Pierwsi chrześcijanie gromadzili się na grobach zmarłych, zwłaszcza męczenników, aby tam się modlić. Oddając im cześć wielbili Boga, którego łaska nie była w nich daremna. Odwiedzali także groby swoich bliskich zmarłych, by prosić o wieczny pokój dla nich. Z nadzieją wspominali zmarłego. Jakie ma być nasze świętowanie?
„Zatrzymaj się, to przemijanie m sens… ma sens… ma sens!” – pisał Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim”. Te słowa, w czasie pierwszych dni listopada wielokrotnie pojawią się w naszej przestrzeni życiowej. Jedno jest pewne, to czy ich treść dotrze do naszego umysłu i serca, zależy tak naprawdę tylko od nas.
Ważne początki
Charakter pierwszych dni listopada ma swe źródło już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Pierwszy dzień listopada stanowi okazję do uświadomienia prawdy, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości oraz że jej źródłem jest Bóg. Liturgia ukazuje niezliczoną rzeszę zbawionych, którzy po trudach doczesności, realizowanej w jedności z Chrystusem, osiągnęli szczęście wieczne. Dzięki nim Kościół staje się znakiem zbawienia dla ludzi konkretnej epoki Kościoła. Jest „jakby sakramentem zbawienia”.
Początek uroczystości Wszystkich Świętych został niejako poprzedzony chrześcijańskim zagospodarowaniem pogańskiej świątyni, rzymskiego Panteonu. W VII w. papież Bonifacy IV zgromadził w niej relikwie męczenników, których miejsca pochówków były zaniedbane. Tych szczątków było bardzo dużo. Celem tego była chęć uczczenia w Panteonie świętych, którzy nie mieli swego miejsca w kalendarzu. W 837 r. Grzegorz IV zarządził, aby odtąd 1 listopada był dniem poświęconym pamięci wszystkich świętych Kościoła katolickiego. Na prośbę cesarza Ludwika Pobożnego rozszerzono uroczystość na cały Kościół.
Dzień Zaduszny jest świętem Wszystkich Zmarłych. Już od wczesnej starożytności Kościół podczas celebracji Eucharystii modlił się za zamarłych. Wierni praktykowali modlitwę za zmarłych w trzecim, siódmym i trzydziestym dniu po śmierci. Natomiast opat Odylion z Cluny w 998 roku zarządził modlitwy za zmarłych 2 listopada. Ta praktyka szybko rozszerzyła się na kraje europejskie. Na cały Kościół ten liturgiczny obchód rozciągnął papież Benedykt XV w 1915 roku.
Wyhamować
Nie ulega wątpliwościom, że żyjemy w nieustannym pośpiechu. Czy potrafimy się zatrzymać? Chociaż na czas pierwszych dni listopada?
Zależy to od nas. Mamy pewne okazje, „przystanki na zatrzymanie się”. Pierwszym takim przystankiem, niejako naturalnym jest niedziela. Wystarczy gdybyśmy świętowali ten dzień, tak jak należy. Wejście w rytm świąt w ciągu całego roku, pomaga w tym, aby nauczyć się świętować i zatrzymać. Każde święto może być dla nas momentem przystanku. Takie dni są nam niezmiernie potrzebne. I chociaż może nam się wydawać, że tracimy na to czas, to nam potrzeba takich „zatrzymań”.
Kolejny ważny aspekt. Nasze ziemskie życie ciągle się wydłuża. Medycyna ciągle zaskakuje w staraniach o poprawę ludzkiego zdrowia. Jednocześnie koncerny farmaceutyczne proponują nam leki na wszelkie możliwe schorzenia. Z drugiej strony, ci, którzy mają już za sobą te 70 czy 80 lat życia, mówią: „jak to szybko zleciało”, „takie to jest wszystko krótkie”.
Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, choć w różny sposób, to przypomina nam o śmierci. I nie chodzi o straszenie. Musimy przyznać rację filozofom antycznym, bądź wielkim myślicielom duchowości, że rozmyślanie o śmierci jest bardzo wskazane. To ono porządkuje nasze życie. Ono nie ma nas przytłaczać czy gnębić. Od tej rzeczywistości nie uciekniemy, mimo że możemy żyć dłużej, niż nasi pradziadowie.
„Życie zmienia się, ale się nie kończy”. Dlatego warto spojrzeć w czasie tych dni, czy moje życie jest właściwie ukierunkowane. Tak jak w znanej historii związanej z życiem św. Jana Bosko. Znany duszpasterz grał w szachy i ktoś go spytał: „Co byś robił, gdyby za dwie minuty
miał być koniec świata?”. „Grałbym dalej w szachy” – odpowiedział święty wychowawca. Jako człowiek wierzący mam być gotowy. Moja śmierć, będzie niejako „końcem świata”. Jeśli pamiętamy o takim ukierunkowaniu, to moje odchodzenie, pomaga mi porządkować moje życie, zatrzymywać się, doceniać każdą chwilę.
