. Kiedy wiele lat później jako matka zastanawiałam się, jakie prezenty są odpowiednie na tę okazję, to nie postrzegałam tych nie związanych z religią jako „złych”, chociaż uważam za dobrą praktykę obdarowywanie dziecka czymś, co nawiązuje do wiary. Ceniłam też sobie, kiedy członkowie rodziny konsultowali się z nami, ale nie wszyscy to robili (patrz: znak zodiaku). W związku z tym zdarzało się też, że podarunki dublowały się i na półkę trafiały np. dwa egzemplarze tej samej książki, tylko z różnymi dedykacjami.
Od drugiego dziecka począwszy sugerowaliśmy, że kto ma taką wolę i możliwość, może się dorzucić w dowolnej kwocie do planowanej wyprawy do Rzymu. Przyszło na nią trochę poczekać, ale syn pamięta ją do dziś. Bo podróż do kolebki chrześcijaństwa okazała się być odpowiednim i wyjątkowym prezentem. Moja siostra i szwagier zabrali syna do Fatimy, ale nie trzeba wyjeżdżać za granicę. Są w Polsce miejsca wyjątkowe, związane z kultem Eucharystii (jak choćby Sokółka), maryjnym lub bliskich nam świętych. Dobrze przygotowana wyprawa do takiego sanktuarium będzie pamiętnym prezentem.
Ostentacja vs. brak
Jednak musnę temat tej karety. W poniedziałek po Pierwszej Komunii dzieci spotykają się w szkole i póki co nie wynaleziono metody, żeby zapobiec wymianie informacji, kto co dostał i gdzie odbyło się przyjęcie. Pomijając bardzo wąskie środowiska, różnice między dziećmi potrafią być znaczne, tak jak różni się zasobność rodzin. Ktoś bawił się w hotelu i dostał nowy laptop, a ktoś miał obiad w domu i otrzymał drobiazg. I tu apel do rodziców – i do tych bardziej i do tych mniej zasobnych. Po pierwsze, uczyć dzieci wrażliwości oraz klasy, która wyraża się między innymi w braku ostentacji oraz wywyższania się. Po drugie, nawet mając mniejsze możliwości finansowe należy dopilnować, żeby upominek dla dziecka sprawił mu radość, a nie stanowił przyczynę smutku i złego samopoczucia. Warto złożyć się na jeden sensowny prezent. A do rodziców mam apel, żeby nie obciążali dziecka, ciągle mu powtarzając, że brakuje pieniędzy. Niech w miarę nawet skromnych możliwości zostanie włożony maksymalny wysiłek w to, żeby był dla niego to radosny i pamiętny dzień.
Oto jest dzień, radujmy się
Dla moich dzieci samo spotkanie się w poszerzonym rodzinnym gronie było radością. Cieszyły się nie tylko z zabaw z kuzynami, ale z tego, że dla starszej generacji znalazły się w centrum uwagi. To utwierdzało je w przekonaniu, że ten dzień w ich życiu jest rzeczywiście wyjątkowy. Warto nam rodzicom o tym kontekście pamiętać. Czasem można się tak zapętlić w przygotowaniach, tak zafiksować na swoich oczekiwaniach, albo tak stresować brakami, że atmosfera staje się nieznośnie nerwowa. A powinna emanować radością i być okazją, by tą radością i pokojem przyciągnąć do Jezusa także tych członków naszej rodziny, którym do Niego dalej.
/mdk