Październik 2019 roku został ogłoszony przez papieża Franciszka nadzwyczajnym miesiącem misyjnym pod hasłem: Ochrzczeni i Posłani. Miesiąc ten wzywa wszystkich ochrzczonych do bycia świadkami i misjonarzami, ale także do troski o misje i misjonarzy. Chciałbym podzielić się z Wami, drodzy czytelnicy, swoim świadectwem misyjnego życia.
Nazywam się Adam Wiński i jestem od 11 lat szczęśliwym księdzem archidiecezji białostockiej. W tym miesiącu rozpocznę 5 już rok misyjnej przygody na mojej ziemi świętej, jaką jest Kuba. Diecezja Bayamo i Manzanillo, w której posługuję, znajduje się ponad 800 km od Hawany, a zgodnie z zasadą im dalej od stolicy, tym trudniej, biedniej i gorzej. Obecnie jestem proboszczem katedry p.w. Santisimo Salvadore i moja parafia liczy ponad 100 tysięcy wiernych, a do najdalszych kaplic mam ponad 50 km. Na terenie parafii mam 8 kaplic, gdzie każdej soboty czy nie-dzieli odprawiam Eucharystię i sprawuję posługę sakramentalną. Posługuję też w szpitalu i dwóch więzieniach, pracuję z dziećmi z zespołem Downa, ludźmi zarażonymi wirusem HIV oraz jestem diecejalnym odpowiedzialnym za duszpasterstwo młodzieży. Pracy na misjach nigdy nie zabraknie – więc Pan nieustannie zaprasza, może także i Was! Misje to nie trud i obowiązki, ale wielki przywilej głoszenia i stawania się dla innych Chrystusem.
Kuba to wyspa o dwóch twarzach. Z jednej strony to wsypa jak wulkan gorąca przepełniona tańcem pięknych kobiet, zapachem cygar, smakiem rumu i widokami palm królewskich – taką wizję wyspy mają turyści wypoczywający w luksusowych hotelach. Z drugiej strony to kraj biedy (średnio Kubańczyk zarabia równowartość 20 dolarów, przy czym butelka oliwy kosztuje dwa dolary…), snów o emigracji (25% Kubańczyków żyje na Florydzie), wielogodzinnych kolejek do sklepów, w których i tak niewiele można kupić… Kuba to wyspa w sensie geograficznym i każdym innym. Od prawie 60 lat ,,triumfuje” tutaj komunizm, który doprowadził ten piękny kraj do ruiny gospodarczej i moralnej. Próby wyrzucenia Boga na margines znacznie uśpiły wiarę w ludziach, ale struna religijna obecna w sercu każdego człowieka jest i zadaniem misjonarza jest ją poruszyć, a w tym Pan Bóg naprawdę zaskakuje.
Pierwszym cudem misji jest to, że Pan Bóg wychowuje mnie do bycia uczniem, do stawania się małym dzieckiem ufającym Dobremu Bogu. Wszystkie moje plany i sny o wielkości Pan wywraca do góry nogami i z uśmiechem powtarza – tylko za-ufaj Mi! Ostatnio wśród rozlicznych planów nie zaplanowałem dengi, tropikalnej choroby roznoszonej przez komary… Zaatakowała mnie w momencie najmniej oczekiwanym i przez siedem dni próbowała moją małą wiarę. Denga to zmutowany wirus powodujący ogromne bóle mięśni i kości, głowy i oczu, wysoką i trwającą kil-ka dni gorączkę oraz wymioty. Najgorsze jest to, że praktycznie nic nie można zrobić, trzeba cierpliwie przeleżeć. Paradoksalnie leżąc z gorączką na ciągle mokrym od potu łóżku, stawałem się bardziej misjonarzem uczniem niż w wielkich dziełach ewangelizacji. Kiedy każdy ruch sprawia ból, wszystko może być przeklęte, albo radośnie oddane – Ty Panie możesz uczynić z tego coś pięknego, wiec do pracy Jezusie! Wszyscy możemy być misjonarzami ofiarując swoje cierpienia, nawet małe trudności za misje i misjonarzy. Proszę Was, abyście w tej misji uczestniczyli!
Drugim cudem misji jest bezdomność misjonarza. Ja naprawdę nie mam domu, ani funduszy na koncie w banku. Misjonarz nie ma domu, aby swoje korzenie mieć jedynie w Bogu. Nie ma też wystarczającej ilości pieniędzy, ale wie, gdzie ich szukać – przy sercu Boga są największe banki świata, a pinem jest prośba, żebranie. W prowizorycznym raju komunizmu wszystko jest ostatnie i niewystarczające. Ostatnie miesiące to nieustanny kryzys i chwilowo brakuje wszystkiego. Na stacjach paliw stoi policja i wydziela po 10 litrów benzyny na samochód. Przejściowe trudności w dostępie do prądu i wody spowodowały skrócenie czasu pracy szkół i sklepów, a na sklepowych półkach robi się pusto. Te przejściowe, trwające prawie 60 lat trudności wzywają do silnego zakorzenienia się w Chrystusie.