Modlitwa, Modlitwa, Modlitwa
Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to dzień relacji, łączności. W tych dniach powinniśmy być razem. Z ludźmi nam bliskimi, z tymi, którzy są tutaj jeszcze na ziemi. To okazja do spotkań i wspomnień. Ale jednocześnie to moment, tak jak w wyznaniu wiary, aby doświadczać „świętych obcowania”. Bardziej konkretnie, doświadczać możemy bliskości z tymi, którzy są w niebie, bądź w czyśćcu.
Składamy kwiaty czy zapalamy znicze na grobach. A to jest znak naszej łączności z tymi, którzy są „po drugiej stronie”, którzy żyją także w naszej pamięci. Tam, gdzie może zabrakło za życia: miłości, czasu, pamięci. To właśnie teraz postójmy w zadumie, modlitwie przy grobie. Poświęćmy ten czas. Przeżywanie tych świąt, zależy tak naprawdę od nas. Przeżyjmy z wiarą Eucharystię, przy grobie bliskich złączmy się w modlitwie.
Prosimy dla zmarłych w słowach modlitwy: „a światłość wiekuista niechaj im świeci”. Symbol światła wyraża niebo, szczęście. To światło jest w stanie oświecić ciemności naszego umysłu, pochłoniętego codziennością. Jest w stanie nas duchowo ogrzać. Starajmy się, aby ta
symbolika nam nie umknęła w natłoku kolorów, różnorodności kształtów i grobowych ozdób.
Kwiaty, tak jak za życia ofiarowujemy komuś, bo darzymy tę osobę życzliwością, naszej pamięci. Przynosimy je na imieniny bądź urodziny. Tak też przynosimy je na grób. Bo nadal myślimy, pamiętamy. Kwiaty i zapalony znicz są konkretnymi znakami naszej pamięci i wiary w zmartwychwstanie.
Przemieniająca nadzieja
Zadziwiająca jest rzecz, która wskazuje, że najstarsze ślady działalności człowieka odnajdujemy najczęściej na cmentarzach. Pierwsze groby pochodzą nawet z okresu ok. 10 tys. lat przed Chrystusem. W nich znajdowane są przedmioty codziennego użytku. Jest to przykład dla nas, że niejako od zarania dziejów, od początku ludzkości była wiara w życie pozagrobowe. I takie przekonanie jest w każdej kulturze. Coś w człowieku jest naturalnego, że wierzy w to, iż życie nie kończy się. Jest to niejako wpisane w ludzką naturę.
W pierwszych wiekach naszej ery, miejsce pochówku zmarłych chrześcijanie zaczęli nazywać w duchu nadziei płynącej z Ewangelii. Świat pogański, w którym musieli żyć, używał określenia: nekropolia – z gr. ‘nekropolis’, które możemy przetłumaczyć jako miasto trupów, zmarłych. Nawet niezbyt przyjemnie brzmi takie tłumaczenie. Chrześcijanie z kolei, takie miejsca nazywali: cmentarzem. To spolonizowane określenie, pochodzące z języka greckiego (‘koimeterion’) i łacińskiego (‘cemeterium’), które tłumaczy się jako miejsce, gdzie się śpi i czeka na zmartwychwstanie. Wierzyli, że ich bliscy zasnęli w Chrystusie.
Kościół nie czynił tego dlatego, że chciał być „oryginalny” w świecie, który był mu przeciwny. Chrześcijanie żyli Chrystusem. Ich życie przepojone było nadzieją życia wiecznego, dlatego przemieniali świat zewnętrzny według tego czym żyli.
Zagrożenia i szanse
Listopadowe święta niosą pewne zagrożenie. W pogoni za najładniejszymi chryzantemami czy zniczami, które biją rekordy w długości czasu palenia; możemy zgubić istotę tych świąt. To od nas zależy, czy właśnie odwiedzając cmentarz będziemy potrafili się zatrzymać. Nawet, jeśli tak jak to czasem bywa, do przebycia będziemy mieli sporą liczbę kilometrów.
Nie dajmy się też wciągnąć w komercjalizację tego okresu. Kupmy znicze czy kwiaty wcześniej, nie w dniu świętowania. Nie zaprzątajmy sobie głowy zakupami. Skupmy się na właściwym przeżywaniu tych dni. Niech pobyt na cmentarzu będzie miał charakter religijny. Wejdźmy w atmosferę zadumy i modlitwy. Dziękujmy Bogu za wszystkich świętych, którzy są dla nas przykładem i wstawiają się za nami. A jednocześnie pamiętajmy o tych, którzy od nas odeszli i potrzebują naszej modlitwy.
ks. Marek Weresa
/md