Słowa „jestem dumna z Kościoła” dla wielu w naszych czasach wydają się coraz trudniejsze do wypowiedzenia. Media, ludzie niewierzący, a nawet wierzący (regularnie lub od święta) lubią się koncentrować na wadach i wytykać słabości instytucji Kościoła. Taka jest natura mediów, które są w pełni świadome, że tylko to, co szokujące, pełne mięsa i krwi, ukazując mroczne strony tego świata, dobrze się sprzedaje. Taka jest także natura wielu ludzi, którzy doświadczeni przez życie w ten czy inny sposób, wolą słyszeć i rozmawiać o upadkach czy błędach innych – tym bardziej tych, którzy mają eksponowaną pozycję, dobre stanowisko czy zaszczytny status społeczny. Kościół jest w naszym kraju na wysokiej pozycji – wpływa na życie społeczno-polityczne i wypełnia naszą polską codzienność. W czasach, w których żyjemy, ludzie zaczęli odchodzić od Kościoła – żyje im się coraz lepiej, więc mniejsza jest ich potrzeba tworzenia wspólnoty religijnej i szukania wsparcia w wierze (oraz – co za tym idzie – wymagań, które wiara przed człowiekiem stawia). Społeczeństwo się bogaci, jest coraz bardziej nowoczesne i samodzielne, a to dla wielu jest przeciwieństwem instytucji religijnej, która daje schronienie, pomaga odnaleźć Boga, tworzy wspólnotę, ale też wymaga, mówi o sprawach trudnych, a niektórych rzeczy wprost zakazuje. To bywa bardzo niewygodne i utrudnia życie, w którym chce się żyć zgodnie z najnowszymi trendami – duchowości, indywidualizmu czy filozofii – wolności do końca. Jednak właśnie z tego powodu jestem dumna z Kościoła – dlatego, że wiara i Bóg, który jest sednem jego istnienia, nie zmienia się i nie ulega żadnym „nowomodom”. W Kościele znalazłam miejsce spójne, trwałe i niezmiennie uczące tych samych wartości. Dumna jestem, że mam dar wiary i możliwość bycia częścią Kościoła, który mi tę wiarę umacnia.
Jestem młodą kobietą żyjącą w stolicy jednego z największych państw Unii Europejskiej. Skończyłam studia 10 lat temu i od tego czasu pracuję w mediach. Mieszkam w centrum, wieczorami spotykam się z przyjaciółmi, podróżuję, bawię się, staram się dbać o ciało i rozwijać intelektualnie. Oprócz ambicji zawodowych, tak jak większość młodych ludzi, chcę założyć rodzinę – związać się z dobrym człowiekiem, urodzić dzieci, zbudować nasz wspólny dom. Nie różnię się od dziewczyn w moim wieku. I tak jak one żyję w Europie pokoju, równouprawnienia i swobody wyboru ścieżki życiowej. Mam swoje rozterki i znaki zapytania, na które staram się znaleźć odpowiedź – świat wkoło oferuje mi wiele podpowiedzi. W zasadzie wedle tego, co czytam i oglądam – mogę wszystko. Gazety i poradniki na półkach księgarni radzą mi, jak znaleźć partnera, jak uwieść, utrzymać lub porzucić. Słyszę, że muszę mieć zgrabne ciało i w tym też mogę się podeprzeć lekturą, dostępnymi zabiegami czy lekami. Moja relacja z rodziną, znajomymi czy współpracownikami może być poprawiona dzięki dostępnym poradnikom, terapiom i kursom; pustki wewnętrzne, lęki czy stresy – wyeliminowane przez szkolonych coachów, wymasowane lub wyleczone na wycieczce, albo zasypane stertą rzeczy nabytych w centrach handlowych (zwanych przez niektórych galeriami). Gdy jest mi źle, mogę iść się zabawić, gdy czegoś nie dostaję – zdobyć w inny sposób, gdy coś jest za trudne – zostawić, gdy mało atrakcyjne – wymienić, gdy nudno – ach, tu ofertom nie ma końca. Można żyć bardzo przyjemnie i znaleźć odpowiedź na każdy ból serca czy wyrzut sumienia – aż do momentu, kiedy przyjdzie następny, ale i wtedy znajdzie się nowa metoda na zbudowanie ożywczej filozofii i wszystko na jakiś czas znowu będzie kolorowe. Starając się w tym wszystkim odnaleźć, można się pogubić. A Kościół stoi otwarty i niezmiennie czyta tę samą księgę mądrości. Księgę, w której historie są stare, te same, zawierające od wieków identyczne wskazówki i podpowiedzi. Jestem szczęśliwa, że jest takie miejsce, które pozwala w chaosie tego świata znaleźć stałość i spokój. W natłoku informacji pomaga mi spotkać się z Bogiem i opowiedzieć te historie, które mają w sobie odpowiedzi na pytania nurtujące mnie i moich najbliższych.
Kościół nie podąża w kierunku nowoczesnych zmian zmianami, choć można dyskutować, czy to dobrze, czy źle. Ja koncentruję się na tej niezmiennej tajemnicy zawartej w tabernakulum, która jest moim zdaniem najistotniejsza. Nie ma nikogo i niczego, co tak jasno może mi wytłumaczyć i pomóc w danej sytuacji, jak łaska, którą czuję w modlitwie czy gdy klękam podczas Eucharystii. Nie wiem, jak poradziłabym sobie z pokusami, nerwami, wyborem pracy, właściwej drogi, gdyby nie otwarte ramiona Kościoła, które dają schronienie i miejsce gdzie można znaleźć ciszę. Tylko w ciszy można poukładać w głowie sprawy świata, który nieustannie dostarcza nam nowych bodźców i pomysłów na życie. Wiem, że mogę znaleźć Boga i modlić się wszędzie – w lesie czy w sypialni. Niektórzy twierdzą, że w relacji z Nim niepotrzebna jest instytucja Kościoła. Moja wiara i miłość, którą czuję, na co dzień spacerując czy pracując, jest silna na tyle, na ile prowadzę dialog. Natomiast Kościół jest tym miejscem, gdzie wiem, że zawsze uzyskam wsparcie. Miałam to szczęście, że na swojej drodze spotkałam wielu mądrych duszpasterzy, którzy nauczyli mnie, ile Kościół może mi dać, jeśli spojrzę na niego i ludzi z nim związanych jako ziemskich, może nie do końca idealnych, bo zwykłych, ludzkich, słabych i ciągle poszukujących, ale otwartych na pomoc. Kościół to nie tylko dom Boży, świątynia, miejsce modlitwy. Kościół to przede wszystkim ludzie, którzy go tworzą. Jestem dumna z osób duchownych, które pomagają nam, osobom świeckim, spojrzeć na Kościół jako na ziemskie miejsce, do którego można przyjść, zanurzyć się w modlitwie i poczuć choć na chwilę sens istnienia. Jestem dumna z Kościoła, że jest otwarty na ludzi i pomaga im znaleźć siebie, Boga w całym pięknie tego świata. Ufam, że dopóki będzie miejsce, gdzie mogę być sobą i otworzyć się na to, co Bóg ma mi do powiedzenia – czy to przez duszpasterza, liturgię, czy ciszę modlitwy – moje życie będzie lepsze.
Gabriela M. Buczek