Kolejnym cudem misji jest dla mnie poczucie, że ciągle jestem w domu. Zmienia się język, kolor skóry, kontynent – ale Chrystus jest ten sam. Kiedy wyjeżdżałem na misje, powiedziałem sobie: Adam, spokojnie, Chrystus tu był, jest i będzie! Na-pełnia mnie to spokojem, bo Kościół jest Chrystusa i kiedy wszystko zaczyna się sypać, wołam: Kościół jest Twój, więc spokojnie idę spać, a Ty się przejmuj. Kiedy odwiedzam moje wspólnoty – a niedzielnych Mszy Świętych (od soboty popołudniu do niedzieli w nocy) odprawiam aż 8! Wszędzie spotykam twarze konkretnych ludzi. Znam ich życie, rodziny, problemy, zawiłe sytuacje, słabości. Tu jest moja rodzina i jestem w niej szalenie zakochany. Cudem jest przysiąść na po-łamanym krześle i popatrzeć w oczy staruszce, której problemów nie mogę dziś rozwiązać, ale mogę uśmiechnąć się, potrzymać za rękę, przytulić. Nawet bezsilność przeżywana razem jest piękna, bo jest przebywaniem z Silnym Bogiem.
Czwartym cudem misji jest wyzbycie się snów o wielkości. Wielki jest Bóg a ja jestem Jego małym uczniem, który patrzy, słucha i wierzy. Lubię odwiedzać więzienia i spotykać się z ludźmi skutymi kajdankami jak na amerykańskich filmach. Poczytać z nimi Ewangelie i posłuchać, jak oni rozumieją Chrystusa. Lubię pójść do szpitala i usiąść bez słów obok umie-rającego, wycierając kropelki potu. Lubię opowiadać dzieciom o cudach Jezusa i słuchać ich fantazji o Niebie, wysłuchać dziesiąty raz kłamstw alkoholika starającego się wyłudzić pieniądze na rum. I mieć do wszystkich uśmiech i cierpliwość. Ja, uczeń w szkole Chrystusa.
Piątym cudem misji jest wyzbycie się dzielenia ludzi na dobrych i złych, wierzących i walczących komunistów. Budować mosty, aby Pan przychodził. Zapominać krzywdy i pytać partyjne-go, jak czuje się jego żona i dzieci. Kiedy w lutym zmieniałem parafię, to cudem było, że najbardziej płakał drugi sekretarz i przyszedł pożegnać się z butelką rumu…
Szóstym cudem jest mnożenie się środków materialnych i życzliwych ludzi, którzy chcą pomagać misji. Do tej pory udało mi się zbudować 9 do-mów moim najbiedniejszym parafia-nom, opłacać miesięczne stypendia 32 uczniom i studentom, otworzyć dwie stołówki dla ubogich, otaczać pomocą Caritas ponad 300 osób. Wszystko to małe cuda wielkiej Dobroci Boga. Misje to otwieranie buzi z zachwytu, jak wielki i cudowny jest Bóg.
Już drugi rok organizujemy przy po-mocy studentów z Polski z ruchu Komunia i Wyzwolenie ( w tym roku pomagali również diakoni białostockiego seminarium duchownego) wakacje dzieciom w ich miejscach zamieszkania. Jest to czas dobrej zabawy, miłego spedzania czasu i najczęściej pierwszego dla dzieci kontaktu z Kościołem i Panem Bogiem. Podczas tych zabaw z dziećmi podszedł do mnie Kevin – ciemno-skóry pięciolatek i pokazał palcem na obraz serca Jezusa i powiedział – ty mi przypominasz Jego… Życie chrześcijanina to właśnie to – być podobnym do Jezusa, przypominać Jezusa, stawać się podobnym do Jezusa.
Kuba to kraj misyjny, są tu jeszcze całe wioski, które nic nigdy o Bogu nie słyszały. Pamiętam pierwsze spotkania na odległych od miasta wsiach, kiedy starsze już kobiety, patrząc ze łzami na figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus, pytały mnie: a to dziec-ko, co ta Pani trzyma, to chłopczyk czy dziewczynka jest?
Drodzy czytelnicy – misje nie zależą od położenia geograficznego, ale są usposobieniem naszych serc, aby mówić od serca do serca. Ludzie zmęczeni są doktrynerstwem i zawiłymi dyskursami. Świat zamarza i potrzebuje ciepła Serca Bożego. Tutaj prowadźcie ludzi, przytulając się razem z nimi do Dobrego Boga. Świat potrzebuje reanimacji od serca do serca. A kto daje, po stokroć więcej otrzymuje. Być dla ludzi balsamem miłosierdzia, częstować innych słodyczą obcowania z Bogiem. Idźcie i głoście! Idźcie i dzielcie się, a Pan uczyni cuda!
Ks. Adam Wiński
/md